polacy-online.pl polacy-online.pl
325
BLOG

Rozmowa z Bartoszem Józwiakiem, Prezesem Unii Polityki Realnej

polacy-online.pl polacy-online.pl Polityka Obserwuj notkę 0

Jak to jest być Prezesem UPR? Partii pozaparlamentarnej, o burzliwej historii i programie, który jak dotąd nie zyskał uznania wyborców?

To bardzo obszerne pytanie, więc pozwolę sobie trochę się rozwinąć.

Repertuar odczuć osobistych, w przypadku ubiegania się, obejmowania i sprawowania funkcji prezesa partii politycznej, jest dość szeroki. W moim przypadku, przebiegał od pewnego niepokoju z okresu ubiegania się o funkcję prezesa, do bardzo pragmatycznego oglądu rzeczywistości i realizacji dość ściśle nakreślonego przez siebie planu (dziś).

Staram się nie ulegać nadmiernym emocjom i nastrojom chwili, a skupiać się na celu, jaki sobie postawiłem. Myślę, że sfera doznań osobistych jest w gruncie rzeczy podobna w przypadku każdego prezesa i nie jest zależna od partii. Prowadzenie ugrupowania politycznego jest zawsze nowym doświadczeniem. I to nawet dla osób, które obejmują taką funkcję któryś raz. A wynika to z dynamiki sceny politycznej i ciągłej zmienności warunków wewnętrznych i zewnętrznych w jakich przychodzi pracować. Zawsze stajemy na scenie z zupełnie nową scenografią i widownią, dlatego największym błędem jest stagnacja w rozwoju i trzymanie się ciągle tej samem formy działania. Najtrudniejsza jest tak naprawdę przysłowiowa „samotność tego, który dowodzi”.

To jest taka samotność w przenośni, ale bardzo odczuwalna (nikt nie podejmie za ciebie decyzji, nikt nie weźmie ostatecznie ciężaru wyboru i ewentualnych konsekwencji). Pomoc, dobre rady, wszystko kończy się w momencie podejmowania decyzji. W tym momencie pojawia się ta samotność, która jednakowoż jest istotą tej funkcji. Być może, dlatego ludzie często uciekają w łatwiznę demokracji? Tu jednak nie należy uciekać, tylko trzeba się z nią oswoić, inaczej nic się nie uda, a ugrupowanie, formacja, państwo, któremu przewodzimy stanie w dryfie donikąd (UPR już to nie tak dawno przeżywał).

Jeśli chodzi o specyfikę partii pozaparlamentarnej, to jest ona oczywiście bardzo wyraźna. Nie ukrywam, że polski system finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz wprowadzenie progów wyborczych, jest rozwiązaniem skandalicznym, ademokratycznym i rodzącym patologie. To, co miało być, zdaniem naiwnych, remedium na bolączki nielegalnego finansowania polityków i ich partii, zrodziło w efekcie kastę czterech ugrupowań parlamentarnych, wydających na wybory i autopromocję gigantyczne pieniądze podatników i biedną resztę. Można powiedzieć, iż w tym systemie logika polega na tym, „że my prowadzimy kampanie wyborcze za swoje pieniądze i partie parlamentarne też prowadzą swoje kampanie za nasze pieniądze” (że użyję tu świetnego sformułowania Marszałka Marka Jurka).

Ten, zbudowany ustawowo, rozdźwięk finansowy, w jawny sposób narusza zasadę równych szans i uczciwej konkurencji oraz ogranicza możliwość reprezentowania poglądów niektórych, licznych osobowo grup społeczeństwa (np. popierających ideową prawicę). Dodatkowo prowadzi do ograniczania swobody wyboru, poprzez zmuszanie obywateli do wybierania z niewielkiej puli opcji politycznych. Kompletnie zaś nie likwiduje możliwości nielegalnego finansowania partii i kampanii. Dlatego też prowadzenie partii pozaparlamentarnej, w sytuacji tak patologicznego systemu finansowania partii jest nad wyraz trudne.

Do tego, jeśli jest to partia stricte ideowa, nie konformistyczna, to w dzisiejszym świecie konsumpcyjnym i w dużej mierze bezideowym (przy czym ta bezideowość nie jest wynikiem kryzysu idei, jako takich, ale wyraźną konsekwencją braku zdolności do rozumienia świata idei i wartości, co z kolei jest wynikiem systemu edukacji i poziomu kształcenia oraz standardów wychowania; nie przyswoimy sobie kompleksowo czyli tak aby było to widoczne w „myśli i czynie” czegoś, czego nie rozumiemy) stwarza ogromne problemy i wymaga dużych nakładów pracy. Ale nie jest niemożliwe i nie musi być skazane na porażkę. To tylko kwestia wyboru drogi i wiary w jej słuszność.

Burzliwa przeszłość? UPR, najstarsza nieprzerwanie funkcjonująca pod swoją nazwą partia w Polsce, rzeczywiście przechodził burzliwe dzieje. Tyle tylko, że przyczyna wszelkich zawirowań była zawsze taka sama: Pan w muszce i jego, wręcz chorobliwy egocentryzm, który zawsze, prowadził do eliminacji wszystkich zdolnych ludzi w partii, którzy mogliby zagrozić dominacji „wodza”. Na szczęście, od jesieni 2009 r. UPR jest już wolna od tego problemu i teraz, kiedy udało się dodatkowo zakończyć sądownie sprawy formalnego przywództwa (próby uzurpacji władzy w UPR, prowadzone przez Stanisława Żółtka zostały formalnie zakończone i teraz, co najwyżej nadszedł czas, aby UPR wystawił temu Panu rachunek, za poniesione straty - ale to już sprawa naszych prawników), ugrupowanie okrzepło, odbudowało się i zaczyna pracę nad szybkim rozwojem i uzyskaniem jak najlepszego miejsca w głównym nurcie polityki, do którego już weszliśmy. Można tu śmiało powiedzieć, że „co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Ten trudny test wykrystalizował w UPR grupę silnych i pracowitych ludzi. Dlatego partia wyszła z tego tak naprawdę lepsza, bardziej realistycznie patrząca na politykę.

Jeśli chodzi o program, to nie powiedziałbym, że nie zyskuje on akceptacji. Dawniej przyjmowano go z lekkim niedowierzaniem (ale i osoba lidera UPR potrafiłaby ośmieszyć każdy program). Jednak z czasem, kiedy widać było słuszność naszych poglądów (rację przyznała nam sama gospodarka), większość partii politycznych zaczęła jego elementy włączać do swych programów (np. Donald Tusk, w poprzedniej kampanii głosił wiele elementów tego programu; problem tylko, że niczego nie próbował nawet wprowadzać; ale to już taka klasyczna przypadłość tego Pana i szkoda jedynie, że nos nie rośnie). Dziś także idee konserwatywno-wolnościowe mają wielu zwolenników i tych zwolenników przybywa. Rolą UPR jest ich przekonać do tego, że warto realizować je z nami. Że jesteśmy wiarygodni i potrafimy to zrobić. To jest to, nad czym dziś silnie pracujemy. Bo UPR, to nie jakaś kolejna efemeryda wyborcza, mająca ratować wizerunek upadłego polityka przed polityczną emeryturą, ale tradycja ponad 20 lat nieprzerwanego istnienia i trwania przy swoim programie. To jest nasz największy oręż.

 

Jaki jest pański najważniejszy cel, jako Prezesa UPR?

 

Warto zacząć od tego, co już się udało, gdyż kolejne cele są prostą konsekwencją właśnie tego. To jeden ciąg zaplanowanych dość ściśle kroków. Po pierwsze, już udało nam się wprowadzić UPR do głównego nurtu politycznego oraz odbudować wiarygodność tej formacji. Dziś jesteśmy poważnie postrzegani i traktowani jak wartościowi partnerzy w rozmowach z innymi ugrupowaniami. Udało się z UPR zrobić partię koncyliacyjną, zdolną do tworzenia koalicji programowych, co w dzisiejszych czasach, w polityce demokratycznej (a w takim systemie musimy funkcjonować, czy to się nam podoba czy nie) jest warunkiem podstawowym udziału we władzy, czyli realizacji programu.

Teraz, idąc dalej chcemy, aby UPR brała czynny udział we wszelkich, ideowych i zgodnych z naszymi imponderabiliami, przedsięwzięciach na polskiej prawicy (stąd np. koalicja z Prawicą RP) oraz, po okrzepnięciu, mogła wejść do Sejmu oraz wziąć udział w rządzeniu krajem. Aby tak się stało, polska prawica ideowa potrzebuje wspólnej platformy programowej i wyborczej, która wyniesie ją do władzy. To jest najważniejsza praca i UPR musi tu odegrać jedną z kluczowych ról.

Czyli najprościej rzecz ujmując, musimy zrobić wszystko, aby wprowadzać w życie choćby część naszego programu. Bo jest to program najlepszy dla Polski.

 

12 lipca 2011 Sąd Apelacyjny postanowił odrzucić apelację Stanisława Żółtka. Czy to definitywny koniec rozłamu w UPR?

 

W tym miejscu muszę pozwolić sobie na kilka krótkich wyjaśnień. Otóż trudno mówić o jakimś rzeczywistym rozłamie w UPR. Najzwyczajniej w świecie, wraz z Januszem Korwin-Mikke odeszła z partii nieznaczna grupka jego bezkrytycznych „wyznawców” (ich poglądy i poziom refleksji intelektualnej, świetnie ilustruje zdanie wypowiedziane swego czasu przez członka tej grupy, Pana Stawiarskiego „nie zależnie, co JKM mówi, zawsze ma rację”). Którzy, notabene bardzo niewiele dawali samej partii, gdyż skupiali swą działalność na promocji osoby Pana Janusza (to zaś często przynosiło partii opłakane skutki). I ta mini emigracja, w zasadzie nie byłaby niczym specjalnym.

Ale… W tym „ale” leży przyczyna powstałego wokół UPR chaosu. Kilka osób, skupionych wokół Stanisława Żółtka, postanowiło (zostało do tego wyznaczonych?) pozostać w partii i zrobić wszystko, aby ugrupowanie przejąć (stosując zabiegi pozastatutowe czy pozaprawne – czego dowiodły stosowne orzeczenia sądów powszechnych) lub je zniszczyć. To właśnie ta grupa, nieudolnych puczystów, zajmowała się szkodzeniem wizerunkowi partii.

Wyrok, jaki Pan przytacza, jest tylko konsekwentnym potwierdzenie, opinii głoszonych przez legalne władze partii, a demaskujących prawdziwych intrygantów i niedoszłych rozłamowców (zwieść udało im się promilową część członków i bardzo nielicznych wyborców). Jednak jego znaczenie jest bardzo duże w wymiarze prawnym, gdyż otwiera ostatecznie, UPR, a także jej legalnym władzom, drogę sądową (w aspektach ukarania sprawców nielegalnych działań oraz uzyskania odszkodowań za poniesione straty wizerunkowe itp.). I zapewniam, że takie działania już zostały podjęte, a osoby odpowiedzialne nie mogą się czuć bezkarnie (tym bardziej, że niektórzy z nich, szczególnie z Małopolski, nadal nie zaprzestali podszywania się pod funkcje, których nie pełnią i szkodzenia naszej partii; co zresztą zdecydowanie ułatwia sprawę naszym prawnikom). Sprawiedliwość jest jednym z naszych podstawowych elementów programowych i będziemy to udowadniać także w czynach.

 

Widzi pan możliwość jakiejkolwiek współpracy z Nową Prawicą Janusza Korwin Mikke?

 

Jeśli chodzi o grupę „nieudolnych puczystów” i ich wodza, to nie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a w szczególności, kiedy jest ona bardzo silnie zanieczyszczona. Zło i szkody, jakie wyrządzili oni partii są bardzo duże. Nie ma mowy o współpracy z tymi ludźmi.

Natomiast, jesteśmy oczywiście bardzo otwarci na „ofiary” knowań tej grupki, osoby, które zagubiły się w tym wszystkim i wylądowały w Nowej Prawicy (czy jak się tam nazywa ten kolejny mikroprojekt) oraz na młodych ludzi, którzy się tam znaleźli. Dla nich mamy otwarte na oścież drzwi i bardzo serdecznie ich zapraszamy. Ba, zapraszamy ich jeszcze ciągle na listy KW Prawica.

Nie ukrywam, iż bardzo dużą stratą byłoby zmarnowanie ich potencjału, jak to już wielokrotnie bywało z kolejnymi pokoleniami młodych wolnościowców, którzy dali się zwieść Panu Januszowi i w zamian za ciężką pracę dla niego nie dostali nigdy nic, nawet słowa dziękuję (mogli liczyć jedynie na wydalenie z partii i nazwanie agentami). Chcemy, aby ci wszyscy młodzi ludzie z nowego pokolenia, nauczyli się na błędach przeszłości i nie musieli przechodzić naszej drogi.

Bardzo serdecznie ich zapraszam do UPR. Nie szukajcie tanich podróbek, jak macie pod ręką świetny oryginał.

 

Jak układa się panu współpraca z Markiem Jurkiem, liderem Prawicy Rzeczypospolitej?

 

Świetnie. Nie mogę mówić za Pana Marszałka, ale ja jestem bardzo zadowolony. Myślę, że bardzo dobrze się rozumiemy, nie tylko na płaszczyźnie politycznej, ale także światopoglądowej. Ba, okazało się, że mamy podobne zainteresowania (np. piłka nożna). Mówiąc trochę nowomową: jest między nami pozytywna chemia, co naprawdę czyni współpracę polityczną - która zawsze niesie ze sobą stresy, przymus łagodzenia konfliktów, podejmowania trudnych decyzji itp. - bardzo owocną i dobrze jej wróży. Mamy wspólne cele i bardzo podobną wizję Polski. Dlatego zaczęliśmy iść wspólną drogą i wierzymy, że jest to droga do sukcesu Polski.

Jednocześnie muszę też przyznać, iż współpraca z Panem Marszałkiem, jest dla mnie wielką lekcją politycznej klasy. Dla młodego polityka, jakim jestem w sensie stażu politycznego, możliwość bliskiej współpracy z osobą tego formatu (i to w wymiarze politycznym, umysłowym oraz etyczno-moralnym), jest wielką szkołą i ogromnym doświadczeniem. To przywraca wiarę w to, że można być człowiekiem zasad będąc jednocześnie politykiem (a moja wiara w to po zetknięciu się z byłym liderem UPR była mocno nadwątlona). Oby udało mi się jak najwięcej tych doświadczeń przyswoić.

 

Kiedy poznamy pełne listy kandydatów KW Prawicy do parlamentu, będą na niej jakieś niespodzianki, znane nazwiska?

 

Listy wyborcze w zasadzie mamy już gotowe. Część liderów list w poszczególnych okręgach była już przedstawiana przy okazji konferencji prasowych, jakie wraz z Panem Marszałkiem Markiem Jurkiem odbywaliśmy w różnych miastach. Jednak kompletne listy przedstawimy w momencie, kiedy po zebraniu wymaganych podpisów zgłosimy je w Komisjach Wyborczych. Skład list i kandydaci to też część kampanii wyborczej, więc nie chciałbym przedwcześnie odkrywać kart. Zapewniam, że ilość reprezentowanych na nich środowisk dla wielu może być zaskoczeniem (to naprawdę jest lista Prawicy – kompletnej i jedynej). Oczywiście będą niespodzianki i znane nazwiska. Teraz mogę jedynie przypomnieć osoby, które już przedstawialiśmy: w Olsztynie wystartuje Prof. Michał Wojciechowski, w Szczecinie Pan Krzysztof Bukiel (Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy) w okręgu podwarszawskim dr Krzysztof Kawęcki itd. Ale zapewniam, że będą jeszcze hity na naszych listach.

 

W partii popularne jest stanowisko, że UPR powinna ściśle współpracować z Prawem i Sprawiedliwością, co pan na to?

 

Oj, to jest jeden z kilku poglądów, jakie w partii funkcjonują i to nie najpopularniejszy. UPR jest osobną partią, ze swoją historią, świetnym programem i ważnymi celami. Jednak tak jak mówiłem wcześniej, nie można ich realizować w świecie polityki realnej (a do tego zobowiązuje nas nazwa) bez wchodzenia w koalicje i współpracy programowej z innymi ugrupowaniami.

UPR na pewno nie będzie podejmowała żadnej współpracy ze skrajną lewicą (SLD). Po za tym możemy rozmawiać. Ze względu na bardzo dużą spójność programową, bardzo blisko współpracujemy z Prawicą RP, wspólnie idziemy do wyborów i na kanwie tego porozumienia chcemy w nieco dalszej perspektywie budować nowoczesną formację konserwatywno-wolnościową, łączącą kilka nurtów polskiej prawicy. I to jest najważniejsze.

Z drugiej strony jesteśmy otwarci na współpracę PiS, jeśli tylko będziemy traktowani podmiotowo i nasz program będzie miał szanse realizacji (przynajmniej w kwestiach dla nas kluczowych). Dla PiS, nasz dobry wynik wyborczy to szansa na bardzo rzeczową i uczciwą koalicję rządzącą, ale nasi koledzy muszą do tego dojrzeć.

UPR jest formacją skupioną wokół programu. Sama partia i szyld jest dla nas jedynie środkiem, za pomocą którego, w systemie demokratycznym, realizuje się ten cel. Dlatego zawsze należy pamiętać, że i liderzy i partie, to są pewne środki, których nie należy gloryfikować czy przekształcać w nienaruszalne wartości same w sobie (jak ma to miejsce w przypadku niektórych partii). Zawsze trzeba myśleć o celu, a tym jest realizacja programu, czyli w konsekwencji naprawa Polski.

I tu drobna dygresja. Otóż właśnie dla tego, że tak bardzo skupiamy się na programie pozytywnym (czyli rozwiązywaniu problemów, a nie niekonstruktywnej krytyce), mogę powiedzieć, że nie oceniam partii politycznych na podstawie deklaracji, ale czynów. I tu wychodzą bardzo ciekawe rzeczy.

Deklaratywna, w swej retoryce wolnościowej PO, w realnym rządzeniu (o ile można to w ogóle tak nazwać), wprowadza kompletnie co innego (wyższe podatki, brak ułatwień dla przedsiębiorców, działania monopolizujące rynek ubezpieczeń społecznych, podsłuchy, złe i skomplikowane prawo, ograniczanie wolności itp.). Jednym słowem podręcznikowy socjalizm i technokracja. A z drugiej strony określane, jako socjalistyczne PiS wprowadzało rozwiązania idące w dobrym kierunku (choćby przetargi otwarte w prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych – Paweł Szałamacha czy obniżenie składek emerytalnych, podatków i ogólnie kierunek zmian w polityce fiskalnej oraz gospodarczej – Zyta Gilowska). Dlatego strasznie denerwują mnie sloganowe kalki przyklejane przez niektórych pseudoanalityków sceny politycznej. Mnie interesują realia i tak będę oceniał każdego ewentualnego koalicjanta. Slogany mnie nie interesują.


Skoro Prawo i Sprawiedliwość obniżało podatki a Platforma je podnosi to, dlaczego to obecnie rządząca partia uważa jest za liberalną gospodarczo?

 

To jest bardzo specyficzny fenomen. I nie dotyczy jedynie Polski. Od wielu lat w powojennej Europie (ale nie tylko), trwa pełna mobilizacja sił lewicowych, które wszelkimi sposobami i na wszelkich frontach, prowadzą indoktrynację, która ma na celu wprowadzenie do świadomości społecznej, lewicowych projektów społeczno-filozoficznych, które są w rzeczywistości złudnymi fatamorganami oraz chorymi, szkodliwymi fantasmagoriami zakompleksionych intelektualistów i nieradzących sobie z życiem oraz światem pseudomyślicieli.

Dodatkowo, działanie te, starają się (skutecznie), aby efektem finalnym była wiara ludzi, w to, że te „zjawy i demony” myślowe, są realną i pozytywną alternatywą dla tradycyjnego świata. W tym kontekście, postanowiono także przewartościować oraz przeformułować definicje różnych kierunków czy idei w myśli polityczno-gospodarczej.

W dzisiejszym ujęciu liberalizmu (rozumianego, jako libertyńska etyka i moralność oraz „kapitalizm nomenklaturowy i koncesjonowany’ w sferze gospodarczej), to „postpolityczna” PO jak najbardziej mieści się w formule liberalnej (zobaczmy też, że PO jest członkiem międzynarodówki chadeckiej! „Pięknie” to świadczy o współczesnych chadekach!).

Tyle tylko, że realnie ta formuła (a i PO) ma tyle wspólnego z rzeczywistym liberalizmem gospodarczym, co klasyczny socjalizm. Nie dziwmy się jednak temu. Skoro najważniejsi dziennikarze w Polsce, powtarzają jak mantrę, zbitkę słów: narodowy socjalizm – skrajna prawica, wyrażając tym samy swoją kompletną indolencję politologiczną i historyczną (kto widział skrajnie prawicowy socjalizm???!!!), to czemu dziwić się społeczeństwu. Ono swą wiedzę, w znacznej większości czerpie z mediów. I czerpie ją raczej bezrefleksyjnie. Prawie w formie „prawd objawionych”. Dzisiaj dziennikarz, dla wielu ludzi, staje się nieomylnym „prorokiem” objawiającym prawdy ostateczne i niedyskutowalne. W tym leży ta gigantyczna siła mediów, ale też z tego wynika ich ogromna odpowiedzialność. Niestety z tym drugim aspektem, wielu ludzi mediów, jakoś nie chce się pogodzić.

Dlatego tak ważne dziś, obok zdobycia władzy politycznej, jest odzyskanie sfery intelektualnej i kulturowej. Prawica nie może dalej oddawać tego pola lewicy, gdyż polegnie. Dziś na równi potrzebujemy polityków, jak i myślicieli oraz intelektualistów prawicowych. Ale muszą to być jednostki twórcze, kreatywne wnoszące „świeżość myśli i spojrzenia”, a nie wtórne - jak dzisiejsza intelektualna elita, zajmująca się powtarzanie z kilkuletnim opóźnieniem, haseł oraz sloganów wyprodukowanych na zachodzie Europy.

Społeczeństwo musi zostać przez te nowe prawicowe elity przygotowane do aktywnego odbioru przekazu medialnego i analitycznej filtracji informacji dziennikarskich. To jest wielka „wojna” do wygrania. „Wojna” o umysły. Jednak ten, bardzo bliski mi, temat to historia na zupełnie inny wywiad, czy nawet dyskusję.

Co do wyborców, to dziś muszą oni zacząć ocenianie partii po efektach rządów, po ich działaniach. Jeśli tylko tak się stanie, to fałszywa, pseudoliberalna retoryka PO, polegnie w starciu z oceną ich czynów. A „…po czynach ich poznacie…”. Rzetelna analiza będzie korzystna dla prawdziwych konserwatystów i wolnościowców. Dlatego z ufnością patrzymy w przyszłość. Wiatr czasu odsiewa plewy, a my, jako konserwatyści, jesteśmy cierpliwi. Wiele rzeczy postrzegamy bowiem w perspektywie przyszłości (nie przez pryzmat z gruntu lewicowego konsumpcjonizmu, determinującego widzenie wąskiej przestrzeni „tu i teraz” – a tak widzi ją np. Donald Tusk).

 

Jest pan uważany za wyrazistego konserwatystę, czy pod Pańskim przywództwem UPR skręci mocno w prawo?

 

Cieszę się z takiego określenia, bo rzeczywiście z takiego, mocno konserwatywnego środowiska, się wywodzę. Nigdy nie ukrywałem swej przynależności do Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego (choć tu znacznie bardziej po drodze mi było z Posłem Arturem Górski i Prof. Jackiem Bartyzelem – kiedy jeszcze działali w tym środowisku, niż do dzisiejszego Prezesa Adama Wielomskiego).

Jednak jestem także wolnościowcem. Nie określiłbym się na pewno libertarianinem czy anarchokapitalistą (obcy mi jest skrajny indywidualizm), gdyż trochę mnie dzieli od Rothbarda czy Hoppego. Bardziej skłaniam się do klasyki. Początkowo wychowywałem się pracach Miltona Friedmana. Teraz wiele czerpię z klasycznego liberalizmu gospodarczego (Smitha, Bastiata), nie stroniąc od idei szkoły austriackiej – głównie prac Ludwiga von Missesa. Nie mogę się też określić typowym twardym konserwatystą (trochę brakuje mi do poglądów Adama Danka, którego bardzo chętnie czytuję), choć ta nutka we mnie przeważa.

Myślę, że najbliżej mi do Augusta von Hayeka (ale jestem sobą, mam własne poglądy będące wypadkową kilku nurtów, więc trudno byłoby mnie uznać za komplementarną kalkę jakiegoś jednego myśliciela). Idee wolnościową postrzegam przez pryzmat założeń konserwatyzmu. Czyli gdzieś odzywa się też ordoliberalizm.

Czy UPR skręci mocno na prawo dzięki moim poglądom? Nie. UPR po prostu wróci do korzeni, z jakich wyrosło, do swej pierwotnej idei partii konserwatywno-wolnościowej, ale z realnymi konsekwencjami wyznawania takich wartości. Bez udawania, czy pozerstwa (z czym mieliśmy niekiedy do czynienia w formie relatywizacji lub zapominania pewnych poglądów). Tak więc nazwałbym to powrotem do źródeł, od których UPR trochę się oddaliła. Budowa silnej i prężnej partii, wymaga bowiem konsekwentnego i równomiernego budowania obu filarów, na których się opiera: konserwatyzmu i wolności gospodarczej. Nie ma prawdziwej wolności gospodarczej bez moralności i etyki, bo kapitalizm sam nie zbuduje moralności. Ona musi wyrastać z tradycji. A dla Europy naturalna i najlepsza jest tradycja wyrasta z dekalogu.

 

Czy w UPR jest miejsce dla osób odwołujących się do tradycji endeckiej?

 

Oczywiście. Klasyczna myśl endecka, z kręgu Romana Dmowskiego, jest bardzo wolnościowa. Tu nie ma sprzeczności. Ja sam może, mimo moich wielkopolskich korzeni, nie określiłbym się narodowcem - tu ze względu na moje poglądy na demokrację oraz szereg przekonań, co do organizacji państwa i władzy, bliskich poglądom monarchistów, reprezentuję nieco inne tradycje - ale są w UPR osoby blisko związane z myślą endecką.

W ramach KW Prawica, blisko współpracujemy też ze środowiskami nawiązującymi do tradycji endeckiej (np. z Panem dr Krzysztofem Kawęckim, Wiceprezesem Prawicy RP). Ubolewam, że dziś, głównie dzięki przypinaniu tradycji narodowej-demokracji fałszywych i bardzo krzywdzących etykietek, jest ona spychana na margines. Szczególnie, że jest to jedna z perełek polskiej myśli politycznej. Mam więc głęboką nadzieję, że prace i działania podjęte ostatnio przez Pana redaktora Rafała Ziemkiewicza będą punktem zwrotnym w tej materii. To bardzo ważne dla naszego komfortu intelektualnego.

Naprawdę dużo przyjemniej jest dyskutować i spierać się na gruncie poważnych i świetnych intelektualnie koncepcji politycznych czy historycznych niż prowadzić nudne spory, z miałką, nielogiczną i wtórną myślą postmodernistycznej lewicy. Nie mówiąc już pożytkach płynących z tego, dla rozwoju współczesnej, polskiej myśli społeczno-politycznej.

I w tym kontekście pozwolę sobie przypomnieć, iż zawiązana współpraca wyborcza pomiędzy UPR, a Prawicą RP, w postaci KW Prawica, jest właśnie takim ruchem inicjalnym, prowadzącym do budowy, po wyborach, projektu wielonurtowego: ruchu, bloku, porozumienia czy po prostu partii, ideowej prawicy, który łączyłby w sobie nurty chrześcijański, narodowy, wolnościowy, konserwatywny. To jest przyszłość polskiej prawicy realnej, a nie tylko deklaratywnej. Dlatego zapraszam wszystkich ludzi idei do współpracy na tym polu.

 

W 2007 roku UPR wystartowała w wyborach razem z Prawicą RP oraz Ligą Polskich Rodzin, tym razem LPR wystawi prawdopodobnie osobny komitet. Dlaczego narodowcy nie przyłączyli się do KW Prawicy?

 

Nie mogę mówić za kolegów z LPR. To oni muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co chcą osiągnąć w polskiej polityce i jaką drogę wybrać, aby odbudować mocno nadszarpnięty (częściowo zupełnie nie z ich winy) wizerunek. Pewne mariaże z PO, jakie dało się zauważyć u progu mijającej kadencji nie napawały mnie optymizmem. Z czasem jednak widzę, że w LPR pojawiła się, grupa ludzi, którzy chcą budować, a nie tylko rozliczać się z Jarosławem Kaczyńskim. I z tymi ludźmi bardzo chętnie podejmiemy współpracę programową. Bo, podkreślę jeszcze raz, gromadzimy się wokół programu. Liderzy nie są najistotniejsi.

Czy będziemy współpracować jeszcze w tych wyborach? Myślę, że tak, gdyż już zostało to gdzie niegdzie zainicjowane. Na pewno są dla wielu ludzi tej formacji miejsca na naszych listach.

 

Czy UPR jest w tej chwili zrzeszona w którejś z europejskich partii politycznych?

Nie. Ale rozpoczęliśmy już nawiązywanie współpracy z partiami o podobnych programach i propagujących podobne wartości. Może, ale nie musi, przybrać to bardziej formalną postać. Dokonamy takich ruchów i podejmiemy takie decyzje, jakie będą dawały większe szanse realizacji naszego programu. Przy czym zdajemy sobie sprawę z pozycji Polski w Europie i konsekwencji wejścia naszego kraju do UE. Dlatego skupianie się jedynie na wprowadzeniu naszego programu tylko w Polsce, byłoby niewybaczalnym błędem i mogłoby się okazać dla niego zabójcze w dłuższej perspektywie czasowej.

Dziś odpowiedzialna partia ideowa musi budować front programowy o charakterze ogólnoeuropejskim. Dopiero wprowadzenie idei konserwatywno-wolnościowej w całej Europie lub przynajmniej w jej znaczącej większości będzie stanowiło nowej otwarcie. Początek nowej, lepszej Europy. Europy, która po okresie barbarzyństwa wróci do cywilizacji.

Natomiast, jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie, która z formacji politycznych Parlamentu Europejskiego, jest nam najbliższa (co nie znaczy ze tożsama), wskazałbym tak samo jak w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. na partię Pana Nigela Faraga.

 

Nigel Farage to rzeczywiście kapitalny polityk, podobno są plany, aby zaprosić go do Polski. Czy kampanię wyborczą KW Prawicy będą wspierać popularni politycy z zagranicy?

 

Na pewno będą ją wspierać popularni politycy i ludzie innych profesji z Polski. Czy będą także osoby z zagranicy? Pozwolę sobie zachować tajemnicę.

Najważniejsze jednak dla partii ideowych oraz skupionych na programie (a takimi jesteśmy), jest opieranie się na ludziach wyznających te same idee. Bardzo żenujące jest, dla mnie, wciąganie na listy ludzi kompletnie niezwiązanych z polityką czy gospodarką. PO znanymi nazwiskami i ładnymi twarzami chce kupić głosy wyborcze. To uwłaczające, gdyż traktuje wybory jak jarmark, a prawdziwą politykę i państwo nurza w błocie ignorancji. Tu już nie może być mowy o „służbie polityka dla państwa” tylko i interesie grupy/partii trzymającej władzę. Ale jak popatrzymy na rząd PO, to rzeczywiście nie widać tam nawet cienia fachowców.

„Podziwiamy” raczej galerię osób niekompetentnych i nieudacznych. My tego problemu nie mamy, a znane osoby, które wystartują z naszych list będą osobami znającymi się na polskiej polityce i sprawach naszego państwa. Podobnie będzie ze znanymi osobami wspierającymi nasz komitet. To nie będą ludzie przypadkowi, ale osoby znane z działalności oraz zaangażowania w konkretne projekty. Dla których wybory, to nie szansa na podratowanie gasnącej „sławy” (często mocno naciąganej medialnie), ale kolejny etap promowania ich poglądów i codziennych inicjatyw. Stawiamy na powagę, profesjonalizm i wiarygodność. Nie na tani blichtr, powierzchowność i fałszywy uśmiech w konturze smutnej Polski.

 

Rozmawiał Emil Kowalski wywiad ukazał się na portalu polacy-online.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka