Znaczy się ładna kolej. Ma być. Żeby zaprzyjaźniona telewizja, ta druga oraz ta nasza nie psuły świątecznego nastroju obrazkami dworcowych armagedonów. Wiemy już w jaki sposób ma zostać to osiągnięte. Oświadczył oto najładniejszy z ministrów, że od 19 grudnia najpopularniejsze pociągi TLK (dawne pospieszne) zostaną objęte rezerwacją miejsc.
Muszę zaskoczyć ministra oraz kolejarzy (bo przecież sam na ten pomysł nie wpadł) – od wprowadzenia rezerwacji miejsc... teraz proszę usiąść wygodniej, zrobić kilka głębokich wdechów i wydechów i dopiero czytać dalej. Otóż od wprowadzenia rezerwacji – nie przybywa miejsc w pociągach. I wcale nie trzeba jej wprowadzać, żeby wiedzieć w których najbardziej będzie miejsc brakować.
Po pierwsze: będą to dokładnie te same pociągi, co w każdym poprzednim roku (aż tak się rozkład jazdy nie zmienia). Po drugie: wystarczy na kilka dni przed krytyczną datą sprawdzić ile w minionych latach zeszło biletów w tym samym czasie, a następnie popatrzyć na godzinną sprzedaż w dniu wyjazdu, żeby dość dokładnie oszacować, na który pociąg ilu chętnych będzie. I będą to – zapewniam – te same pociągi i w te same dni, co w latach ubiegłych.
Wcale nie trzeba wprowadzać obowiązkowej rezerwacji w całym pociągu (zamiast obecnej opcjonalnej w pierwszej klasie), żeby to wiedzieć. Ona wprowadzona ma być po to, żeby ileś-tam osób, kupując bilet, usłyszało w kasie: przykro mi, ale nie ma już wolnych miejsc. A następnie poszukało sobie jakiegoś innego środka transportu.
W dodatku ze sporym opóźnieniem, ponieważ system, który rok temu sprzedawał miejscówki tylko na ekspresy zostanie zmuszony do sprzedawania również miejscówek na pospieszne. A to „duże kilka” razy więcej do sprzedania będzie. Visa sobie ze zwiększonymi liczbami transakcji nie radzi, Mastercard sobie nie radzi, ale PKP sobie poradzi.
Grunt, że na peronach i w pociągach będzie puściej. Teraz jest tak, że kupując bilet na TLK człowiek liczy się z tym, że może stać, ale ma też nadzieję, że jednak uda się znaleźć miejsce siedzące. I podejmuje ryzyko. Dlatego część chętnych mając pewność stania zrezygnuje z podróży (bilet będą mogli oczywiście kupić).
Bo to jest tak, że im więcej pasażerów zrezygnuje z podróży – tym lepszy wizerunek będzie miała kolej w mediach, a więc większy będzie pierwszy sukces nowego ministra od transportu. I dokładnie o to kolejowym decydentom chodziło, jak podsuwali Nowakowi przełomowy pomysł.
Czy jemu samemu również – jeszcze nie wiem. O tym się przekonamy po pierwszych poważnych decyzjach dotyczących transportu kolejowego.