No i trzeba mi przed świętami wpaść na chwilę na Śląsk, zahaczając przy okazji o Zakopane. Może pociągiem? A gdzie tam. Same z tym problemy. Zarówno dla mnie, jak i dla kolejarzy. Przy czym ja jeszcze jakoś sobie poradzę. Natomiast oni – kłopoty oraz nieszczęścia. Mało pasażerów – źle, bo pociągi są nierentowne. Dużo pasażerów – jeszcze gorzej, ponieważ media się czepiają.
Bo to jest tak, że przewiezienie jednego pasażera na odległość 1 kilometra generuje bardzo wymierne straty. W PKP Intercity około 5 groszy (291 mln dotacji i 136 mln straty na 8,4 mld pasażerokilometrów), w Przewozach Regionalnych – trzy razy więcej (859 mln dotacji, 170 mln straty na 6,5 mld paskm). W moim przypadku: do 200 złotych wydanych na bilety, rząd, samorządy oraz przewoźnicy dołożyliby około 80 złotych.
I to się nikomu nie opłaca. Po dodaniu noclegu w Zakopanem (inaczej, chcąc korzystać z pociągów, nie dałbym rady) nawet mnie. Samochód wychodzi taniej dla każdego i pod każdym względem. Jak bum-cyk-cyk!
Taka rundka moim samochodem, to jakieś 65 litrów benzyny, czyli 370 złotych (98 leję przy dłuższych trasach). Z tego prawie połowa dla budżetu. Czyli zamiast konieczności dopłacenia do mojej podróży ośmiu dych – zapłacę ponad 170 złotych podatków. Dwie i pół stówki do podziału między rząd, samorządy i przewoźników.
Przy czym najśmieszniejsze jest pochodzenie oraz przeznaczenie mniej-więcej jednej złotówki z 250. Stanowi ona część opłaty paliwowej (stanowiącej łącznie około 10 groszy od litra) przypisanej Funduszowi Kolejowemu. Oryginalnie przeznaczonemu na finansowanie kolejowych inwestycji, w praktyce przeznaczanego w lwiej części na spłacanie kolejowych długów. Pomyśleć, że odkąd jeżdżę samochodem, zasilam ten fundusz średnio po 3 złote miesięcznie.
System działa tak, że im mniej ludzi w pociągach tym więcej na drogach. Co generuje bardzo konkretne budżetowe przychody. Dzięki czemu państwu kalkuluje się płacić kolei coraz większe pieniądze, za coraz mniejszą liczbę uruchomionych pociągów i przewiezionych pasażerów. Nie do końca jest tak, że kolejowi decydenci sami taki system wymyślili, ale na pewno jest on im bardzo na rękę.