tutejszy tutejszy
847
BLOG

Polacy są zmęczeni

tutejszy tutejszy Polityka Obserwuj notkę 10

 

Ryszard Kapuściński przytoczył w swojej książce „Imperium” doskonały fragment z innego pisarza, Jurija Boriewa, opisujący sytuację Związku Sowieckiego:

„Pociąg jedzie w świetlaną przyszłość. Prowadzi go Lenin. Nagle — stop, dalej nie ma torów. Lenin wezwał do dodatkowej pracy w soboty, położono szyny i pociąg pojechał dalej. Teraz poprowadził go Stalin. Znów skończyła się droga. Stalin kazał rozstrzelać połowę konduktorów i pasażerów, a resztę zmusił do kładzenia nowych torów. Pociąg ruszył. Stalina zastąpił Chruszczow, a kiedy skończyły się szyny, polecił rozbierać te, po których pociąg już przejechał, i układać je przed parowozem. Chruszczowa zamienił Breżniew. Kiedy znowu skończył się tor, Breżniew decyduje się zasłonić okna i tak kołysać wagonami, żeby pasażerowie myśleli, iż pociąg jedzie dalej"

To ostatnie zdanie idealnie pasuje do kondycji Polski w czasach Donalda Tuska. Premier jeszcze w sierpniu zapowiadał wielką ofensywę legislacyjną, szuflady pełne ustaw aż kipiały, by wyrzucić z siebie skrzętnie przygotowywane reformy państwa, a tu nagle – psikus – już w listopadzie przyszła zima i obietnica o „jesiennej ofensywie” straciła na aktualności. Cóż, czekamy teraz na zapowiedzi na wiosnę – i tak od trzech lat.

Ekipa rządząca kołysze pociągiem i udaje, że go prowadzi, a w oknach widać ekrany stacji telewizyjnych pokazujących, jak to mijamy kolejne etapy na drodze do drugiej Irlandii. Konduktorzy martwią się tylko o to, by nie zabrakło kawy i ciastek dla pasażerów, a na pytania o godzinę przyjazdu odpowiadają, że „póki jedzie z nami Kaczyński należy się spodziewać niewyobrażalnych opóźnień”. Ale nie to jest w tym wszystkim najgorsze, wszak do zastoju cywilizacyjnego jesteśmy niejako przyzwyczajeni – zabory, okupacja, rządy komunistów – to wszystko jakoś układa się w pewien system, do którego – niestety – musieliśmy się przyzwyczaić. Najgorsze jest jednak to, że siedzimy sobie w tym pociągu niejako w mniejszości – widzimy wyraźnie, że mijane za oknem krajobrazy to medialna fikcja, widzimy przez szpary w ścianach wagonu, że to dziennikarze i politycy kołyszą pociągiem dając iluzję ruchu, a telewizyjni eksperci buczą i mruczą naśladując odgłosy pracy silników elektrycznych. Wszystko jest jasne jak słońce, nawet ktoś postawił zegar długu publicznego, który odlicza czas do gospodarczej eksplozji.

Gdy jednak rozmawiamy o tym głośno, to większość pasażerów stuka się w głowę. „To mowa nienawiści” - krzyczą z oburzeniem. Nazywają nas ciemniakami, moherami, prymitywami. Na nic zdaje się pokazywanie im rozkładu jazdy, że już dawno powinniśmy dojechać na miejsce, że przestali ogrzewać wagony, że w lokomotywie maszyniści uprawiają hazard, a mechanicy z Moskwy wymieniają sprawne części pociągu na stare i zardzewiałe. Kierownik pociągu raz po raz rzuca do pasażerów konduktora z wibratorem, innym razem rozgłasza wieść, że jeden z pasażerów jest w posiadaniu dopalaczy i wszyscy ludzie mają jakieś zajęcie i napawające nadzieją złudzenie, że niedługo już dojedziemy na stację.

I oprócz pewnego zażenowania jakie budzi się we mnie na widok tych biernych, ogłupionych pasażerów zaczynam dostrzegać coś jeszcze. Przyglądając się ich zmęczonym twarzom i zmarzniętym dłoniom przypominają mi się konduktorskie zapowiedzi z ostatnich dekad, w których głoszono, że pociąg jedzie do drugiej Polski, potem do drugiej Japonii, dalej do czwartej Rzeczypospolitej, a teraz ma jechać do drugiej Irlandii (choć chodzą słuchy, że celem jest jednak druga Grecja). I pomijając fakt, że maszyniści już nie mają pojęcia dokąd właściwie zmierzamy, nie mają odpowiedniej przewagi i technologii, by doprowadzić nas do jakiejkolwiek stacji, to większość ludzi po prostu uwiło sobie w swoich przedziałach ciasne, ale własne siedliska i chce mieć już spokój od konduktorskiego gadania. To ogromne zmęczenie i wyczerpanie wieloletnią podróżą wykorzystano ponownie w tych wyborach samorządowych głosząc, że już donikąd nie jedziemy - „nie róbmy polityki”, ogłoszono.

Ale załoga pociągu nie zamierza odpuścić. Przyszłoroczne wybory parlamentarne będą tu kluczem do wszystkiego – jeśli wygra Platforma (a na to się zapowiada, nie ma co się oszukiwać), to przez kolejne 4 lata rządów i prezydentury nikt i nic nie będzie mogło ich powstrzymać. Tuskom i Komorowskim na pewno na tym niezwykle zależy, to będzie dla nich czas, by z pociągu wyprzedać i wynieść dosłownie wszystko od firanek po żarówki w przedziałach. Łatwo też domyślić się ich taktyki na przyszły rok, pod szyldem „ostatecznego dobicia PiSu” i obietnicą „ostatecznego poruszenia pociągu” zblazowani pasażerowie jeszcze raz pójdą poprzeć uśmiechniętą fikcję miłości i dadzą się ograbić doszczętnie.

Może gdy nic nam już nie zostanie to wtedy łatwiej będzie naprawdę gdzieś dojechać?

 

Tutejszy

tutejszy
O mnie tutejszy

Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka