Earendel Earendel
485
BLOG

"Wielki Gatsby" Baza Luhrmanna

Earendel Earendel Kultura Obserwuj notkę 2

Wybierając się na najnowszy obraz twórcy “Moulin Rouge”, trzeba mieć świadomość, że to jest właśnie film Luhrmanna i że tak naprawdę mamy do czynienia z… konwencją kina kostiumowego. Będąc adaptacją klasycznej już powieści Francisa Scotta Fitzgeralda, dzieło Australijczyka opowiada bardziej o naszych czasach niż o latach dwudziestych minionego stulecia. Kostiumem jest tu praktycznie wszystko: począwszy od Nowego Jorku wygenerowanego cyfrowo poprzez postaci, ich zachowania i ich język (dialogi są przecież wyjęte z powieści).
“Wielki Gatsby” mimo wspaniałej oprawy graficznej, technicznej, całego rozbłysku imprez i sztucznych ogni jest w rzeczywistości obrazem bardzo przygnębiającym. To opowieść o pustce, maskach, sztuczności, o pragnieniu akceptacji i tym, co człowiek jest w stanie dla niego zrobić. To również diagnoza społeczeństwa równie pustego, któremu wystarczy puścić fajerwerki czy zaprosić na imprezę, żeby było szczęśliwe. Widać to w scenie pierwszej imprezy u Gatsby’ego, gdzie ludziki bardzo łatwo zmieniają obiekt obserwacji, bo nagle zostały puszczone sztuczne ognie i nic innego już ich nie interesuje.
Bohaterowie zatopieni w konwenansach, próbujący się ich trzymać, ale nie jest to do końca możliwe. Maski muszą opaść: nawet z tytułowej postaci, co świetnie pokazał DiCaprio. Scena, w której Gatsby przestaje nad sobą panować, jest zagrana po mistrzowsku. I ta próba powrotu do właściwego zachowania, która wiąże się ze świadomością wielkiego prawdopodobieństwa przegranej i ujawnienia prawdy o sobie. Bo prawda jest przygnębiająca: mimo budowania własnej legendy, bogactwa, wspaniałości, kłamstwo wyjdzie na jaw, a zastosowane środki do jej budowy zostaną brutalnie wykorzystane, bo media mają to do siebie, że bardziej kreują rzeczywistość niż ją relacjonują.
Daisy Buchanan również nie potrafi stanąć w prawdzie o sobie i w konsekwencji ucieka dosłownie i w przenośni w iluzję. Prawda o sobie ją przeraża, nie chce tak naprawdę przyznać się do tego, co czuje, bo boi się konsekwencji swoich uczuć i wyborów. Scena, w której Gatsby za nią mówi, jest bardzo wymowna. I tu też się zastanawiam nad jednym: czy zgadzając się ze swoim kochankiem przyznaje się do prawdy o sobie czy to też kolejna ucieczka i manipulacja. Dokonując takich a nie innych wyborów postaci granej przez Carey Mulligan pozostaje świadomość życia w kłamstwie u boku kogoś, kogo się jednak nie kocha, ale kto jednak ochroni, kontynuując i legitymując oszustwo poprzez „konieczność” zrzucenia całej winy na kogoś, kogo się niby kochało.
Recenzenci narzekają na sztuczność Nowego Jorku, ale w moim przekonaniu to nie jest wada, a zaleta. Zabieg ten pokazuje, z jakim światem mamy do czynienia. To świat sztuczny, to maskarada, błyskotka, która łatwo może się rozpaść, opustoszeć, zostać rozgrabiona. Przykładem tego jest rozgrabiona rezydencja Gatsby’ego w ostatnich scenach filmu. To również zapowiedź przyszłego Wielkiego Kryzysu i jego niektórych skutków. I jak najbardziej jest to echo czasów dzisiejszych. Żyjemy w podobnych czasach, co prawie 100 lat temu. Ludzie tak naprawdę niewiele zmienili się od tamtego czasu. Jesteśmy praktycznie tacy sami, tylko ubrani w inne ciuchy i używający nieco innych sprzętów i innego języka. Bo czyż i dzisiejszy świat nie jest do bólu sztuczny, a wartość człowieka nie jest dzisiaj również mierzona tym co on posiada? Na nic się zdają próby zasypywania tego rowu różnymi „mądrościami życiowymi”, frazesami, że najważniejsza jest szczerość i bycie sobą. To tylko przykrywka która jest próbą usprawiedliwienia swojego egoizmu. Ta fasada wcześniej czy później rozpadnie się, odkrywając prawdę o nas samych. I albo zostaniemy z tym sami albo z kimś, kto mimo wszystko będzie nas naprawdę kochał. Niezależnie od tego czy będziemy piękni i młodzi.

Earendel
O mnie Earendel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura