tutejszy tutejszy
588
BLOG

Czy Jarosław Kaczyński powinien uwolnić polską prawicę?

tutejszy tutejszy Polityka Obserwuj notkę 1

Prezes Prawa i Sprawiedliwości tym wyróżnia się od innych środowisk prawicowych w Polsce, że potrafi być skuteczny.

Nie zawsze, oczywiście, zaznaje on sukcesów, ale nec Hercules contra plures. Poza tym przy całej rzeszy kanapowych partii prawicowych od Unii Polityki Realnej (czyżby tak realnej?), Prawicy Rzeczpospolitej, po Ligę Polskich Rodzin, czy Wolność i Praworządność, które po połączeniu potencjału mogłyby nie przekroczyć progu wyborczego, PiS wypada jako synonim realizmu politycznego. Setki i tysiące działaczy prawicowych w całym kraju narzekają, ze Kaczyński otacza się miernotami, wybitnych działaczy i kreatywnych polityków do siebie nie dopuszcza, a mottem jego doradców mogłoby być owe kolokwialne: BMW (bierny, mierny, ale wierny). Abstrahując od prawdziwości tych niskich ocen polityków PiSu, trzeba zwrócić uwagę, że to prawica w Polsce pełna jest ambitnych polityczków, którzy chętnie widzieliby się w roli premierów i zbawców ojczyzny, jednakże samodzielnie zrealizować tego nie potrafią. Pamiętajmy też, że prezes Kaczyński zaznał w latach 90-tych sytuacji rzadko spotykanej w demokratycznych państwach – inwigilacji przez służby specjalne (tzw. sprawa Lesiaka). Pokłosiem tego typu infiltracji była sprawa Janusza Kaczmarka, który walnie przyczynił się do rozbicia rządu premiera Kaczyńskiego w 2007 roku. Istnieje więc pewna podstawa do nieufności wobec nowych działaczy, którzy w chwilach próby okazują się być współpracownikami nielojalnymi, co doskonale widać na przykładzie „uciekinierów” z PiS.

Sytuacja więc wydaje się być patowa – z jednej strony istnieje po prawej stronie ogromny potencjał intelektualny (mamy jako taki ruch narodowy, silny wśród młodych libertarianizm, a także różne środowiska konserwatywne i tradycjonalistyczne), z drugiej strony jego przedstawiciele zbyt często mają wygórowane ambicje, a ich zacietrzewienie często ogranicza pole manewru. Za próbkę tego zacietrzewienia niech posłuży sytuacja, w której Janusz Korwin Mikke ostatecznie deklaruje swoje poparcie w II turze wyborów prezydenckich dla Jarosława Kaczyńskiego, ale jego wyborcy, karmieni płaską, jednowymiarową opinią o PiSie jako tworze prosocjalistycznym, w 61 % popierają... Bronisława Komorowskiego! Wygląda więc na to, że jedno prawicowe środowisko za największego wroga postrzega innych prawicowców (nazywanych pseudoprawicą) i bardziej skłonne jest się nawzajem pogrążać niż wspierać.

Nawet tak bezkompromisowe ruchy jak polscy monarchiści, uważają, że obalać komunizm można nawet ramię w ramię z socjalistami, socjalizm razem z socjaldemokratamii, itd. A jak to wygląda w praktyce? Od dwudziestu lat widać jak na dłoni – porozumienie jest tu najtrudniejszym etapem. Piłka leży jednak po stronie Jarosława Kaczyńskiego. Jego otoczenie przebąkiwało coś o kongresie prawicy, który miano by zorganizować na wiosnę – czy jednak będzie to faktycznie poważne przedsięwzięcie czy impreza fasadowa? W najprostszych słowach sytuacja mogłaby wyglądać tak, że PiS proponuje „kanapom” kilka miejsc na swoich listach, więc start jest wspólny, a potem w parlamencie przynajmniej mają wspólnego wroga, choć działają już oddzielnie w przypadku głosowań nad konkretnymi ustawami. Tylko, że diabeł siedzi w szczegółach – spieranie się o ilość tych miejsc na listach, przy wygórowanym mniemaniu o sobie wszystkich „prawdziwych prawicowców”, może zakończyć się fiaskiem.

Żeby też ludzie PiSu nie wykazali się nadmierną pychą i nie proponowali ewentualnym sojusznikom ochłapów z parlamentarnego stołu. Ale czy jest jeszcze czas na swary i kłótnie o detale, gdy okrągłostołowy porządek cementuje się z każdym dniem? Czy nie powinien właśnie teraz obudzić się w nas ten narodowy (nieco zmitologizowany) charakter nakazujący w obliczu niebezpieczeństwa zjednoczyć się wokół słusznej sprawy, jaką jest Polska? Sama partia Jarosława Kaczyńskiego może okazać się za słaba, by wyjść z murów oblężonej twierdzy, a w oblężeniu można się tylko bronić, co w polskiej sytuacji jest niewystarczające.

Najbliższy rok będzie wielkim egzaminem dla polskiej prawicy. Polskie społeczeństwo niewiele się nauczyło po katastrofie smoleńskiej, nie wyleczyło się z marzeń o postpolitycznym świecie, jednak jeśli nasi politycy aspirują do miana elity, to niech się tą elitarnością i wielkodusznością wreszcie wykażą!

 

Tekst ukazał się w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety.

tutejszy
O mnie tutejszy

Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka