W jednej z dwóch głównych gazet (Rzepa) w 40-milionowym kraju w centralnej Europie XXI wieku ukazał się dziś newsik z urokliwym tytułem „Jak Żydzi handlują z Iranem”. Chodzi o podejrzenia, że jeden z głównych koncernów w Izraelu, Bracia Ofer, dokonywał nielegalnych transakcji handlowych z reżimem ajatollahów.
Aferę nagłośnił ostatnio Departament Stanu USA, stwierdzając, że Bracia Ofer sprzedali Teheranowi mocno sterany tankowiec, a ich jednostki morskie zawijały w minionym dziesięcioleciu nader chętnie do irańskich portów. Policja izraelska wdrożyła śledztwo, władze o niczym nie wiedziały, mrok tajemnicy okrywa wszystko.
Przypuszczalnie mrok nie jest zresztą wcale taki gęsty, bo niedawny szef agencji Mossad Meir Dagan zaopiniował autorytatywnie, że „Afera Ofergate” jest sztucznie rozdmuchana. Na niwie Braci Ofer pracowało sporo dawnych generałów, a pojawiły się też dziś pogłoski, że ich statki przerzucały do Iranu izraelskich agentów.
Historyjka jest oczywiście smakowita i wcale się nie dziwię, że podchwycona została na bezdechu - nie tylko przez „obie główne gazety w 40 milionowym kraju”. Dziwię się natomiast i to bardzo wspomnianemu nagłówkowi, którego autor musiał być - niepotrzebne skreślić! - antysemitą, filosemitą lub wybitnym umysłem.