Prof. Maryan Prof. Maryan
125
BLOG

Renata Rudecka-Kalinowska, KRS i przyjazne państwo

Prof. Maryan Prof. Maryan Gospodarka Obserwuj notkę 30

Renata Rudecka-Kalinowska dokonała odkrycia z kategorii „amazing discoveries”!

Natychmiast jęła raczyć swych czytelników rezultatami tegoż odkrycia, co rusz publikując noty składające się w dużej części ze skopiowanych i wklejonych informacji serwowanych przez komercyjną witrynę internetową, której produkt opiera się na mechanizmie kojarzenia osób fizycznych i prawnych występujących w… Krajowym Rejestrze Sądowym. Tak, to istnienie KRS-u jest przedmiotem odkrycia mojej ulubionej blogerki!

Dwa przykłady:

renata.rudecka-kalinowska.salon24.pl/139259,kim-dla-rodziny-kaczynskich-jest-robert-draba

renata.rudecka-kalinowska.salon24.pl/133598,koles-z-krakowskiej-po-czesc-iv

Żarliwość neofity prezentowana przez RRK w swoich tekstach może tylko cieszyć. Przede wszystkim cieszy narastająca u naszej ulubionej krakowianki świadomość mechanizmów, jakie są konsekwencją polskiego prawa spółek handlowych, prawa o stowarzyszeniach i fundacjach oraz innych przepisów, martwi natomiast powierzchowność, z jakim RRK prześlizguje się po temacie. Niewątpliwie szkodzi to jakości jej śledztw.

Szkoda, że RRK swoje spostrzeżenia opiera li tylko i wyłącznie o serwis ktokogo.pl, gdzie prezentowane są nieodpłatnie zaledwie maleńkie wycinki danych a i jakości informacji płatnych nie można być pewnym, gdyż nie pochodzą bezpośrednio ze źródła.

Chciałbym RRK pomóc. Chciałbym, aby udało jej się zgłębić tajniki funkcjonowania rejestru przedsiębiorców Krajowego Rejestru Sądowego i innych oficjalnych i jawnych, natomiast wciąż trudno dostępnych rejestrów prowadzonych przez polskie sądownictwo, których podstawową funkcją jest przecież zwiększenie jawności i bezpieczeństwa obrotu gospodarczego. W tym celu proponuję Pani Renacie ćwiczenie. Potrzebna będzie jej wyłącznie spora doza cierpliwości i pewna suma pieniędzy. Jeśli ćwiczenie ma być dokładne — takie, w trakcie którego zdobyta wiedza się dobrze utrwali — ta suma nie będzie niestety mała.

*****

Pani Renato, proszę sobie wyobrazić, że jest Pani wierzycielem spółki prawa handlowego, chce Pani w sposób możliwie efektywny odzyskać swoje należności. Dłużnik kluczy, unika kontaktu, tak naprawdę nie wie Pani, jaki jest skład organów spółki, jaka jest jej struktura właścicielska, chce się Pani oczywiście tego dowiedzieć. W tym celu udaje się Pani do gmachu Sądu, wypełnia wniosek i „odstaje” swoje w kolejce do kasy, gdzie uiszcza Pani albo 30 zł za odpis aktualny, albo, co bardziej prawdopodobne, 60 zł za odpis zupełny z rejestru przedsiębiorców. Przecież zależy Pani na odkryciu powiązań historycznych, nieprawdaż?

Ze świstkiem potwierdzającym wniesienie opłaty oraz z pieczołowicie wypełnionym wnioskiem o wydanie odpisu „odstaje” Pani kolejne kilkanaście minut do okienka, gdzie miła panienka po weryfikacji czujnym okiem przyniesionych jej świstków fachowym ruchem uruchamia drukarkę, przystawia na wydruku kilka mocno urzędowych pieczęci i wydaje Pani wydruk. Wydruk z informacjami pochodzącymi z bazy danych, która bez problemu mogłaby w całości zostać udostępniona w Internecie, gdyż celem jej stworzenia i utrzymywania jest jawność obrotu gospodarczego. Każdy może zażyczyć sobie odpisu z rejestru przedsiębiorców dla dowolnie wybranego podmiotu. 

Przeglądając wydruk konstatuje Pani, że warto byłoby sprawdzić kilka innych podmiotów, które figurują jako byli lub obecni udziałowcy badanej spółki. W tym celu sporządza Pani odpowiednią liczbę wniosków, uiszcza stosowną zwielokrotnioną opłatę, „odstając” swoje zarówno w ogonku do kasy, jak i do okienka, gdzie profesjonalna panienka sporządza dla Pani serię wydruków.

Liczba iteracji powyższego procesu jest wprost proporcjonalna do stopnia skomplikowania struktury właścicielskiej i innych powiązań. Po kilku godzinach, „lżejsza” o kilkaset złotych opuści Pani sąd z ryzą papieru w teczce.

Proszę sobie wyobrazić, że jest Pani przedsiębiorcą, który musi przedstawiać tzw. „aktualny” odpis z KRS przy okazji składania ofert przetargowych, gdzie z reguły „aktualność” ograniczona jest trzema miesiącami od daty sporządzenia odpisu. Bieganie do sądu co trzy miesiące i opisana wyżej procedura obowiązuje, a jakże. Na szczęście tylko w jednej iteracji.

Przykłady możnaby mnożyć. Zawsze występuje jednak procedura: wniosek, kolejka, kasa, kolejka, okienko, wydruk. Co prawda są podmioty, które z radością wykonają tę procedurę za Panią, ale ich usługi do tanich nie należą.

Czy domyśla się Pani jak wiele informacji, które obecnie są ukryte przed Pani oczami znajduje się w KRS-ie? To, co odkryła Pani w serwisie, z którego „wrzutki” umieszcza Pani w swoich tekstach to zaledwie wierzchnia warstwa gleby, pod którą znajdują się nieprzebrane pokłady wiedzy. Proszę sobie sprawdzić! Niemniej przekopanie się przez dane najbardziej interesujące blogerkę śledczą, dotyczące podmiotów o wielu powiązaniach i często zmieniających strukturę właścicielską może kosztować Panią w huk czasu i małą fortunę.

Teraz z innej beczki – księgi wieczyste. Konkretnie tzw. nowa księga wieczysta, czyli baza danych prowadzona przez sądy wieczystoksięgowe, do której sukcesywnie migrowane są zapisy ze starych ksiąg papierowych. Obejmuje ona już lwią część prowadzonych ksiąg. Proszę udać się do dowolnego sądu wieczystoksięgowego, w którym z reguły znajduje się sala służąca petentom do przeglądania ksiąg. Ogonek z reguły jest długi, trzeba poczekać, ale już po np. godzinie jest Pani sadzana przed komputerem z uruchomioną… przeglądarką internetową, za pomocą której uzyskuje Pani dostęp do wszystkich potrzebnych Pani informacji. Niesamowite!

Niestety, banki, urzędy wciąż żądają papierowych odpisów z ksiąg. Procedura jest bardzo podobna. Kasa, świstek, 30 lub 60 zł, wniosek, panienka z okienka, która drukuje treść z przeglądarki i przystawia pieczęcie. Proszę sprawdzić. A tę bazę możnaby już zupełnie bez najmniejszego problemu udostępnić w internecie!

Nie rozumiem, gdzie leży istota problemu. Dlaczego niemożliwe jest, aby wzorem cywilizowanych państw (a choćby skandynawskich) udostępnić te informacje w sieci? Nie sądzę, że opłaty pokrywają rzeczywiste koszty utrzymania armii panienek z okienek, więc argument ekonomiczny raczej odpada. A „upierdliwość” pozostaje. I olbrzymie koszty w postaci przede wszystkim milionów zmarnowanych godzin całej aktywnej ekonomicznie części społeczeństwa jak i, sporadycznie, przysłowiowego Polaka-szaraka, którego bank przegania po sądach, aby dostarczył np. odpis z księgi wieczystej potwierdzający wpis hipoteki zabezpieczającej jego kredyt mieszkaniowy. Gdyby dane były dostępne w sieci, urzędnik czy bankowiec mogliby sobie sami od ręki sprawdzić.

Pani Renato, zdaje się, że ma pani „chody” u reprezentantów koalicji miłości. Znając pani operatywność, może jest pani w stanie dojść i do samego Palikota? Działając pro publico bono, ale i w interesie własnym, niechże pani przekaże sugestię nieodpłatnego i nieograniczonego udostępnienia rozmaitych jawnych rejestrów sądowych w sieci. Nam, przedsiębiorcom, ale i bankom, urzędom, a także szarym zjadaczom chleba bardzo ułatwi to życie, a Pani da dostęp do oceanu danych do przekopania. Tuszę, że z takim narzędziem w ręku zostanie pani Naczelnym Blogerem Śledczym III RP, czego Pani serdecznie życzę.

A już podwójnie skorzystają na tym wszyscy obywatele! Pani będzie publikować porażające rezultaty swych dokładnych śledztw, a jakby przy okazji znikną wszystkie opisane wyżej bariery stojące przed szarymi ludźmi.

Czyż to nie cudowna wizja?

Akcja SEAWOLF - konkretny wymiar pamięci.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka