Smieszny twór, mający wyłonić kandydata Platformy na kandydata na prezydenta, hucznie nazywany "prawyborami" kręci się w najlepsze. Platformerscy pijarowcy, którzy ogłaszając wyścig Komorowskiego z Sikorskim liczyli na podskoczenie o kilka procent notowań partii, a jednocześnie odwrócenie uwagii od rezygnacji ze startu Tuska, usłyszeli tylko niektóre głosy z Ameryki, toteż oragnizują mediom istną faersę - ale co najważniejsze przyciągającą uwagę. To wystarczy.
Do boju, jakże by inaczej ruszyli sami kandydaci na kandydatów. Szczerze mówiąc zupełnie nie przejąłbym się ujadaniem jednego na drugiego, nawet jeśli nie osobiście to korzystając z usług swoich buldogów - Palikotów i innych, gdyby ten fakt po raz kolejny nie ośmieszał nas na arenie międzynarodowej.
Nie wspomnę już o głosach płynących z Brukseli i znanych już wszystkicm kuluarowych żartach z Radosława Sikorskiego, ale udział w partyjnym wiecu zamiast reprezentowanie Polski na międzynarodowych szczytach jest już sprawą znacznie poważniejszą.
Kaukulacja pana Sikorskiego wskazała, że lepiej zameldować się na spotkaniu z Młodymi Demokratami u których można zaplusować, zarzucić kilka żenujących żartów, pojednać się z "kochającym" go Palikotem, niż wybrać się na szczyt ministrów spraw zagranicznych do Cordoby. Bo i po co. Tam partyjny biuletyn z kartą do głosowania nie dochodzi, więc agitować nie ma potrzeby. A że Polska straci w oczach międzynarodowej opinii? Platformy nigdy to nie obchodziło.
Boże uchowaj nas przed prezydentem pokroju kandydatów Platformy!
(PrawdziweObliczePO)
