Mitrandir Mitrandir
388
BLOG

A CO Z GREKOKATOLIKAMI?

Mitrandir Mitrandir Polityka Obserwuj notkę 4

 

W Polsce mieszka 300 tyś prawosławnych, znajdujących się pod duchową opieką metropolity Sawy oraz 1 milion Ukraińców (to tylko szacunki), którzy z reguły są wyznania greckokatolickiego. Kościół ten, uznaje zwierzchność Rzymu i od dawna jest poważną zadrą w dialogu z całym prawosławiem. O nich, przy okazji wizyty Cyryla I niestety zapomniano. W zasadzie jakby nie istnieli, chociaż  to przecież państwo polskie przyczyniło się do powstania tej wersji prawosławia a teraz trochę się jej wyrzekło. Czemu? Odpowiedź jest dość prosta, są niepotrzebni. Przeszkadzają.

Pragmatykę działania polskiego episkopatu wobec Kościoła Greckokatolickiego można by określić mianem suchej obojętności. Najlepiej zapytać o to abp. Michalika, bo to na terenie  jego diecezji swego czasu były największe waśnie na linii katolicyzm - grekokatolicyzm, choć to przecież w zasadzie jedna, szczęśliwa, chrześcijańska rodzina, duchowo rządzona przez Wikariusza Chrystusa z Rzymu. Są to są. Jakby ich nie było, to też było by dobrze. Gdyby w XVI stuleciu stosowano współczesne podejście do ekumenizmu, oparte na dialogu, uznaniu wzajemnej autonomii i odmienności, grekokatolicyzm nie miałby prawa się narodzić. W pewnej mierze był efektem twardej polityki i koniunkturalizmu Wazów  rządzących ogromnym krajem, rozdartym  niemal na pół przez dwa skrzydła chrześcijaństwa. Dzisiaj okoliczności się zmieniły. Kościoły zbliżają się do siebie, bo nie mają innego wyjścia. Współpraca to dziejowa konieczność. O jedności raczej nie ma mowy. Trzeba jednak załatwić rachunki z przeszłości.  Dobrze to widać na Ukrainie, gdzie kościół łaciński to zaledwie tło wielkiego sporu pomiędzy Moskwą i Kijowem. Ortodoksyjna cerkiew ukraińska jest podzielona, zgodna jednak co do tego, że grekokatolicyzm to pseudoekumeniczny kompromis, z jakim nie można się pogodzić. Można nawet powiedzieć, że jest to wrzód, który najlepiej usunąć.  Ten sposób myślenia nie jest może oficjalnym kanonem, ciąży jednak na relacjach z katolicyzmem.  Strategia suchej obojętności staje się wiec powoli czymś naturalnym. Lepiej nie mówić o sprawach trudnych, może same się rozwiążą.

O ile w Polsce można to potraktować jako coś mało istotnego, to jednak dla Ukrainy jest to już poważny problem. Każda ze zwaśnionych cerkwi uważa się za tę, która tworzy właściwą tożsamość Ukraińców.  Nie sprzyja to jednak rozwojowi i konsolidacji państwa, które powoli stacza się w odmęty janukowyczyzmu (swoją drogą, dziś kolejny minister rządu Julii Tymoszenko powędrował do paki). Zwaśnionymi Kościołami lepiej manipulować. Tymczasem to właśnie grekokatolicyzm powinien grać główne skrzypce w dialogu ekumenicznym i ma do spełnienia szalenie ważną społeczną rolę dla przyszłości Ukrainy, ponieważ znacznie lepiej  rozumie specyfikę Wschodu i jest względnie odporny na polityczne zakusy Kijowa.  Jednak brak wsparcia ze strony łacinników w tej materii  burzy dorobek 400 lat doświadczeń. Zwykły koniunkturalizm i bieżący polityczny lub też polityczno-religijny interes Wschodu i Zachodu nie powinien niszczyć długiej i bogatej tradycji tego Kościoła. Paradoksalnie, zbliżenie z Kościołem katolickim w Polsce może zostać sprytnie wykorzystane przez patriarchat moskiewski do powolnego podważania pozycji pozostałych „konkurentów” na Ukrainie, zwłaszcza zaś grekokatolicyzmu.

Mitrandir
O mnie Mitrandir

Trudno pisać o sobie, szukając sensu, bo wszelkie kwalifikacje ideologiczne czy religijne a także zainteresowania naukowe stają się względne i jakoś "równouprawnione".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka