artur olędzki artur olędzki
102
BLOG

"Batman" - przypis egzystencjalny

artur olędzki artur olędzki Kultura Obserwuj notkę 0

Poszedłem. Przeżyłem. Momentami nawet zaciekawiłem się. Produkcję polecił mi kolega po „elitarnym“ Wydziale Wiedzy o Teatrze. „To tak – myślałem – odreagowuje inteligent lata ćwiczeń z Ionesco, Beckettami, Lupami, Warlikowskimi i innymi współczesnymi mistrzami”. Po projekcji dziwiłem się nieco, dlaczego to ludzie narażają się na karę więzienia, by odlecieć w inne światy dzięki „mocy” konopi. Kiedy wystarczy iść właśnie na „Batmana”, usiąść z popcornem w fotelu, zanurzyć się w ciemni kinowej, popaść w Dolby Surround i odlot gotowy. W świat Gotham City, przedstawiony z epickim rozmachem w wymiarze wizualnym i fabularnym, manierycznie czasem przez Nolana poszerzanym, szczególnie w partiach bardzo sensacyjnych, przez zalew uderzającej falami muzyki. Nie o recenzję filmu tutaj jednak chodzi, ale o zwrócenie uwagi, że zło wyświetlone w blockbusterze niepokoi i… wciąga. Nadchodzi z dwóch różnych kierunków. Ze strony nieczułych, egoistycznych bogaczy; pysznych, krótkowzrocznych, co do konsekwencji swego oddzielenia się murem złota od biedaków i „zwykłych ludzi”. I właśnie ze strony „uciskanych”, w imieniu których „sprawiedliwość” wymierzy nieodgadniony do końca, olbrzymi Bane, razem ze swymi partyzanckimi towarzyszami broni.

Sam pomysł umieszczenia w dziele tak popkulturowym długiego już w swej odsłonie konfliktu cywilizacyjnego, między klasą „wyzyskującą”, a tymi, którzy przeciw niej się buntują, a w końcu ją obalają siłą, zamordyzmem, dyktaturą, uważam za zaskakujący. Nawet – za ciekawy, gdyż rzadko na tak powszechną skalę stawia się pytanie: co przynosi światu, miast kapitalistycznego „zepsucia”, lewicowa, agresywna, „proletariacka sprawiedliwość”; fundowana ostatecznie na przemocy? To, że spełnia się ona w mieście a la Nowy York, przy wsparciu różnych high-tech „zabawek”, odsyła  przy okazji oglądającego do współczesnego ruchu alterglobalistycznego, Oburzonych, etc. Pytania, wręcz nawet oskarżenia, wobec lewicowego sposobu „anihilacji” zła okazały się chyba bardzo celne, bo zmusiły nawet jedno „guru” tego sposobu myślenia do odpowiedzi krytycznej na piśmie.

To jednak, że konflikt tak dawny, a przy tym dalej współczesny, osadzono w przestrzeni komiksu o mitycznym bohaterze, sprawia że świat „Batmana” wcale nie wydaje się nadto oddalony, nierealny, jak to na pierwszy rzut oka chcemy, możemy myśleć. Cała wielkość Nolana polega na tym, że odświeżył, nawet uratował, w czasach cynicznych, nihilistycznych, historię o facecie hołdującym rycerskim ideałom, przebranym zarazem – bądź co bądź – za… nietoperza. Wręcz przeciwnie – ten świat jawi się jako bardzo plastyczny, zmysłowy, bliski. I tu jest diabeł pogrzebany, bo razem z tym światem o wiele bardziej realne, a nie baśniowe, staje się i jego zło, tym bardziej że to jemu głównie nadano rangę epicką.

Bane, poprzez swe tajemnicze pochodzenie, niesamowity życiorys (z domieszką dobra), groźny wygląd (z futurystyczną maską na twarzy), poprzez metaliczny, daleki głos, doskonałą budowę ciała, rzadko spotykaną zdolność walki i taktycznego myślenia, staje się bardziej bohaterem niż anty-bohaterem. Jeszcze trochę a Batman wystąpiłbym przy nim jako prawdziwy „facet w rajtuzach”. Rzeczywiście, i Nolana możliwości kiedyś się kończą w zakresie ratowania formuły tego komiksu.

Uwolniony z moralnych „okowów” Bane, wyświetlony na ekranie według skali Nietzschego, dokonuje poprzez swą destrukcję, ogrom zniszczenia i mordów, „dzieła sprawiedliwości”. Tylko że Nolan destrukcję namiętnie obrazem i muzą poetyzuje, patetyzuje, uwzniośla. Na tyle, że odbiorca może doznać – potocznie się to zwie – „zawieszenia software’u”. Ujawnianym, niechby i tylko podświadomie, w pytaniu: czy aby ta destrukcja nie jest bardziej kreacją, tym bardziej że stwarza nowy „porządek społeczny”? Nie tylko że Nolan zło poetyzuje, to jeszcze intensywnie zaburza „logiczny” ciąg egzystencjalny z nim związany: zbrodnia – ofiara – cierpienie (też jej bliskich) i wreszcie – kara. Co dla popkulturowych obrazków (tutaj jednak wypada powiedzieć obrazu) jest akurat normą, dodajmy – istotnie groźną normą. Gdy Bane na środku stadionu, w sposób wręcz pornograficzny, ukręca, jak kurczakowi, kark rosyjskiemu inżynierowi atomowemu, nie zobaczymy bólu i płaczu jego bliskich, całej wcześniejszej historii tego biedaka, świata jego marzeń, lęków, nadziei. Po prostu – była kukiełka, nie ma kukiełki. Zbrodnia popkultury, w której udział ma i Nolan, sprowadza się nie do tego, że pokazuje tyle zbrodni, ale że pokazuje ją właśnie w taki sposób. Przewina Nolana jest o tyle większa, że tej zbrodni przydaje zarazem wspomnianych wcześniej walorów.

Sumując: zło poetyzowane, uwznioślone, wyświetlone bez prawdziwego kontekstu, a jednak w quasi-realnym świecie, zagraża szczególnie, bo może rzeczywiście pociągać, nęcić, i to bardziej od dobra. Chyba że to ostanie nadchodzi powoli i w ciszy… w postaci długonogiej Anne Hathaway, kobiety-kota, przechodzącej niepostrzeżenie na „jasną stronę Mocy”; no, to trochę szanse się wtedy wyrównują. Ale dostrzegą to raczej Panowie.

O autorze: zalogowany w korporacji The Roman Catholic Church, tropiący człowieka zwanego Mesjaszem, w stanach nagłych "łowca androidów"... ; mail: pozamatrixem.pl@gmail.com; Laureat nagrody Feniks 2011 w kategorii publicystyka religijna za książkę:"Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach.Wywiady." Cały blog „źródłowy“ - pod linkiem: www.pozamatrixem.pl strona na facebook.com: Poza Matrixem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura