ezekiel ezekiel
1824
BLOG

Debil z polskiej klasy średniej

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 33

Swoim niezdrowym przyzwyczajeniem często włączając telewizor wędruję do stacji, która przekazuje wszystkie fakty 24 godziny na dobę. Wiem, że znalezienie tam interesujących treści graniczy z cudem. Wiem, że raczej zetknę się tam z przekazem, który obrazi moje inteligenckie aspiracje. Na przykład ostatnio kilka dni z rzędu „samochód po prostu zapadał się pod ziemię”. Woda podmyła asfalt, a auto, bodajże, pana Kuby, wpadło w wyrwę. News ważny niezmiernie. Pan Kuba również zresztą – jako reporter całodobowy może zaprosić do swojego domu reporterów, tych, którym płacą, pokazać przez kilka sekund swoje lico, co go w sposób oczywisty nobilituje. Ludzie przecież mają prawo wiedzieć, a urzędasów, którzy swoimi zaniedbaniami doprowadzili do tego zajścia trzeba, jak to się na kolegiach redaktorskich mówi, „jebać i cisnąć”. Dostępuje więc zaszczytu „zwykły człowiek” zdiagnozowania rzeczywistości. Wie, że jak mu się mikrofon podetknie pod nos, to, o ile się nie wstydzi i akurat mu się nie spieszy, musi jak najwięcej wylać mądrości, diagnoz, które się latami kolebią gdzieś w głowie bez wcześniejszej możliwości swobodnego ujścia. Pan Kuba natomiast, multiplikowany przez tydzień po tysiąckroć, zostaje przodownikiem wśród nowej kasty reporterów: tych, którzy za darmo przesyłają nędzne zdjęcia z komórek do redakcji. Kolejni reporterzy całodobowi garną się na wizję, a redakcje mają nieco mniej pracy – widzowie i tak durni i nie zauważą, że poziom spada na łeb na szyję. Tak to się nowe, interaktywne media klarują udając, że są blisko zwykłego człowieka.

               Od kilku dni natomiast moje niezdrowe przyzwyczajenie każe mi sądzić, że największym zmartwieniem ludzkości jest padający śnieg. Polska od morza do Tatr została sparaliżowana, a my zadajemy pytanie najważniejsze – kto za to odpowiada?! Jedna z prowadzących popołudniowy program łączy się z lokalnym administratorem drogi i pyta, dlaczego ludzie w korku bez ciepłego posiłku stoją już kilkanaście godzin. Lokalny administrator mówi, że nie dysponuje środkami technicznymi, żeby usunąć TIRa blokującego przejazd. Jak to nie dysponuje?! A kto za to odpowiada – pyta pani redaktor wyczuwając, że za chwilę niedoświadczony w medialnych grach zarządca walnie jakieś zdanie, które będzie można powtarzać w wiadomościach przez najbliższe dni. Tak też się dzieje: człowiek odpowiada, że jego komórka organizacyjna nie jest władna i kompetentna. No i masz babo placek: pani redaktor ma już swojego sound bite’a, który będzie multiplikowany obok twarzy pana Kuby przez najbliższe doby. Jebać i cisnąć urzędasów!

               Przyznam, że wieści o śnieżycach nieco mnie usypiają, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Oto bowiem nadchodzi czas świąteczny, czas beztroski i jakiejś takiej dziwnej łączności z dzieciństwem, kiedy wszystko wydawało się bardziej magiczne i niecierpliwe (a niecierpliwość jest dzisiaj cnotą). Śnieżyce i ślizgające się samochody w telewizorze pacyfikuję rewolucyjne nastroje: oto bowiem na świecie przestaje się dziać wszystko inne, zostaje tylko biały puch i piruety kręcone przez samochody. I to właśnie zastępuje wszelkie dramaty świata, wypycha je poza nawias istotności. Zbliżają się Święta. Jeszcze tylko kilka razy twarz pana Kuby, jeszcze kilka przebitek z komórek całodobowych reporterów, zdjęć z oszronionych pociągów, zasp, ciągnących się kilometrami korków ciężarówek z podłożoną dramatyczną muzyką niczym z osiągających szczyty kiczu, nadętych i odmóżdżających (ale jakże przyjemnych) filmów Rolanda Emmericha.

No i oczywiście reklamy, bo przecież to jest istotą dzisiejszych mediów, a nie jakby chcieli tego naiwniacy jakieś „informacje”. Media jako-głos-opinii-publicznej zakończyły swój żywot nie w totalniackiej Rosji radzieckiej, a przynajmniej nie tylko tam. Proces powolnej śmierci mediów - tub obywatelskich zaczął się w  Stanach Zjednoczonych w latach 20 i 30 ubiegłego wieku, kiedy właścicielami  mediów stali się wielcy kapitaliści, albo grupy kapitałowe, które zaczęły traktować przekaz medialny jako kolejną możliwość zarabiania. Wolność mediów jest więc niczym poza wolnością do wyrażania takich uprzedzeń właściciela, na które zgodzą się reklamodawcy. A czas świąteczny to czas wzmożonych obrotów, nie tylko dla sklepów wielkopowierzchniowych, ale również dla reklamodawców. No i między „jebaniem urzędasów”, twarzą pana Kuby, zdjęciami z bezlitosnego ataku zimy skierowanego przeciw biednym, polskim kierowcom, roztacza się wizja szczęśliwości i raju za wyciągnięciem karty kredytowej. Kup nowy samochód, kup sobie tableta, zmień komórkę, kup laptopa. Halo, halo, kogo na to stać?!  -Polską klasę średnią. Dla niej reklamodawcy się grzeją, dla niej jest robiony program o wpadających do dziur samochodach, wybuchających na potęgę kuchenkach, dla nich jest widok TIRów stojących w długim korku. Jakby tak się głębiej zastanowić, policzyć ile takie kretynizmy zajmują czasu antenowego, można dojść do smutnego wniosku, że statystyczny reprezentant polskiej klasy średniej jest debilem.

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka