Prawy  Ostrołęcki Prawy Ostrołęcki
132
BLOG

Studio nagrań politycznych

Prawy  Ostrołęcki Prawy Ostrołęcki Polityka Obserwuj notkę 0

Jednym z bardziej popularnych hobby wśród polityków stało się nagrywanie swoich rozmówców. Jedni czynią to przez przypadek, inni z pełną świadomością. Faktem jest, że od czasu do czasu opinią publiczną wstrząsają ujawniane całkiem przypadkowo „taśmy prawdy”. W większości przypadków kończy się to, przynajmniej dla jednej ze stron uczestniczących w nagraniu, nieprzyjemnie.

Pierwszą z historii tej współczesnej fonografii znamy pod tytułem „przychodzi Rywin do Michnika”. Jak sprawa się zakończyła wiemy, choć redaktor gazety wyciągnął nagranie po pół roku od rozmowy, która miała ukształtować podział rynku mediów. Potem były kolejne spotkania, uwiecznione dyktafonem lub kamerą, między innymi z posłanką, co to miała w oczach te, no właśnie „kurwiki”. Wtedy nagranie udokumentowało próbę skaptowania divy Samoobrony do PiS.

Pomysł tak się spodobał, że niedługo biznesmen Gudzowaty nagrał ex premiera Oleksego, gdy ten, po gorzale, dzielił się z nim refleksjami na temat towarzyszy, w tym żony byłego prezydenta, zwanej przez nagranego „Bezą”. Ujawnienie nagrań znacznie ochłodziło stosunki towarzyskie wśród ludzi „mających serce po lewej stronie”.

Do hobbystów z mikrofonami w ręku dołączyli niedługo zawodowcy, a CBA ujawniło nagrania posła PO Zbigniewa Chlebowskiego, otwierając dla społeczeństwa kulisy afery hazardowej. Wtedy to rządząca partia, nie mając wyjścia, musiała dokonać pozornej ekspiacji, pozbywając się z eksponowanych stanowisk podsłuchanych polityków. Umrzeć z głodu im nie dała, znajdując ciche, nieźle płatne, posady.

Wzajemne zaufanie do kolegów rosło w partiach z każdym rokiem, a towarzyszył mu postęp techniczny. Do grona nieświadomych reporterów dołączył spec od kółek rolniczych, gwiazda PSL, Wacław Serafin, który w swoim gabinecie ustawił kamerę dokumentującą rozmowy o podziale łupów wśród tej najbliższej polskiej ziemi formacji. Od lat wiadomo, że w PSL obowiązuje teoria grabi, które jak wiadomo działają tylko w jedną stronę, ale afera Elewaru zmusiła media do przyjrzenia się partyjnym synekurom. Nie na długo, bo wszystko potem wróciło do normy. Może nie wszystko, bo nagrywający latem tego roku wyleciał z partii.

Nagrania pojawiają się tam, gdzie robi się za ciasno, lub w grę wchodzą duże wpływy albo duże pieniądze. Zdaniem wielu nagrywających są też swoistym zabezpieczeniem przed wykorzystaniem przez drugą stronę rozmowy lub gwarancją osobistego bezpieczeństwa. Wszystko wskazuje na to, że nowy rozdział w tej dyscyplinie otworzyły wybory w dolnośląskiej PO. Walczący uparcie o całkowitą władzę w Platformie Donald Tusk, za pomocą Jacka Protasiewicza, postanowił dobić szarą eminencję partii Grzegorza Schetynę. W grę poszły obietnice stanowisk, synekur itp. Część stronników Schetyny nie dała się jednak skaptować, nagrywając rozmowy z emisariuszami drugiej strony. Walczący o przetrwanie były wicepremier dał chyba swoim kolegom ciche przyzwolenie na ujawnienie nagrań. Sprawa może doprowadzić nawet do kolejnych wyborów. Dla nas, jako społeczeństwa, jest syndromem postępującego upadku etyki i moralności środowiska politycznego Platformy Obywatelskiej. Bo pokazuje, że tak naprawdę nie liczy się nic poza stołkami i możliwością dorwania się do swojego kawałka tortu. Na co dzień zdajemy się tego nie zauważać, ale wokół nas też obowiązują te same zasady. Może z jednym wyjątkiem, na razie jeszcze nikt nikogo nie nagrywa. Albo trzyma nagrania w szufladzie.

P.S. Powtórki  wyborów nie było. Sprawa zamieciona pod dywan.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka