Co wolno ministrowi, to nie marszałkowi – chciałoby się powiedzieć. Nawet jeżeli jest to marszałek mazowiecki, z PSL-u i Adam Struzik. Jednocześnie. O ile Rostowski może sobie, w miarę potrzeb, „zniknąć” część zobowiązań, o tyle samorząd ściemniać nie może. Musi zeznać prawdziwy stan swoich długów. No i zeznaje.
Okazuje się, że zobowiązania największego z samorządów „spuchły” w ciągu trzech miesięcy o wartość odpowiadającą osłabianiu się złotówki. Mniej więcej połowa zadłużenia Mazowieckiego denominowana jest w euro, zatem około 10% zmiany kursu powinno podnieść dług o około 5%. I tak się w istocie stało. Zadłużenie województwa wzrosło z 1 mld 503 mln na koniec czerwca do 1 mld 573 mln na koniec września. Wyjaśnienia w sprawozdaniu za III kwartał rozwiewają wszelkie wątpliwości. Cały wzrost wynika ze zmiany kursu euro.
Przy dochodach planowanych we wrześniu było bezpiecznie – zobowiązania nie przekraczały 60% zakładanych dochodów. Tyle, że na ostatniej sesji wojewódzcy radni obniżyli dochody budżetu o ponad 5% (144 mln). To wystarcza, żeby wartość zobowiązań z ostatniego sprawozdania (nawet bez kolejnego przeszacowania na jeszcze słabszą złotówkę) przekroczyła próg, po którym wkracza komisarz.
Tyle, że nie wkroczy – pomimo finansowej mizerii województwo postanowiło spłacić o 82 miliony więcej zobowiązań niż pierwotnie planowało. Skąd kasa? Wszystko wskazuje na to, że ze zwrotu udzielonych pożyczek. Komu samorząd pożycza najwięcej? Podległym zakładom opieki zdrowotnej. I już sposób podziału tegorocznej rezerwy NFZ-tu znajduje wyjaśnienie o wiele bardziej racjonalne, niż to podawane oficjalnie. Nieprawdaż?
Czyli w tym roku się uda. Co będzie w przyszłym – zależy od politycznych targów w koalicji, ponieważ przedstawiony przez Zarząd projekt budżetu województwa na przyszły rok, po stronie dochodów karmiony jest fikcją ponad 4% wzrostu PKB i wzrostu dochodów podatkowych przyjętych, w jak projekcie ustawy budżetowej. Z CIT-a – 20% więcej, z PIT-a – 10% więcej niż w bieżącym roku. Natomiast projekt wieloletniej prognozy finansowej zakłada systematyczne umacnianie się złotówki. Tymczasem po ostatnich zapowiedziach Ministerstwa Finansów o wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz odwrotny.
Jednak jakoś będzie trzeba przyszłoroczny budżet pospinać i połatać. Tegoroczny uda się zamknąć dzięki praktycznie niezauważonemu chachmęceniu przy subwencjach wojewódzkich oraz – moim zdaniem – pieniądzom NFZ-etu. Ciekawe na co już się PSL zgodził oraz na co jeszcze się zgodzi, żeby kontroli nad największym samorządem w Polsce nie przejął wyznaczony przez premiera komisarz.
Wydaje się, że Tusk z Rostowskim trzymają Pawlaka w szachu, jeżeli nie za pysk. Struzikową, zieloną, budżetową dziurę jakoś trzeba zasypać. Można to zrobić na dwa sposoby: z unicestwiającym koalicjanta hukiem, albo za (zbyt) daleko idące pomoc i wsparcie.