Pressje Pressje
658
BLOG

Kędzierski: Prezydencja, kobiety i ptaszki

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 9

 

Prezydencja, kobiety i ptaszki

Dziś w programie „Co za tydzień” Oliwier Janiak stwierdził z ekscytacją, że minął właśnie pierwszy tydzień polskiej prezydencji w UE. Cóż, z dużą dozą prawdopodobieństwo można stwierdzić, że za siedem dni będziemy mieli już dwa tygodnie prezydencji za sobą (żałosny malkontent ze mnie…). Słowo prezydencja padło, pierwszy obywatelski obowiązek spełniony.

Nie dając się zwieść próbom nienaturalnego podgrzewania atmosfery, skierowałem swoje myśli na kobiety. Bo o czym innym sensownym może myśleć mężczyzna w wolnej chwili?:) Nawet znajomy dominikanin przyznał kiedyś, że dopiero po pewnym czasie zorientował się, że jeżdżąc na nartach, podświadomie chciał zrobić wrażenie na kobietach, które towarzyszyły mu na stoku.

Moja Narzeczona jest dziś na Jasne Górze z przyjaciółką z Boliwii (zbieżność terminów z pielgrzymką Radia Maryja przypadkowa), więc mam chwilę rzeczonego wolnego czasu (stąd też po Mszy widziałem podczas odwiedzin u siostry fragment tego idiotycznego „Co za tydzień”…) Wczoraj z kolei podczas malowania mieszkania słuchałem sobie audiobooka „Rok taty”, książki autorstwa prowincjała dominikanów o. Krzysztofa Popławskiego, wydanej przez wydawnictwo „W drodze”. Zwykła opowieść o niezwykłej roli, jaką kobiety odgrywają w naszym męskim życiu (i bynajmniej nie chodzi tu o sprzątanie). Polecam!

Zanim zostanie mi przyklejona łatka przebrzydłego konserwatysty, co widzi kobietę tylko w kuchni, precyzuję: chciałbym napisać o kobietach w polityce. I zgodnie z zasadami metodologii feministycznej, określam podmiot piszący: mężczyzna z grupy wiekowej 24-39, katolik, mieszkający w dużym mieście, z wykształcenia ekonomista, heteroseksualista.

Bezpośrednie motywacje, które skłoniły mnie do napisania tego tekstu, są jednak inne. Dziś mija 19. rocznica wyboru pierwszej w historii kobiety na stanowisku premiera RP (i jednocześnie piąta rocznica objęcia urzędu przez tego strasznego Jarosława Kaczyńskiego − drugi obywatelski obowiązek, czyli straszenie PiSem spełniony…). A w ostatnim tygodniu Partia Kobiet rozpoczęła kampanię przedwyborczą z wielce osobliwym hasłem „Przyczep sobie filcowego ptaszka”. I szczerze mówiąc: zamarłem.

Zgadzam się z tezą, że kobiety są dyskryminowane, nie tylko w Polsce. Zgadzam się, że jest im dużo trudniej na rynku pracy, że mają niższe zarobki na porównywalnych stanowiskach (choć zjawisko niższych płac kobiet dość przekonywająco opisał bodaj Olivier Blanchard, porównując kariery zawodowe kobiet i mężczyzn w USA − statystycznie ze względu na urlopy macierzyńskie staż pracy kobiet jest krótszy, a co za tym idzie i zarobki mniejsze). Zgadzam się, że kobiety wykonują większość prac domowych i państwo powinno zastanowić się nad wprowadzeniem rozwiązań, które tę pracę wartościują, zwłaszcza w perspektywie systemu emerytalnego (można zaczerpnąć z doświadczeń francuskich, tzw. planu Borloo). To są realne problemy dla polityków, niezależnie od płci.

Czy obecność kobiet w polityce, a raczej jej brak, jak wskazuje Partia Kobiet (obecnie kobiety stanowią ok. 20% posłów), jest faktycznie takim samym problemem? Obawiam się, że nawet gdyby było ich 50%, i tak rozwiązanie powyżej wskazanych kluczowych wyzwań nie byłoby takie proste. Zamiast skupiać się na pomysłach parytetów, które są tylko środkiem, i to niepewnym (jak skuteczne, a właściwie nieskuteczne, są one w praktyce, odsyłam do raportu naszej Katedry Analiz Ustrojowych, który ukaże się na dniach), moim zdaniem mądrzej byłoby skupić się na celach. Bo jeśli te 20% posłów płci żeńskiej przez cztery lata trwania kadencji Sejmu nie ubiegało się jakoś wyraźnie o równouprawnienie kobiet, to skąd pewność, że będą to robiły, gdy będzie ich tam 2-3 krotnie więcej?

Nie wydaje mi się też, aby „więcej kobiet w polityce” mogło spowodować załagodzenie politycznej wojny. Partia Kobiet „idzie do polityki walczyć o swoje” (Kayah), a to jakoś średnio mi pasuje do łagodzenia sporu. Podobnie hasło „Przyczep sobie filcowego ptaszka” – raczej ma na celu dzielenie, niż łączenie wokół troski o wspólne dobro. Ponadto Partia Kobiet domaga się prawa do aborcji − jestem pewny, że nie wszystkie kobiety w Polsce są zwolenniczkami tego pomysłu (w końcu, do ciężkiej cholery, statystycznie 90% Polek deklaruje, że są katoliczkami). Partia Kobiet walczy więc o prawa części kobiet, podobnie jak „partie mężczyzn” walczą o prawa części mężczyzn. To naturalne, w końcu partia z założenia reprezentuje interesy części obywateli. Ale twierdzenie, że podział tych interesów jest uzależniony od posiadania „ptaszka”, jak chciałyby to widzieć działaczki Partii Kobiet, jest nieprawdziwe. I mówiąc zupełnie wprost – głupie.

Kończąc, chciałbym zadeklarować: nie chcę więcej kobiet w polityce.

Chcę więcej mądrych i odpowiedzialnych kobiet w polityce. Tak samo jak i mężczyzn.

I jeszcze jedno: Partia Kobiet entuzjastycznie wypowiada się o współpracy w ramach UE, która jest warunkiem pokoju i dobrobytu. Podpowiadam: współpraca, a nie wojna, między kobietami i mężczyznami jest warunkiem pokoju i dobrobytu. I przetrwania gatunku.

 

 

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka