Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiem przejawy ideologicznej paniki wokół wczorajszego przemarszu młodych patriotów. Wydaje się, że jako sympatyk poglądów lewicowych powinienem się bronić Polski przed inwazją faszyzmu. Przynajmniej w takie buty chce mnie włożyć lewicowy mainstream (lewicowy mainstream: he he he). Manifestacje ONR nie wywołują we mnie szczególnego oburzenia. Jest w Polsce patriotycznie nastawiona młodzież, której nie obce jest pojęcie Narodu, Ojczyzny, Honoru, a czasem nawet Krwi. Ten fakt należy przyjąć do wiadomości, podobnie jak należy przyjąć do wiadomość istnienie blokersów – odpadów transformacji i produktów ubocznych nieegalitarnie bogacącego się społeczeństwa.
Wczorajsze manifestacje i kontrmanifestacje wpisały się świetnie w ideę natychmiastowych mediów rozrywkowych (media informacyjne również są mediami rozrywkowymi, tworzą przecież infotainment, przemysł zarabiający na niewyszukanych treściach). Było spięcie, był konflikt, byli policjanci i zantagonizowane grupy. Nie bardzo było trzeba tłumaczyć o co chodziło w całym zamieszaniu, bo nie tyle istotna jest treść, co forma. A formy wystarczyło na pół dnia materiałów filmowych, soudbiteów, standupów, setek i pięćdziesiątek. Dla ogromnej większości ludzi to co działo się wczoraj było po prostu niezrozumiałą zadymą. Tak też było to prezentowane w mediach – radykałowie kontra ekstremiści. Albo odwrotnie. Osobiście dałem już wyraz swojej tolerancji wobec nietolerancji. Uważam, że idea demokracji i społeczeństwa otwartego powinna pozwalać na ekspresję głupoty o różnym, nawet dość silnym natężeniu.
Wczorajszy dzień dla osób nieco bardziej interesujących się sferą publiczną niż bohaterowie samorządowego spotu PO (choć nie tak bardzo zainterersowanych jak młodzi patrioci, albo antyfaszyści) był po prostu jakimś dziwnym ideologicznym dymem. Wydaje się, że ów „dym”, rozróba świetnie wpisuje się w pacyfikowanie lewicowych postulatów. Poniekąd rozumiem koleżanki i kolegów po poglądach, którzy nie są w stanie znieść widoku ogolonych łysych pał, które, jeśli nie oficjalnie, to półoficjalnie, odwołują się do tradycji prymitywnego rasizmu i dyskryminacji. Jednak wydaje mi się, że lewica świetnie tutaj weszła w rolę, którą gotuje jej główny nurt infotaimnent – bojowników o niezrozumiałe sprawy, rewolucyjnych dinozaurów. To ustawienie sobie lewicy dość dobrze podtrzymuje systemowe status quo. Bo przecież to nie garstka łysoli i szalikowców jest największym problemem na drodze do emancypacji kolejnych grup społecznych. Łysi to objaw, to doprowadzona do ściany postawa, która jest silnie obecna w naszej kulturze. To jest postawa nieufności wobec Innego (niech sobie geje to robią, ale w domu).
Lewica zaistniała jako telewizyjny news, jako eksponat telekultury „live”, w której to co widoczne na ekranie to zazwyczaj coś nadzwyczajnego, od czego dzieli nas nieprzekraczalna granica wyznaczana przez szkło ekranu. Nie ONR jest problemem (lewicowo-telewizyjna narracja), tylko problemem jest silnie obecna w polskiej mentalności niechęć do Arabusów, Bambusów, Ciaw, biedaków.