tutejszy tutejszy
580
BLOG

Jarosław Kaczyński na barykadach. (Nie dla Lemingów)

tutejszy tutejszy Polityka Obserwuj notkę 8

Rozpoczęła się wielka kontrofensywa PiSu. Sygnał do boju dał Jarosław Kaczyński, który swoim artykułem na temat Rosji wzburzył wszystkie moskiewskie pieski w mediach. Zanim jednak kundle zdążyły nabrać oddechu do ujadania ruszyła, zaraz cała seria kaczystowskich działań. Anna Fotyga stanowczo skrytykowała postępowanie Donalda Tuska po katastrofie, przyjęto do partii członków „Polski Plus”, ogłoszono „pakiet demokratyczny” wskazujący na pretotalitarne zapędy Platformy, dziś Jacek Sasin ujawnił szczegóły postępowania ludzi Tuska i Komorowskiego zaraz po katastrofie. Czytelnym znakiem kontrofensywy jest ostatni numer „Nowego Państwa”gdzie raz po raz autorzy zapowiadają walkę nonkonformistyczną, stanowczą i skuteczną. Przede wszystkim zaś odrzucają wszelkie formy kompromisów – zarówno w formie jak i w treści.
Ci, którzy wierzą w Jarosława Kaczyńskiego powinni odetchnąć z ulgą – zamiast zapowiadanej emerytury, rozpadu PiSu, odejścia Prezesa, zamiast wywróżonego rozłamu – jest twarda polityka. Prognozy polityczne tvn-u i Wyborczej sprawdzają się tak jak wiadomości Radia Erewań.
Zapewne to nie koniec działań – kolejne fakty dotyczące 10 kwietnia niechybnie będą podważać legalność obecnej władzy. Kaczyński – psychopata jest coraz trudniejszy do sprzedania, wszak jego wypowiedzi w telewizji są pełne spokoju i rozwagi, Kaczyński – guru sekty, także coraz ciężej wychodzi, bo przecież liberałowie z PiS krytykują go do woli, ostatnio Paweł Poncyljusz tupał nóżką jak mała panienka, że wypowiedzi Fotygi nie będzie komentował.


Nie sądzę (ale pewien nie jestem), by PiSowskie gołębie odeszły z partii – dzięki nim, cały establishment ma jakiś wpływ na Kaczyńskiego, można zawsze podrzucać newsy o domniemanym rozłamie, gdy zaś odejście staje się faktem – rozbijacze stopniowo giną w medialnym szumie, tak jak chłopiec w szelkach – Marek Migalski.


I warto sobie zadać pytanie – czy nie jest za późno. Wielu z nas już 10 kwietnia odsłoniło karty, rzuciło się na mentalne barykady walki z postUBecją. „Myślałem, że w całej Polsce się zaczęło” - mówią dzisiaj niektórzy o atmosferze z tamtych dni. Rzuciliśmy się trochę niesfornie, jak kosynierzy powstania styczniowego, tymczasem dowództwo przybrało kowbojskie kapelusze i grało na gitarach hipisowskie piosenki. Rada to na przyszłość – jeśli się nie wie jak postąpić, to niech się postępuje przyzwoicie i zgodnie z powagą sytuacji.
Myśmy na tych barykadach zostali nieco osamotnieni – ja się uaktywniłem w swoim środowisku i kilka nieprzyjemności mnie spotkało, a to dopiero początek. Inny kolega tylko przy piwie nas wspierał, a za dnia bohatersko stawiał kołnierz i umykał przed nami bocznymi uliczkami – przynajmniej jestem zwolniony od obowiązku podawania mu ręki.
Teraz dopiero przychodzi machina tej naszej ociężałej, ułomnej i niekompletnej prawicy. Aż strach mnie bierze na myśl, o tych synalkach PiSowskich posłów, radnych i senatorów, o tych pupilach w biurach poselskich, o tych miernotach nie odróżniających konserwatyzmu od liberalizmu, o twarzach nieskażonych żadną głębszą myślą. Biada Jarosławowi, jeśli wszyscy jego żołnierze są tacy, jakich ja znam.
Ruch 10 kwietnia, a niestety znam niektórych jego organizatorów, spieprzył jak zwykle swoje zadania, skończyło się na happeningu z foliowymi taśmami i skromnej petycji. Bardziej powinien się nazywać „bezruchem 10 kwietnia”, bo zamarła ich praca, a zaczęli organizować świetną ideę, którą ktoś inny by poprowadził lepiej.
Tak wiele szans, tak wiele zapału zostało zmarnowane...
Ale cóż począć? Wyznam Państwu szczerze, ja w domu nie usiedzę, ani teraz, ani później. Przyjdą wieści wskazujące na winę Tuska i Komorowskiego? Wyjmę konopny sznur spod szafy i pójdę na miasto. Idzie jesień – dobry czas, by na drzewach, zamiast liści...
Mam wielki żal do mydłków Poncyljuszów, Kluzików, Migalów, mam żal do całej tej prawicowej nomenklatury, do tych kłótni o stołki, stołeczki i taboreciki, tych małych zawistnych ludzi... Wielu tam takich siedzi. Ale co robić?


Jak wódz da rozkaz, pójdziemy w pole,
Rzeczpospolitej oddamy krew,
a w szwoleżerskim, rycerskim kole,
niech pozostanie nam choć śpiew!


Lepiej późno niż wcale. Żeby nie był to tylko gest Romualda Traugutta, który zdołał przedłużyć powstanie, ale już nie mógł go wygrać.

tutejszy
O mnie tutejszy

Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka