W kręgach samorządowców o różnych poglądach politycznych (od ZCHN do SDPL) kiełkuje pomysł wspólnej listy, która ma przełamać monopol PO i PIS i w sejmikach wojewódzkich być poważnym partnerem koalicyjnym. Głównym hasłem ruchu społecznego ma być odpartyjnienie samorządu. Do wyborów samorządowych zostało zaledwie kilka miesięcy, więc budowa komitetu idzie pełną parą. W miejscach gdzie istnieją silne struktury pozapartyjne eksponowany będzie ich szyld (np. Samorządność w Sopocie), na arenie ogólnopolskiej ruch ma wystartować pod nazwą Wpólnota Samorządowa - takie informacje spływają do redakcji portalu Polskaliberalna.net.
Nie będzie LID-bis
Jedną z przyczyn powstania ruchu jest upadek koncepcji powrotu do Lewicy i Demokratów. Grzegorz Napieralski, uskrzydlony dobrym wynikiem w wyborach prezydenckich i naciskany przez własnych kolegów, nie zamierza dopuścić do podmiotowego startu innych partii wraz z SLD, ponieważ popularne nazwiska związane z SDPL-em, demokratami.pl czy Stronnictwem Demokratycznym mogłyby zabrać miejsca kandydatom Sojuszu. Prawdopodobny jest natomiast start Zielonych 2004, Partii Kobiet i Krajowej Partii Emerytów i Rencistów (2 proc. w ostatnim sondażu) z list lewicy. Tradycyjne 10 proc. miejsc na listach SLD będzie miała zagwarantowane Unia Pracy.
Porozumienie bez ideologii
Twórcy Wspólnoty Samorządowej wychodzą ze skądinąd słusznego założenia, że samorząd to nie miejsce na robienie wielkiej polityki. Decyzje o charakterze ideologicznym pojawiają się sporadycznie (choć z drugiej strony rozpalają emocje opinii publicznej), chodzi przede wszystkim o sprawne rządzenie miastem i załatwianie spraw, które są istotne dla zwykłych ludzi takich jak pomoc socjalna, infrastruktura, komunikacja, żłobki, przedszkola, dobre szkolnictwo.
Ruch sprzeciwu wobec partyjniactwa w samorządach oparty na hasłach walki z niegospodarnością, nepotyzmem i traktowaniem samorządów jak własnych folwarków przez duże partie polityczne, wsparty rozpoznawalnymi lokalnie liderami (prezydentami miast, marszałkami województw, szefami rad miejskich i powiatowych) mógłby stanowić przeciwwagę dla duopolu PO-PIS.
W skali kraju celem ruchu jest walka o trzecie miejsce. Realne? Jeżeli dobre hasła znajdą odbicie w solidnie prowadzonej kampanii i uniknie się większych wpadek całkiem realne.
PSL: Ta ostatnia niedziela?
Dla Polskiego Stronnictwa Ludowego, zawsze bardzo silnego w samorządach, wybory samorządowe będą ostatecznym sprawdzianem. Dla partii sejmiki są często istotniejsze niż sam parlament - klapa w tych wyborach, może być początkiem końca PSL-u i spowodować rozpad z koalicji z Platformą (lub wręcz przeciwnie - sprawić, że posłowie PSL staną się "parlamentarzystami dietetycznymi", torpedującymi wszelkie pomysły dotyczące przyspieszonych wyborów).
Lokalni działacze PSL-u chcieliby szukać porozumienia z innymi partnerami, Pawlak chce eksponować doskonale znany szyld z koniczynką.
Wybory prezydenckie miały stanowić przegrupowanie na polskiej scenie politycznej, tak się nie stało. Kandydaci tacy jak Andrzej Olechowski czy Marek Jurek wypadli znacznie poniżej oczekiwań. Katastrofa smoleńska i późniejsze konflikty i podsycanie strachu przed IV RP służą polaryzacji sceny politycznej na dwa obozy.
Z drugiej strony można mieć nadzieję, że Polacy uznają, że w samorządzie inne sprawy się liczą i zagłosują na sobie dobrze znanych radnych, starostów, prezydentów miast. Ich wystąpienie pod jednym szyldem może w przyszłości spowodować powstanie formacji nastawionej na decentralizację, samorządność i sprawne rządzenie. Werdykt już w listopadzie.
Bogumił Kolmasiak, Merkuriusz Polski