Usłyszałem kilka godzin temu od jednego z forumowców, że in vitro to metoda leczenia bezpłodności.
Włos mi się na głowie zjeżył, bo przecież celem metody in vitro nie jest uczynienie kobiety i mężczyzny płodnym. Owo działanie nie jest skierowane na uleczenie którejkolwiek ze stron ale doprowadzenia do stworzenia człowieka bez udzialu rodziców. Bo przecież tymze jest zapłodnienie pozaustrojowe. Następnie zapłodniony zarodek jest implementowany w organizmie Matki.
Proszę mi więc wykazać w któm momeńcie procesu in vitro dochodzi do wyleczenia bezpłodności?
Stwierdzenie, że in vitro jesty leczeniem bezplodności mi przypomina badanie katastrofy w Smoleńsku przez MAK i Millerowców, którzy nie badają jej wg standardów zachodnich ale jedynie uwiarygadniają tezy MAKu wybiórczo dobierając fakty - nawet fakty spreparowane sztucznie jak "pijany generał" czy odczytywanie przez generała wysokości.. .
Czym innym jest leczenie niż zapłodnieine pozaustrojowe. Czym innym jest postępowanie Millerowców i MAKu w odróżnieniu od standardów badań katastrof lotniczych.
W obydwu przypadkach dokonuje się przekłamań i naciągania "tezy" do faktów. Faktem jest, że nie złożono wraku i nie zabezpieczono dowodów, a więc ich nie zbadano. Faktem jest, że w procesie in vitro nie ma miejsca na leczenie bezpłodności ale na co innego.. .
"WOT taka prostaja aszybka.. " - jak mówi klasyk.
