Pan Premier obiecał, że wszystkie dzieci z ubogich rodzin dostaną w szkole ciepły posiłek. W tym roku przeznaczono na ten cel 550 milionów zł. Ale rząd tnie wydatki, gdzie tylko jest to możliwe (rzecz jasna nie dotyczy to kasy na Kancelarię Prezydenta i Premiera ani na masujące fotele dla senatorów á 2600 zł za sztukę), więc minister Jan Vincent (czy on ma już wreszcie PESEL?) postanowił oszczędzić na dziecięcych brzuszkach. Na przyszły rok zaplanowano na szkolne obiady niespełna 36% obecnej sumy (200 milionów). Jeśli wszystkie potrzebujące dzieci nadal mają otrzymywać w szkole obiady, podejrzewam, że będzie to co najwyżej rzadki krupniczek albo kartoflanka na kościach i kompocik ze zgniłych jabłek. Bez cukru. Bo – aczkolwiek już w II RP wiedziano, że cukier krzepi, to przyznajmy sami – jego nadmiar może być dla młodego organizmu szkodliwy.
To jest skandal, P.T. Blogerzy i Komentatorzy!
Gruźlica u bram!