Triumfalny okrzyk radości wyrwał się z ust funkcjonariuszy PO i najbardziej zajadłych miłośników Partii Miłości. Na wpół letnia konstatacja faktu niedopuszczenia Kaczyńskiego u tych zwolenników PO, którzy nie mają wielkich złudzeń co do walorów intelektualnych zwycięzcy - jest wśród nich wielu moich znajomych, którzy dokonali wyboru negatywnego.
Niewątpliwie dzisiejszy wynik wyborów - o ile sondaże będą prawidłowe - oznacza jedno - większość głosujących wybrała dziś wiceprezydenta Palikota - ów przyjaciel Komorowskiego publicznie chełpi się swoimi zakulisowymi wpływami w PO, rządze i u marszałko - prezydenta. Teraz - zachęcony skutecznością swoich chamskich zagrywek - będzie miał zielone światło dla całkowitego spalikotyzowania polskiego życia politycznego. Platforma w końcówce kampanii poszła na całość - w grę poszły nawet trumny.... Rozumiem, że dzisiejsi wyborcy Komorowskiego zdają sobie w pełni sprawę z tych konsekwencji swojego głosu.
Niezależnie od ostatecznego wyniku, PiS wyszedł z tej kampanii wzmocniony - zwiększył bazę swoich wyborców, zrzucił w dużej części odium "partii agresywnej" (to przeszło na PO, co widać w szczegółowych zestawieniach przepływu wyborców). To obiecujące rokowania na przyszłoroczny maraton wyborczy.
Wygrana Komorowskiego ma jeszcze jeden, "malutki" skutek uboczny. Komorowski, Tusk & kompania przekroczyli wszelkie granice w obiecywaniu złotych gór. Więc - czekamy między innymi na:
- 50% zniżki dla uczniów i studentów
- 1000 km dróg w 500 dni
- nadrobienie 3 lat nicnierobienia w 1,5 roku
Bądźmy poważni - teraz nie będzie dało się zrzucić odium "hamulcowych" na opozycję? A Platforma nie zaryzykuje chyba powiedzenia, że "rok wyborczy nie jest najlepszy do rozpoczynania poważnych reform"?
A jak wy sądzicie?
