Miałem nadzieję, że w bieżących kolejowych tematach Pawlak będzie siedział cicho. Niestety - postanowił dać głos. No to skoro może Pawlak – mogę i ja. Choć przez chwilę miałem nadzieję, że mainstrimowe media oleją jego kuriozalne wypowiedzi.
Nie olały. Dlatego trudno koledze-salonowemu-blogerowi nie wypomnieć, iż cały ten nabrzmiewający burdel związany z krótkodystansowymi kolejowymi przewozami firmował – a kuku! – wiceminister z PSL-u! I nie ma tłumaczenia, że tylko formalnie, ponieważ wiceminister był tak na prawdę z PKP. To właśnie zielone pająki przesunęły go z Rady Nadzorczej PKP S.A., na wiceministra.
Wiceministra od PKP. Bo tylko kretyn mógł wierzyć (a tylko wicepremier udawać, że wierzy), iż w ramach odpowiedzialności za kolejową część transportu chodzi o coś więcej niż niezajmowanie się problemem.
Bardzo mi przykro, ale polityczną odpowiedzialność za to, co się w ramach tej kadencji z koleją podziało, ponosi PSL. Platforma winna jest o tyle, że doskonale zdawała sobie sprawę, że zielony szambowóz oddelegowany na odcinek kolei i tak się rozkraczy. Choć niekoniecznie w planach było, żeby tak szybko i tak spektakularnie.
Tutaj mało znany fakt: odchodzący, PIS-owski, wiceminister - profesor Chaberek, został zaproszony do rady nadzorczej spółki od kolejowych spółek. Wytrzymał w tej radzie dwa, czy tam cztery miesiące. Po czym złożył rezygnację. Oczywiście nie mam pewności, ale jestem głęboko przekonany, że zrobił to dlatego, iż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czym skończy się modyfikacja wypracowanego przez niego planu.
Wiedział co czyni. Kolej – pod wezwaniem prezesów Wachów, Celińskich i Szafrańskich – decyzjami PSL-owskiego wiceministra uznała, że 4 (słownie: cztery) miliardy ekstra w czasie kryzysu, to zdecydowanie za mało. I wysłała kolej samą siebie w pizdu. W czarną dziurę, w którą trzeba pakować coraz więcej, żeby z powodu efektów kwantowych (polecam Hawkinga…) nie wybuchła w spektakularny sposób.
Trudno nie wspomnieć w tym miejscu o pośle Januszu – przeprowadzę Ustawę o Straży Kolejowej, druk 510 (wpłynął: 21-11-2007) – Piechocińskim. Kto wie, jakby się potoczyły sprawy w czasie, gdy równocześnie warczał na Engelhardta oraz najpierw między wierszami (Kielce, maj 2010), a później już oficjalnie (nóż w plecy wbity przez Smerfa Marudę) zamachnął się na Pierwszego Strażaka Ochotnika.
Bo odwołać Engelhardta, Wacha oraz – co się nie udało, bo nie miało się udać – Szafrańskiego, należało w maju 2010. Podczas pierwszego, medialnie głośnego, kryzysu związanego z Przewozami Regionalnymi. Niestety nie było to możliwe. Choćby tylko z tego względu, że akurat wtedy Piechociński obwieścił, że chce być nowym Pawlakiem.
A tylko i wyłącznie od Pawlaka Oryginalnego zależało, czy można zmienić koalicyjnie sparytetowanego podsekretarza stanu. Podsekretarza, na którego publicznie i głośno, od prawie roku, warczał Piechociński.
Nie ma takiej możliwości, żeby Tusk z Grabarczykiem i Bonim nie wiedzieli – co najmniej ponad rok temu – czym się to wszystko skończy. No jeżeli ja wiem, że spośród wielu powodów odejścia Moraczewskiego, najważniejszymi były:
- Storpedowanie biznesplanu zakupu nowoczesnego taboru przez PSL-owskiego wiceministra.
- Rycie PSL-owskiej członkini zarządu, odpowiedzialnej za sprawy pracownicze (tej samej, która w ramach aktualnej akcji strajkowej wybrała się na pielgrzymkę).
To albo są idiotami, albo bardzo na rękę było im, by udupić ostatecznie i nieodwołalnie kolej regionalną, w modelu jaki znamy. Politycznymi ręcami ludowego koalicjanta.
Na koniec Pawlak wyskakuje z tekstem, że model liberalnego rynku, w przypadku kolei, niekoniecznie jest modelem najlepszym. Następny artykuł na Rynku Kolejowym jest o tym, że wybrano doradcę prywatyzacyjnego Kolei Mazowieckich.
No to ja pytam, czy Pawlak, czy Struzik przyleciał wczoraj z Melmak? Oraz dlaczego Piechociński nie podnosi larum, że kosmici podmienili jednego z dwóch najważniejszych polityków PSL-u?