„Świat zachodni musi przygotować się do wojny z Teheranem. Czego się tylko nie dotkniemy na Bliskim Wschodzie, wszędzie napotykamy destrukcyjną rękę Iranu” - oznajmił wczoraj w Londynie b. premier Tony Blair, szef kwartetu bliskowschodniego.
Blair jest pierwszym politykiem wysokiej rangi, który otwarcie przestrzega przed dalszym „chowaniem głowy w piasek”. Nie bez powodu wygłosił ten apel dokładnie w chwili, gdy w Stambule „szóstka” bezskutecznie namawia Iran do przerwania programu „A”.
Wygląda na to, że słowa Blaira skierowane są nie tylko pod adresem Waszyngtonu, lecz także Jerozolimy, która ostatnio subtelnie zrównała krok z Białym Domem. Wypowiedź Blaira może więc sygnalizować początek nowej fazy konfrontacji z Iranem.
Poza aspiracjami atomowymi Iran postawił sobie, jako najbliższy cel oskrzydlenie Izraela od strony Libanu i Strefy Gazy, a także sojusz strategiczny z Turcją i dalsze związki z Damaszkiem. Syria jest chwiejna... Na razie udało się więc tylko częściowo z Libanem.
„Częściowo”, bo ostra rozgrywka na tej arenie zacznie się dopiero teraz, gdy oenzetowski specjalny trybunał (STL) oskarży Hezbollah o zamordowanie premiera Rafika al-Hariri w 2005. Zamach ten - wedle przecieków - miał być dokonany na bezpośredni rozkaz Teheranu.