molasy molasy
2104
BLOG

Każdy miał prawo filmować w piątek Niesiołowskiego pod Sejmem

molasy molasy Polityka Obserwuj notkę 49

Z niewiadomych dla mnie powodów w czołówkach wielu zamieszczanych w mediach opisów incydentu między wicemarszałkiem Sejmu Stefanem Niesiołowskim a dziennikarką Ewą Stankiewicz znajduje się kompletnie nieistotna informacja, że nie udzielił on jej zgody na filmowanie go. Takiego zezwolenia mieć ona nie potrzebowała, bo poseł wykonujący swe obowiązki na terenie Sejmu jest pozbawiony prawa do ochrony wizerunku. Stankiewicz wolno było filmować Niesiołowskiego bez pytania go o zgodę, następnie zadać mu pytanie, a po odmowie udzielenia na nie odpowiedzi - dalej go filmować. 

Kwestię ochrony wizerunku reguluje art. 81 ustawy prawo autorskie: "Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. W braku wyraźnego zastrzeżenia zezwolenie nie jest wymagane, jeżeli ta osoba uzyskała umówioną zapłatę za pozowanie." 

Ustawa przewiduje dwa wyjątki od tej reguły. Wolno rozpowszechniać bez uzyskania zgody wizerunek: 

  1. "osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych i zawodowych; 
  2. osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza."

Z powyższego przepisu wynika, że każdy kto chciał, mógł filmować przebywającego na terenie Sejmu posła Niesiołowskiego, bo znajdował się on w tym miejscu "w związku z pełnieniem funkcji politycznej". Co więcej, wolno było w tym dniu filmować bez pytania o zgodę wszystkie osoby znajdujące się w okolicach Sejmu lub na jego terenie, bo odbywało się tam zgromadzenie publiczne, zorganizowane przez "Solidarność". Zatem na utrwalanie wizerunku Niesiołowskiego zezwalają oba casusy prawne wymienione w art. 81 ustawy prawo autorskie.

Zadziwiające jest to, że wicemarszałek Sejmu nie zna przepisów uchwalanych przez tę izbę. Niesiołowski nie wie, jak prawo autorskie reguluje kwestię ochrony wizerunku, ponieważ domagał się przerwania filmowania go przez Stankiewicz. Oto opis przebiegu wydarzeń zamieszczony na portalu gazeta.pl: "... kazał jej odwrócić kamerę, 'bo jak nie, to ją rozbiję, jeśli mnie będzie pani filmować bez mojej zgody'. Stankiewicz nie przerwała nagrywania i dopytywała, czy Niesiołowski wie, dlaczego nie może wyjść z Sejmu. W odpowiedzi usłyszała pytanie 'czy jest głucha'. - Niech pani idzie do PiS-u, do tych PiS-owskich lizusów swoich. Proszę mnie nie filmować bez mojej zgody - powiedział wicemarszałek Sejmu, złapał kamerę i obrócił ją w dół. - Won stąd - dodał. W odpowiedzi Stankiewicz zapowiedziała, że wezwie policję. I mimo próśb stojącej obok grupki parlamentarzystów dalej nagrywała, co Niesiołowski skwitował kolejnym 'won stąd'".  

Tłustym drukiem zaznaczyłem nie tylko wypowiedzi Niesiołowskiego, w których bezprawnie, używając gróźb karalnych, domagał się przerwania filmowania go, ale też poparcie tych bezprawnych żądań przez towarzyszących mu innych parlamentarzystów. Ci posłowie (i być może senatorowie) również uważali, że Stankiewicz powinna mieć zgodę na filmowanie Niesiołowskiego. 

Przeciwieństwem ignorancji prawnej parlamentarzystów jest dziennikarski profesjonalizm Stankiewicz, która ani na moment nie przerwała filmowania grupki idiotów z mandatami poselskimi, którzy nie wiedzieli, jakie przepisy jakiś czas temu uchwalili. Na tle tej profesjonalnej reporterki całkowitym amatorem okazał się operator TVP Info, który opuścił kamerę w momencie, gdy Niesiołowski zaatakował Stankiewicz (chciałem ze względów stylistycznych napisać "jego koleżankę po fachu", ale z tego zrezygnowałem, bo ten człowiek na miano dziennikarza nie zasługuje).

Profesjonalizmu dziennikarskiego od Stankiewicz powinni się także uczyć autorzy opisów tego incydentu, które można było przeczytać na paskach TVN24 i Polsatu News oraz na portalach internetowych (np. gazeta.pl). W czołówkach tych newsów nie powinno być wzmianki o braku zgody Niesiołowskiego na filmowanie go, bo jej uzyskiwać w piątek pod Sejmem nikt nie musiał. Nie tylko dziennikarka Ewa Stankiewicz, ale nawet przechodzeń Jan Kowalski miał prawo go filmować bez pytania o zezwolenie. Słowa Niesiołowskiego o braku zgody na filmowanie go powinny być przytoczone nie w czołówce newsa, ale później, i odpowiednio skomentowane, że zgodnie z prawem  nie jest ona wymagana.

Przypuszczam, że autorzy opisów piątkowego incydentu przed Sejmem nie znali przepisów prawa o ochronie wizerunku i dlatego w tak nieprofesjonalny sposób je redagowali. Wprowadzili w ten sposób w błąd czytelników. Niektórzy z nich mogli nawet zrozumieć, że to Stankiewicz naruszyła prawo, bo bezprawnie filmowała Niesiołowskiego. Filmując go, rzekomo go prowokowała. To kompletna brednia, za rozpowszechnienie której ponoszą winę media mainstreamowe i internetowe.

Chociaż powyższa interpretacja już bardzo źle świadczy o profesjonaliźmie polskich dziennikarzy, to można wysnuć jeszcze inną, stawiającą ich w jeszcze gorszym świetle. Otóż trudno przypuścić, że ŻADEN z dziennikarzy TVN24, Polsatu News, gazeta.pl (wymieniam tylko te media, co do których mam pewność, że informacja o braku zgody Niesiołowskiego znajdowała się w czołówce newsa, ale powinny się na tej liście znaleźć także inne) nie zna przepisów prawa autorskiego o ochronie wizerunku. Zatem należy wziąć pod uwagę, że mogło tu dojść do celowej manipulacji. I redaktorzy specjalnie tak zredagowali opis incydentu, aby wprowadzić czytelników w błąd.

Zatem ten incydent dowiódł dwóch rzeczy:

  1. wicemarszałek Sejmu i inni posłowie nie znają przepisów uchwalanego przez siebie prawa;
  2. większość polskich dziennikarzy to ludzie nieprofesjonalni lub nieprzestrzegający etyki zawodowej.
molasy
O mnie molasy

"JEDYNIE PRAWDA JEST CIEKAWA" - Józef Mackiewicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka