pwilkin pwilkin
175
BLOG

Potterowy kulturkampf

pwilkin pwilkin Kultura Obserwuj notkę 23

 Na swoim blogu Toyah popełnił notkę ujawniającą przed nami złowieszcze treści kryjące się za serią książek i filmów o Harrym Potterze. Dowiadujemy się zatem, że cała seria to masońska propaganda, która swój sukces zawdzięcza dobrze skrywanemu (ale demaskowanemu przez spostrzegawczego Toyaha) podprogowemu przekazowi, który ma młodym pokoleniom zaszczepić podział na "wtajemniczonych" i pozostałych. Dowody na to są, jak to zwykle w przypadku tego typu analiz, niepodważalne - jeden z głównych bohaterów pozytywnych posiada mianowicie tatuaż w kształcie linii londyńskiego metra, których sieć, jak doskonale wiadomo, tworzy kabalistyczny wzór. 

 Pal diabli, że Toyah uprawia spiskologię klasyczną, mieszając wszystko ze wszystkim (masonerię z kabałą chociażby), jak i to, że jego obrazek nijak się ma do treści dzieła (czarodziejów różni od "mugoli" nie stopień wtajemniczenia bowiem, tylko genetyka - czarodziejem trzeba się urodzić; ciekawe, czy to świadczy o rasiźmie Rowling, czy tylko o ukrytej propagandzie pro-eugenicznej). Problem polega na tym, że widzi narzędzie walki kulturowej tam, gdzie jest tylko zwykłe czytadło; Toyah widzi w "Harrym Potterze" książkę na miarę kandydatów do literackiego Nobla (przez "miarę" mam na myśli nie jakość książki, tylko kryteria, które stosuje się do jej oceny).

Toyah próbuje dociec, co takiego spowodowało wielki sukces serii o młodym czarodzieju; nie znajdując walorów literackich, szuka przyczyn w promocji oraz w owej "masońskiej" aksjologii rzekomo przemycanej w utworze, która to aksjologia uzasadniałaby tak szeroko zakrojoną promocję. Nie rozumiem tylko, dlaczego oczekuje on od powieści, która odniosła masowy sukces komercyjny, głębokich treści literackich. Odpowiedzi należy szukać tutaj raczej na podobnej płaszczyźnie, co w przypadku pytania, jakim względom swój sukces zawdzięcza "Titanic" czy też, trzymając się branży literackiej, powieści Roberta Ludluma. 

Nieprawdą jest bowiem, że powieści Rowling nie są dobrą literaturą. Owszem, są - dobrą literaturą masową, niekoniecznie dobrą literaturą piękną. Do oceny ich jakości stosuje się inne kryteria, niż do oceny jakości powieści pretendujących do miana ambitnych - tak, jak inne kryteria stosuje się porównując Bacha z Mozartem, a inne - porównując "Iron Maiden" z "Metallicą". I tak Rowling wygrywa głównie umiejętnym zmiksowaniem kilku typów literatury - fantastyczny epos jest tu skrzyżowany z powieścią inicjacyjną oraz z powieścią detektywistyczną w stylu Arthura Conan-Doyle'a. Pierwsze dwa krzyżował już zresztą udanie C.S. Lewis w swoim cyklu "Opowieści z Narnii", uciekłszy się zresztą do podobnego jak Rowling chwytu przeplatania świata realnego ze światem fantastycznym (nieprawdą jest więc przytaczana przez Toyaha teza, że podobny mariaż jest czymś nowym). 

Skoro już jesteśmy przy Lewisie, to warto wspomnieć, czym różnią się powieści o Harrym Potterze od opowieści o Narnii i dlaczego te pierwsze odniosły tak spektakularny sukces. Otóż powieści Rowling cechuje właśnie brak tego, co tak uparcie stara się tam znaleźć Toyah - aksjologii. Podczas gdy u Lewisa wizja chrześcijańskiej moralności była bardzo mocno wpleciona w serię książek o Narnii i stanowiła integralną całość, u Rowling przekaz moralny sprowadza się do całkiem powierzchownych opowiastek o przyjaźni, miłości czy lojalności. Dzięki temu warstwa aksjologiczna jest u Rowling praktycznie nieobecna, a wszelaki przekaz z poziomu wartości - niekontrowersyjny i raczej bezrefleksyjny. 

Funkcją książek o Harrym Potterze nie jest jednak przekazywanie głębokich wartości, lecz po prostu bawienie czytelnika. Tę funkcję spełniają onę całkiem dobrze. Wbrew temu, co pisze Toyah, Rowling ma naprawdę dobry warsztat - potrafi nieźle rozplatać i splatać wątki, wprowadzać ciekawe postacie drugoplanowe, kreować świat przedstawiony oraz sterować zwrotami akcji. Oczywiście to wszystko to raczej rzemiosło niż sztuka, ale jak już wspominałem powyżej - ksiażki z serii HP są właśnie raczej rzemiosłem niż sztuką. Jeśli chcę oglądać rozmaite wariacje artystyczne na temat krzeseł, to pójdę na jakąś wystawę sztuki współczesnej (ewentualnie, jeśli jestem bardziej pragmatycznie nastawiony, wzornictwa przemysłowego), od krzesła zakupionego do siedzenia oczekuję jednak po prostu, że będzie mi się na nim wygodnie siedzieć. 

Toyah może oczywiście uważać, że rozrywka bez elementu refleksji jest bezwartościowa, jest jednak w takim zdaniu mocno odosobniony, o czym świadczą chociażby same wyniki sprzedaży książek Rowling. Można oczywiście pytać, czy pożądanym zjawiskiem jest to, że młodzi ludzie czytają książki "lekkie, miłe i przyjemne", zamiast ciekawe i ambitne, ale na pewno pytanie takie trzeba zadawać poza kontekstem podejrzeń o kabalistyczno-masońską indoktrynację - inaczej wychodzi z tego bowiem po prostu groteska.

 

 

pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura