Co ma zrobić firma farmaceutyczna, kiedy zorientuje się, że sprzedała więcej leków niż zaplanowało ministerstwo zdrowia? Czy ma wysłać reprezentantów medycznych do lekarzy i przekonywać ich, aby tego farmaceutyku nie wypisywali chorym, czy może ogłosić w telewizji, że Goździkowa nie miała racji, bo lek przestał działać? – pyta poseł Bolesław Piecha twórców projektu ustawy refundacyjnej.
W Sejmie trwają prace nad projektem ustawy refundacyjnej. Kontrowersje budzi ograniczenie budżetu na refundację leków do 17% wydatków na świadczenia zdrowotne. Poseł Marek Balicki przekonuje, że włączenie do tego budżetu wydatków na chemioterapię, której część kosztów to procedury medyczne oraz finansowanych w zupełnie inny sposób programów terapeutycznych – jest błędem. Wydatki na programy i chemioterapię przyrastają dynamicznie z roku na rok. Jeśli znajdą się w tym samym budżecie co wydatki na refundację apteczną, zabraknie pieniędzy na tę ostatnią.
Poseł Andrzej Sośnierz uważa, że takie ograniczenia nie mają sensu. Budżet musi być planowany co roku w zależności od sytuacji. – To pierwszy krok do sztywnego ograniczania wydatków na szpitale, opiekę specjalistyczną czy podstawową opiekę zdrowotną – mówił. - Tylko, kto w przypadku tych ostatnich pokryje przekroczenia budżetowa - zastanawiał się były szef NFZ.
Na uwagi producentów leków, zwłaszcza te, dotyczące pokrywania przez nich przekroczeń budżetowych NFZ, Ewa Kopacz odpowiedziała, że nikt nie zmusza firm farmaceutycznych, aby domagały się wpisania swoich produktów na listę leków refundowanych. Poseł Bolesław Piecha przypomniał pani minister, że choć aplikowanie o wpis nie jest obowiązkowe, to jednak bardzo pożądane, o co nie raz apelują chorzy, dla których leków na liście brakuje. - Aż strach sobie wyobrazić sytuację, w której żadna z firm nie chce wpisać leku na listę. Ubezpieczeni, którzy powierzają NFZ swoje pieniądze, aby zapewnił im jak największą liczbę leków – nie mają się czym leczyć – mówił Piecha..
