Sprawa drobna, ale jakże symptomatyczna!
Michał Karnowski wyleciał z radiowej "Trójki". Nie nie, proszę nie wołać z oburzeniem, że to jest kolejny przykład prześladowania "niezależnych publicystów" w mediach mainstreamowych. Biedak wyleciał za bumelanctwo! W ciągu półtora roku 6 razy nie pojawił się w robocie - a prowadził rozmowy z różnymi ważnymi politykami w ramach stałego programu "Salon polityczny Trójki". Ostatnio miał umówiony wywiad z Waldemarem Pawlakiem - i znowu nie pojawił się w robocie, choć to szczyt kampanii wyborczej.
Cała sprawa nie byłaby warta komentarza, gdyby nie tłumaczenie i - w sumie inaczej tego traktować nie można - pretensje Karnowskiego, który wyjaśnia:
Dwa razy zdarzyły mi się wypadki losowe, raz miałem wypadek samochodowy, innym razem wbrew wszelkim regułom zawiódł sprzęt budzący (he he - facet ma budzik nakręcany produkcji radzieckiej? - dop. Polesky.). Mam poczucie, że zawsze solidnie pracowałem, starałem się o najlepszych gości do audycji za naprawdę symboliczne pieniądze. Wiem też, że pani dyrektor miała naciski by mnie zwolnić. Pretekstu niestety dostarczyłem. (...) Zastanawiam się także, czy decyzja ta będzie miała wpływ na pluralizm w mediach.
Zamiast po prostu przeprosić i zniknąć ludziom z oczu, red. Karnowski nie mógł się oprzeć typowej dla środowisk "niezależnych publicystów" retoryce oblężonej twierdzy i nawet w tak ewidentnym przypadku doszukuje się wrażych knowań, podłych zabiegów "wiadomych sił", którym najwyraźniej zależało, żeby się go pozbyć z mediów publicznych. Nie dość na tym: jest kosmiczną megalomanią obawiać się, że jego odejście z Trójki może mieć wpływ na pluralizm w mediach!!!
