Po informacjach o zdjęciu z anteny programu Jana Pospieszalskiego ruszyła lawina komentarzy prawicowych publicystów i komentatorów (ale również socliberalnych). Jak nie trudno się domyślić jednym z głównych podnoszonych argumentów jest wolność słowa, której Pospieszalski, jak rozumiem, do tej pory był gwarantem, a co najmniej jej bardzo istotnym filarem. Trudno mi się nie zgodzić jednak z Wojciechem Sadurskim, który twierdzi, że zdjęcie z anteny tego czy tamtego programu, dodanie takiego lub owego z samą wolnością słowa ma niewiele wspólnego. Jan Pospieszalski z całą pewnością będzie mógł głosić swoje poglądy – a więc korzystać ze swojej wolności - w innym medium. Być może znajdzie się dla niego jakieś eksponowane miejsce np. w Rzepie. I jaka estyma – dysydent.
Nie powiem, że cieszy mnie szczególnie zdjęcie Warto Rozmawiać. Nigdy nie twierdziłem, że należy program zdjąć. Oczekiwałem jedynie jakiejś alternatywy z drugiej strony, bo ja wiem – programu Kazi Szczuki, Magdy Środy, Sierakowskiego? Nawet lubię czasami obejrzeć Pospieszalskiego. Cenię sobie odkrywanie rubieży intelektualnego świata prawicy. Nie mogę się jednak zgodzić co do tego, że zdjęcie programu z anteny jest naruszeniem idei wolności słowa. Co najwyżej jest to kolejny przejaw inflacji idei pluralistycznych mediów publicznych. I raczej o pluralizm tu się rozchodzi, a nie o wolność słowa; o wolność do „łatwego dostępu” do różnych poglądów (jeżeli taka wolność nie została nigdy jeszcze nazwana, to właśnie to zrobiłem), ale nie o wolność słowa.
Jestem gorącym zwolennikiem parytetów. Również parytetów poglądów. Tam gdzie z różnych powodów nie działają mechanizmy niewidzialnej ręki, tam powinno się ingerować instytucjonalnie. O ile oczywiście uznamy, że wartości przez nas preferowane, a któych nie może zapewnić nam sam wolny rynek (również ideei), są tego warte. Wiemy, że najprawdopodobniej żadna duża telewizja prywatna nie da programu Janowi Pospieszalskiemu. Potrzebny jest mu handicap w postaci publicznych mediów. Podobnie jak programom emitowanym w TVP Kultura. Cieszy mnie, że po raz kolejny prawica zaczyna dostrzegać sens w lewicowych postulatach. Zastanawia mnie tylko dlaczego to w Pospieszalskim, prawicowym zdaniem, manifestuje się idea wolności słowa. A co z programem Sierakowskiego? Dlaczego nikt nie mówił o upadku wolności słowa, kiedy ważyły się losy jego programu (z tego co pamiętam taki pomysł był dość intensywnie rozważany)? Przecież to było swego rodzaju nienarodzone dziecko. Gdzie wtedy byliście obrońcy wolności słowa i życia poczętego?!