Pundit Polityczny Pundit Polityczny
459
BLOG

Mieszane odczucia

Pundit Polityczny Pundit Polityczny Polityka Obserwuj notkę 5

Interpretacja wyników pierwszych, od kryzysu zamknięcia rządu federalnego, wyborów w Stanach Zjednoczonych nie jest oczywista. Argumenty do ręki otrzymali zwolennicy każdej ze stron, a problem dotyczący dalszego modelu funkcjonowania Partii Republikańskiej, która miała być główną ofiarą ostatnich zawirowań, wcale nie okazał się jedynym.

5 listopada odbyło się wiele głosowań, jednak oczy wszystkich były zwrócone na cztery szczególne elekcje. W Wirginii mieszkańcy Old Dominion State wybierali nowego gubernatora, w New Jersey zaś sprawujący już ten urząd Chris Christie, w teoretycznie nieprzyjaznym dla siebie środowisku, ubiegał się o drugą kadencję. Poza tym mieszkańcy Nowego Jorku, największego amerykańskiego miasta, wybierali nowego burmistrza, a w 1. okręgu wyborczym w Alabamie podczas republikańskich prawyborów kandydat partyjnego establishmentu mierzył się sympatykiem ruchu Tea Party. Zgodnie z logiką siły politycznej poszczególnych stanów (liczby głosów w Kolegium Elektorskim) omawianie rezultatów zaczynam od wyborów gubernatorskich.

Jeszcze niedawno wydawało się, że głosowanie w Wirginii będzie spektakularną okazją do wymierzenia kary GOP (tradycyjne określenie Partii Republikańskiej) przez wyborców niezadowolonych, z powodu trwającego 16 dni października częściowego zaprzestania funkcjonowania administracji federalnej. Takiej opinii sprzyjał fakt, że graniczącą od północy ze stolicą kraju Wirginię zamieszkuje duża liczba pracowników federalnych. Poza tym stanowy prokurator generalny Ken Cuccinelli, kandydat Republikanów na urząd gubernatora, był kojarzony z prawym, a nie umiarkowanym skrzydłem swojej partii, szczególnie obciążanym za wydarzenia z poprzedniego miesiąca. Choć przeciwstawiony mu przez Partię Demokratyczną Terry McAuliffe miał wiele wad, to jednak okoliczności, a także siła jego własnych zasoby wskazywały, że Demokrata odniesie miażdżące zwycięstwo. McAuliffe’owi wydatnie pomogła machina polityczna Clintonów – jego najważniejszych sojuszników politycznych, którzy lojalnie pomagali mu przez całą kampanię. M. in. dzięki temu udało mu się zebrać i wydać ponad dwa razy więcej pieniędzy niż rywalowi. Poza tym Partia Libertariańska wystawiła własnego nominata – Roberta Sarvisa, którego stosunkowo wysokie notowania sondażowe (ok. 7%) obniżały szanse zwycięstwa Republikanina. Kłopoty Cuccinelliego sprawiły, ze odwróciły się od niego władze partii i mógł on właściwie liczyć tylko na swoich konserwatywnych sojuszników (choćby Marco Rubio, senatora z Florydy) oraz wysoką frekwencję wśród bazy wyborczej GOP, czyli przede wszystkim białych ewangelikalistów. Wtedy niespodziewanie pomocną dłoń wyciągnęła do niego… administracja federalna. Jej nieudolność sprawiła, że sztandarowy projekt prezydenta Baracka Obamy, czyli reforma opieki zdrowotnej (chęć zablokowania której stanowiła główny motyw postępowania kongresmenów GOP podczas październikowego kryzysu i wraz z brakiem kompromisu w tej sytuacji doprowadziła do governement shutdown) wystartowała w najgorszy z możliwych sposobów. Portal Healthcare.gov na którym obywatele mogli wykupywać ubezpieczenia zdrowotne okazał się stroną pełną usterek, co doprowadziło do tego, że miliony potencjalnych klientów ma problemy z wykorzystaniem możliwości, które miała dać im reforma. Poza tym prezydent został zmuszony do przeproszenia wyborców (uczynił to już po wyborach) za to, że obietnica zachowania przez ubezpieczonych planów zdrowotnych, które mieli przez wejściem ObamaCare okazała się pusta.


Choć sondaże przedwyborcze do końca wskazywały na wysoką przewagę McAuliffe’a (ok. 7-9 pkt. proc) to jednak ostatecznie jego zwycięstwo było mało przekonywające. Polityk zwyciężył trzema pkt. proc. (48:45, przy 7% poparcia dla libertarianina Sarvisa), co w liczbach oznaczało przewagę blisko 55 tys. głosów. Swój tryumf zawdzięcza przede wszystkim stosunkowo wysokiej frekwencji (w elekcji wzięło udział ok. 400 tys. osób więcej niż cztery lata wcześniej, kiedy sukces odniósł Republikanin Bob McDonell), co wiąże się także ze zmianami demograficznymi w samym stanie (wzrastająca liczba niebiałych wyborców, głosujących raczej na Demokratów). Stan z którego wywodzi czterech z pierwszych pięciu prezydentów USA (w tym Jerzy Waszyngton i Thomas Jefferson) jeszcze niedawno uchodził za republikańską twierdzę (w latach 1952-2004 r., kandydaci Republikanów na prezydenta przegrali tam tylko raz, w 1964 r.). Dwa kolejne zwycięstwa Baracka Obamy sprawiły, że Old Dominion State uchodzi już teraz za swingujący (w którym zwycięstwo żadnego z nominatów dwóch wielkich partii nie jest pewne, a w dalszej perspektywie jego 13 głosów elektorskich będzie raczej przypadać Demokratom). Porażka Cuccinelliego skutkowała tradycyjną w tej sytuacji blame game, czyli wzajemnym obwinianiem się za jej powody. Obóz przegranego wskazuje przede wszystkim na brak wsparcia ze strony centrali, choć wzrastająca niechęć do ObamaCare mogła zmienić sondażowe tendencje. Dostał on również argument , że przedstawiany przez Demokratów jako kandydat skrajnie prawicowy (powtarzane przy tej okazji argumenty o „wojnie z kobietami”, jaką ma rzekomo prowadzić GOP oraz oskarżanie go o popieranie zamknięcia rządu) może rywalizować w tak dynamicznie zmieniającym się stanie jak Wirginia. Dalsza wojna domowa w GOP choć nie służy żadnej ze stron będzie jednak raczej kontynuowana. Establishment partyjny zrobi wszystko co możliwe, aby w przyszłorocznych wyborach (głównie do Senatu) nominacje otrzymają politycy bardziej umiarkowani, a nie ci związani z Tea Party. Z kolei sympatycy tego ruchu nadal będą chcieli zwiększać wpływy w ramach GOP, co nie poprawi jej wizerunku w oczach centrowych wyborców. W skali lokalnej odsłona tego sporu miała miejsce we wspomnianych prawyborach w Alabamie. Tam wspierany przez władze partii Bradley Byrne pokonał Deana Younga.

Jako ciekawostkę można potraktować fakt, że tryumf McAuliffe’a był pierwszym od 40 lat zwycięstwem w wyborach gubernatorskich w Wirginii polityka, który reprezentował partię urzędującego prezydenta (ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 1973 r., i dotyczyła Republikanina – Mills’a E. Goodwina Jr’a.


Dla zwolenników Republikanów (choć nie wszystkich) wieczór wyborczy był jednak udany z powodu Chrisa Christie. 51-letni gubernator New Jersey w fantastycznym stylu pokonał swoją konkurentkę z ramienia Demokratów – Barbarę Buono, choć wydawałoby się, że przy tym stopniu polaryzacji polityki amerykańskiej tryumf Republikanina w tak „niebieskim” stanie (kolor kojarzony z Partią Demokratyczną) jest niemożliwy. I rzeczywiście byłby niemożliwy gdyby nie jeden czynnik – Christie. W tak wrogim teoretycznie środowisku udało mu się manewrować na tyle skutecznie, że jego wyniki w istotnych segmentach wyborczych, w których w ostatnich latach Republikanie mają olbrzymie problemy, by osiągnąć dobre wyniki (kobiety, czarni, Latynosi), gdyby przenieść je na poziom całego kraju zapewniłyby mu wybór na urząd prezydenta. Christie mógłby więc wyglądać jak idealny kandydat na gospodarza Białego Domu w myśl powiedzenia konserwatywnego komentatora William F. Buckleya Jr.’a – „nominować najbardziej konserwatywnego kandydata z największymi szansami na wybór”. Jednak choć w czasie urzędowania Christie realizuje zbilansowane budżety, walczy z nauczycielami-związkowcami i jest przeciwnikiem małżeństw homoseksualnych (choć skłonił stanowego prokuratora, aby nie wnosił apelacji do wyroku Sądu Najwyższego New Jersey stwierdzającego zgodność takich związków z konstytucją), to jednak nie cieszy się najlepszą opinią u konserwatywnego skrzydła partii. Przede wszystkim wynika to z sytuacji jaka miała miejsce w październiku ubiegłego roku gdy to przejściu przez wschodnie wybrzeże niszczycielskiego huraganu Sandy, Christie niezwykle ciepło przyjął wtedy goszczącego wówczas w jego stanie prezydenta Obamę (było to niedługo przed wyborami prezydenckimi). Od tego czasu Christie jest systematycznie flekowany przez zwolenników Tea Party, co przejawiało się choćby w niezaproszeniu go na konferencję polityków konserwatywnych CPAC. Wielu nie podoba się także jego bezpośredni styl uprawiania polityki (potrafi wdać się w wymianę zdań z przechodniami). W tej sytuacji 60% głosów w stanie w którym ostatnim republikańskim nominatem, który odniósł zwycięstwo w wyborach prezydenckich był George H. W. Bush, a poprzednim Republikaninem, który na szczeblu stanowym otrzymał ponad 50% głosów – Thomas Kean (r. 1985) może spowodować refleksję u części bazy wyborczej GOP na temat wybieralności poszczególnych kandydatów. W kontekście wyborów r. 2016 – największa szansa na otrzymanie nominacji przez Christiego (oczywiście jeśli będzie kandydował) to powtórzenie sytuacji z dwóch poprzednich kampanii. Niewyłonienie jednego, silnego konserwatywnego kandydata doprowadzi do uzyskania nominacji przez polityka bardziej umiarkowanego.


Shaquille O’Neal popiera Christiego.

Nie tak ważne w kontekście kolejnych wyborów prezydenckich, ale wciąż niezwykle istotne było głosowanie w Nowym Jorku. Mieszkańcy Big Apple udzielili sporego mandatu zaufania Billowi de Blasio, nominatowi Demokratów, który pokonał swojego republikańskiego rywala – Joe Lhotę 49 pkt. proc. Choć trudno w to uwierzyć, ale mający liberalne (tj. lewicowe w sensie amerykańskim) poglądy de Blasio jest pierwszym od ponad 20 lat burmistrzem tego miasta  z ramienia Demokratów (ostatnim był wybrany w 1989 r. David Dinkins, który cztery lata później przegrał swoją walkę o reelekcję z Republikaninem Rudolphem Giulianim). Progresywny de Blasio różni się od swoich poprzedników. Jest zwolennikiem podniesienia lokalnych podatków, ale nie jest pewne czy uzyska na to zgodę parlamentu stanowego w Albany, choć w obu jego izbach większość mają reprezentanci partii spod znaku osła (zwierzę kojarzone z Demokratami), podobnie z tej partii wywodzi się gubernator Empire State – Andrew Cuomo. De Blasio stawia na egalitaryzm w niezwykle zróżnicowanym mieście. Być może papierkiem lakmusowym jego burmistrzostwa będzie podejście do polityki policji nowojorskiej Stop-and-Frisk (zatrzymywania i przeszukiwania przechodniów). Wizerunek miękkich, w dziedzinie walki z przestępczością, prześladował Demokratów przez lata (zmienił to dopiero prezydent Bill Clinton), a sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że owe przeszukania dotyczą głównie przedstawicieli mniejszości rasowych, co wg przeciwników tej polityki jest skutkiem profilowania rasowego i uprzedzeń z tym związanych. Kilka dni temu stanowy Sąd Apelacyjny zablokował wykonanie wyroku o niekonstytucyjności tych praktyk wydane przez federalną sędzią.


De Blasio (przyjął nazwisko panieńskie matki) ma czarną żonę, co nie jest zbyt częstym zjawiskiem w Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę, że dopiero w 1967 r. Sąd Najwyższy zdecydował o niekonstytucyjności przepisów zakazujących zawierania mieszanych małżeństw, a w 1961 r. czarny piosenkarz Sammy Davis Jr. nie znalazł się na liście wykonawców podczas inauguracji prezydentury Johna F. Kennedy’ego, ponieważ jego małżeństwo z białą szwedzką aktorką May Britt mogło nie podobać się wielu wyborcom (ich ślub odbył się zresztą dopiero po tamtych wyborach). Tryumf de Blasio i kilka innych zwycięstw liberalnych polityków (m. in. Elizabeth Warren w wyborach do Senatu w Massachusetts w zeszłym roku) oznacza, że wzrasta w siłę lewicowe skrzydło Demokratów. Władający ponad 60-milardowym budżetem nowy burmistrz jako zarządca największego miasta w USA posiada przez to trybunę, która może mu umożliwić stanie się politykiem o ogólnokrajowym formacie. Taką szansę wykorzystali jego poprzednicy - Giuliani i Michael Bloomberg (ostatnio jako aktywny zwolennik ograniczenia w prawie dostępu do posiadania broni).

Wybory odbywające się rok po elekcji prezydenta, stanowią często sondaż przed o bardziej istotnymi głosowaniami w kolejnym roku (wybór nowego Kongresu, a także wielu gubernatorów). Kryzys zamknięcia rządu poważnie zaszkodził Republikanom, ale otuchy mógł im dodać wynik Christiego. Natomiast zaniepokojeni fiaskiem w początkowym etapie wdrażania ObamaCare Demokraci mogli pocieszyć się zwycięstwem McAuliffe’a. W sytuacji majaczącej na horyzoncie kolejnej batalii budżetowej nie sposób wskazać tutaj zdecydowanego zwycięzcę, a walka o rząd dusz nie tylko w kraju, ale i we własnej partii wciąż trwa.

Piszę o polityce amerykańskiej. Niniejszy blog stanowi kontynuację strony stanswingujacy2012.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka