Zbigniew Chlebowski oblał kilka tygodni swój moralny egzamin włączając się w mocno niejasne interesy panów Sobiesiaków i Kosków. Jak wiemy skutkowało to nie tylko utratą miejsca w "Siódmym dniu tygodnia" Moniki Olejnik, gdzie pan poseł zawsze ochoczo się lansował czy odwołaniem wizyty na Trzecich Urodzinach Salonu, ale także odwołaniem z funkcji przewodniczącego komisji finansów oraz samego klubu parlamentarnego. Decyzje te były oczywiście jak najbardziej słuszne (choć wybór następcy i całych władz klubu PO z demokracją miał tyle wspólnego co Palikot ma z polityczną kulturą).
Zbyszek nie potrafił najwyraźniej przyjąć tego do wiadomości i z odstawieniem na boczny tor pogodzić ciągle się nie może. Błysk fleszy jakby przygasł, mikrofonów pod nosem jakby mniej, w takim razie gdy okazja się już pojawiła (w wywiadzie dla "Polska The Times"), to trzeba uderzać z grubej rury i postarać się wykoleić kolejne wagoniki. Jadą w nich Jarosław Gowin i Janusz Palikot oskarżani przez "jednorękiego" Zbyszka odpowiednio o niepłacenie czynszu za lokal przeznaczony na uczelnię, której Gowin jest rektorem i niejasności w rozliczaniu kampani wyborczej przez tego drugiego.
Pytam pana Chlebowskiego, gdzie był i dlaczego nie zajął się tymi sprawami, gdy miał realną władzę w Platformie? A może z ust rozżalonego Zbycha dowiemy się o kolejnych nieprawidłowościach jakie na sumieniach mają pozostali klubowi koledzy?
Chlebowski macha rękami, uderzając po kolegach z Platformy jak zamroczony bokser, pytanie czy w geście rozpaczy kogoś trafi posyłając na deski politycznego niebytu.
(Artykuł)
