Katarzyna Munio, kandydatka na Prezydenta Warszawy wezwała Hannę Gronkiewicz-Waltz do wzięcia urlopu na czas kampanii wyborczej. Przypomniała jednocześnie słowa polityków Platformy sprzed 4 lat, którzy wzywali ówczesnego prezydenta Marcinkiewicza do rezygnacji z pełnienia obowiązków włodarza miasta na czas kampanii.
Szefowa warszawskiej Platformy, Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła wówczas:"Warszawa nie może być wykorzystywana do kampanii wyborczej, (...) to nieetyczne. W cywilizowanym świecie osoba, która ma prowadzić kampanię wyborczą, bierze urlop w swoim miejscu pracy, żeby nie wykorzystywać urzędu do prowadzenia kampanii.” (wprost.pl, 26 lipca 2006). Wtórował jej Jacek Kozłowski ówczesny szef sztabu Gronkiewicz-Waltz, dziś wojewoda mazowiecki: „Nikt przytomny nie uwierzy w obłudne zapewnienia, że kampanię prezydencką można prowadzić po godzinach.” (Gazeta Stołeczna, 21 września 2006). Ci sami politycy, wspierani dzielnie przez rzecznika prasowego urzędu miasta, dziś odżegnują się od własnych słów, znajdując prymitywne uzasadnienia. Pani poseł wskazuje na różnice między prezydentem miasta a komisarzem, jednocześnie nie wskazując na czym one polegają. Jedyną jaką de facto można odnaleźć to różny tryb powołania na fotel włodarza miasta. Dlatego jej zdaniem wówczas mogła wzywać do wzięcia urlopu przez Marcinkiewicza a wzywanie dziś to rzecz niepojęta. Z kolei Kozłowski zarzuca Katarzynie Munio demagogię i populizm w ogóle nie odnosząc się do własnych słów. W podobnym tonie wypowiada się rzecznik Andryszczyk, który podkreśla w oświadczeniu dla prasy, że Pani Prezydent „nie osieroci” miasta na prawie dwa miesiące kampanii wyborczej. W tym czasie mógłby przecież dosięgnąć Warszawę jakiś kataklizm typu powódź lub niespodziewane opady śniegu a wówczas dzielna Hania rzuci się z łopatą do odśnieżania tudzież rzucać będzie worki wypełnione piaskiem na przeciekające wały.
Historia z urlopowaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz tylko z pozoru wydawać się może banalna. W rzeczywistości pokazuje jak bardzo słowa polityków Platformy służą realizacji jedynie bieżącej polityki i w gruncie rzeczy nie mają żadnego znaczenia. Sprawa „urlopu” bezwzględnie obnaża słabość ich słów, których wartość jest dramatycznie mała. Czy można im więc uwierzyć kolejny raz, tym bardziej, że większość obietnic Gronkiewicz-Waltz pozostaje jedynie na papierze? Trwalszym niż każde ich słowo.
Sławomir Potapowicz