Pressje Pressje
492
BLOG

Wilczyński: Prawica a nowa l(e)wica, czyli polityczne safari

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 1

Skończyły się wybory, wraz z nimi kampania wyborcza. O ile dosyć ciężko jest wskazać (póki co) stronę wygraną, o tyle przegranych widać jak na dłoni – są to zasadniczo prawicowi konserwatyści. Nie chcę tutaj analizować sytuacji politycznej sprzed wyborów, błędów PR-owych, czy niefortunnych wypowiedzi podczas debat czy wywiadów. Chciałbym jedynie wskazać na pewną przewidywalność ruchów po przegranej stronie areny politycznej.

           Od jakiegoś czasu kręgom tym towarzyszyła ogromna niechęć podbudowana swoistym lękiem, z którym można było się zetknąć np. w sierpniowych i wrześniowych artykułach „URze”. Niechęć przede wszystkim do przeciwnego obozu, ale też do jakiegokolwiek dialogu – nawet jeżeli wódz wrogiego plemienia otacza siebie „oparami absurdu”, to należy raczej przygotować celniejszą „broń”, która skutecznie trafi, mimo owej „osłony dymnej”. Brak takiej broni powoduje lęk, i to słuszny – bowiem powinien się bać ten, kto jest bez-bronny. Być może brzmi to trywialnie, ale polityka to nie tylko zabawa, gra, a polityk to nie tylko homo ludens spokojnie szukający swego optymalnego miejsca w społeczeństwie. Polityka wymaga szeroko zakrojonego strategicznego planu, sprytnie wykorzystywanych środków i – przede wszystkim – instynktu, który pozwoli na przetrwanie.

           Ktoś niedawno słusznie wskazał, że konserwatyści mają dużą siłę i potężny wygląd, niczym lew. Ale jeśli ten „lew” nie będzie jednocześnie sprytny niczym „lis”, to grozi mu wyparcie przez „hieny” i mięsożerne „małpy”, które tylko czyhają by zgolić mu zbyt wyrośniętą grzywę, a następnie powoli zagryzać. Aż do „chwalebnego” końca. Czy taki koniec pokazuje, że w epoce agresywnego liberalizmu obyczajowego, PR-owej, bagiennej polityki, konserwatyzm i przywiązanie do tradycji jest już nieużytecznym poglądem, który hamuje pochód cywilizacji jutra? Myślę, że nie – a słabość tego obozu odczuje negatywnie nie tylko cała wspólnota (w Polsce cały czas oparta na instytucjach bazujących na konserwatywnej aksjologii), ale też przeciwnicy. Różnorodność poglądów, co jest (chyba) oczywiste, ożywia i umożliwia zdrową rywalizację – jedynym warunkiem jest pewna otwartość w tej walce, chęć zdobycia czegoś więcej niż sprowadzenie swego przeciwnika na dno. Niestety, wydaje mi się że bardzo wielu współczesnych konserwatystów tylko w tym widzi swój cel – pokazanie jak lewica i liberalizm są złe oraz dlaczego człowiek o „zdrowych poglądach” powinien ich unikać. Gdy pojawi się jakaś dobra lewicowa/liberalna publicystyka, wypowiedź lub, nie daj Boże, decyzja polityczno-gospodarcza, wówczas idzie za nią komentarz „faktycznie, nie najgorzej – może [autor] się nawróci”.

           Mimo że wybory umożliwiły tym złym hienom wskoczyć na grzbiet lwa, to nie sądzę, by próbował się on otrząsnąć. Dalej będzie warczał i prezentował coraz to słabsze kły, które – chociaż prawdziwe – wywołają jedynie przysłowiowy śmiech... Czy jest szansa na jego ocalenie? W dotychczasowej formie na pewno nie, choć wielu będzie tego próbowało – już próbuje. Donośne krzyki konserwatywnych publicystów, faryzejskie wręcz oburzenie na palących (duże) koty heretyków rzuca się w oczy nie tylko w gazetach, ale też na portalach społecznościowych. Niestety, jest to objaw tego samego lęku, który powodował przedwyborczą niechęć. Tak samo i tutaj całkowicie obnaża bezbronność prawicy, brak spójnej idei i odpowiedzi na słynne pytanie „szto diełać?”. Lew, gdy przestaje być królem zwierząt, chowa się w swoim leżu i bez zrozumienia tego, co się dzieje, pozostaje tam umierając z głodu, bojąc się tej okropnej dla niego nowości.

           Ten lęk przed zsekularyzowaną, wrogą tradycji rzeczywistością powoduje paraliż. Objawia się on przede wszystkim w szeroko pojętej kulturze – w nauce i filozofii prym wiodą lewicowe teorie, patronami i mecenasami sztuki stają się liberalni działacze i biznesmeni, zaś do szkół wkraczają rzecznicy nowej moralności. Konserwatyzm nie umiejąc użyć współczesnego języka, zrozumiałego dla uczonych, artystów, młodych nigdy nie wypromuje (tak cennych nawet dla dialogu i tej zdrowej rywalizacji) własnej aksjologii. Tradycjonaliści zamykają się w błędnym kole owego paraliżu i niechęci do współczesności.

           Co robić, by nie tkwić w paraliżu? Co musi się stać, by potężny (ale niezdarny) lew zamienił się w lisa? Przede wszystkim należy uniknąć typowego utyskiwania, wyrzutów. Już samo to pozwoli na przemianę językową, na to by konserwatywna mowa przestała być jedynie negatywna (bo skierowana tylko przeciw swoim i/lub obcym). Następnie – idea. Wypracowanie spójnego programu szeroko zakrojonych projektów w nauce, sztuce i edukacji. Po trzecie – networking i dyskusja, oddalona nieco od kręgów politycznych, aby zapewnić pełną swobodę wypowiedzi. Tego od lat brakuje konserwatyzmowi, który kojarzony jest jedynie z często fatalnie prowadzoną katechezą i kiczowatymi filmami historycznymi. „Nie tędy droga, szanowny panie” jak powiedział kiedyś Wacław Nałkowski do ks. Karola Niedziałkowskiego, gdy ten sugerował by jednak nie wyrównywać praw kobiet i mężczyzn.

           Lis (nomen omen..) o wiele więcej zdziała niż lew w środowisku pełnym tylu małych drapieżników i je pokona – chodzi wszak o adaptację. Można też przybrać rolę statecznego dinozaura, który spokojnym okiem obserwuje zabawy ssaków. Jednak jaki koniec spotkał wielkie gady, świadczą odkopywane z wielkim zainteresowaniem bardzo bezpośrednie dowody...

 

Karol Wilczyński

„Pressje”

           

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka