Podczas swojego krótkiego urzędowania minister Nowak pokazał kilka razy, że o kolei pojęcie ma takie sobie. Trzeba jednak przyznać, że uczy się szybko. W jednym z ostatnich wystąpień kolejową terminologią posługiwał się nieźle, w dodatku w zrozumiały dla laików sposób. Choć lepiej byłoby dla niego, gdyby cały czas gadał głupoty (na przykład o jadących pod prąd pociągach).
Ponieważ trzeba przyjąć, że wie rozumie co mówi.
Tymczasem minister, któremu podlega komisja badająca wypadek(!), wydaje z siebie półprawdy (jak ta z prędkościami – wszyscy wiedzą, że „dobre” Intercity jechało 95 km/h, nieliczni, że „złe” Przewozy Regionalne 50 km/h) lub całe kłamstwa (jak to ze sprawnymi urządzeniami). Wtóruje mu jego zastępca („sygnał zastępczy nie jest na polskiej sieci nadużywany”).
Mniej lub bardziej specjalistyczne fora dementują te rewelacje w czasie rzeczywistym. Media głównego nurtu (tutaj jestem pozytywnie zaskoczony) chwytają tematy w locie, znajdują praktyków oraz dokumenty świadczące o tym, że ministrowie mijają się z prawdą. Pytanie czy świadomie?
Moim zdaniem nieświadomie. Przy czym wcale nie dlatego, że nie można kłamać, tylko dlatego, że nie można kłamać głupio. Zwłaszcza jeżeli jest się politykiem. No chyba, że chodzi o rację stanu. Ale to by świadczyło, że jest tak źle, iż publiczne przyznanie, że jednak jest coś nie tak, uruchomiłoby lawinę, która zatrzymałaby kolej w Polsce. Nawiasem mówiąc – jeszcze przed Euro.
Spokojnie. Aż tak źle nie jest. Przynajmniej moim zdaniem.
To po prostu efekt działania korporacyjnego molocha w najbardziej patologicznym wydaniu. Przy tysiącach urzędników w kolejowych spółkach oraz setkach w ministerstwie i urzędach centralnych odpowiedzialność za niezadziałanie systemu jest rozmyta w sposób doskonały. Winni są wszyscy i nikt. Czyli w odpowiednio (nie)sprzyjających okolicznościach winny może być ktokolwiek.
Nie lubię mocnych określeń, nie lubię teorii spiskowych, ale ustalenie kto produkował nieprawdę oraz do którego szczebla decyzyjnego oczywiste było, że tworzony jest przekaz oparty o kłamstwo, to sprawa dla ABW. I nie dlatego, że Nowak (znowu) wyszedł na idiotę, tylko dlatego, że procedury tworzone przez urzędniczego matrixa zawodzą coraz częściej.
Częściej niż wynika to z pojawiających się w mediach list wypadków w ostatnich latach. Nie znajduję na tych listach sytuacji, w których pociągi wpuszczone na zajęte tory zdążyły zahamować.