Nie jest rozgłośnia toruńska medium absolutnie doskonałym, jednak na polskim rynku medialnym stała się unikatem zarówno w wymiarze niezależności jak i w wymiarze misji. Na tle rozgłośni komercyjnych i sprzedanych przez kurie rozgłośni diecezjalnych, pozostaje jedynym radiem głoszącym treści gdzie indziej cenzurowane lub wstydliwie przemilczane.
Codzienna transmisja Eucharystii i modlitwa różańcowa, które stanowią znaczącą część dziennego programu rozgłośni, większość wierzących może usłyszeć jedynie słuchając tej rozgłośni.
Michał Kamiński i Jan Filip Libicki swą akcją raczej idą w ślady innych byłych ZChNowców (jak wicemarszałek sejmu i były premier) publicznie demostrując, że kierują nimi emocje i namiętności, bo czym jeśli nie zazdrością o bywanie w audycjacjach publicystycznych radia, wytłumaczyć ich kampanię. Tym bardziej, że przez lata przekonywali katolików, że są ich politycznymi reprezentantami.
Kampania PJN uwidacznia, że mamy do czynienia z ugrupowaniem zdolnym do podjęcia spraw, których nie odważyły się podjąć ani PO ani Palikot ani SLD, a które spełniają nieśmiałe marzenia tychże. Uwidacznia również jak bardzo niedawni chrześcijańsko-narodowi politycy potrzebują modlitw słuchaczy toruńskiej rozgłośni, choć sami się w nią włączyć nie chcą.
A tak swoją drogą, może PJN zaczęłoby się domagać pluralizmu i przedstawiania stanowiska wierzących od finansowanych z pieniędzy podatników (m.in. przez miasto stołeczne) organizacji promujących tzw. tolerancję? Wiem, wiem... dla Kamińskiego to byłby większy obciach niż spotkanie z Pinochetem i tego by mu już salon nie wybaczył....