Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 roku. Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Słoneczne i ciepłe letnie przedpołudnie. Dźwięk dzwonka w Kościele św. Anny w Grodzisku Mazowieckim obwieszcza początek Mszy św. o godz. 11.30. Zwykle chodzę wcześniej. Teraz było jakby inaczej; inni ludzie, twarze nieznane nawet z widzenia.
Wiernych więcej niż w niedzielę. Większość weszła do kościoła, ale liczna grupa siedziała na ławkach lub stała na terenie przykościelnym. Do nich dołączały kolejne osoby. W pewnym momencie w bramie pojawił się poseł Ludwik Dorn, mieszkający w małej sąsiedniej miejscowości. Towarzyszyły mu żona i córka. Cała trójka stanęła niedaleko, pod krzyżem misyjnym. Zachowywali się jak normalni, zwykli obywatele i wierni. Moją uwagę zwróciła i wywołała bardzo pozytywne wrażenia córka pana posła – stojąca obok mamy grzeczna, dobrze wychowana dziewczynka.
Podszedł kościelny z tacą. Córka posła położyła na niej banknot, który dostała od tatusia, pan poseł położył kolejny od siebie. Zamienił też z kościelnym parę słów.
Dlaczego o tym piszę? Bo wczoraj byłem na targu i ponownie widziałem pana posła. Szedł między straganami z dużą niebieską torbą na zakupy na ramieniu. Zwracający uwagę swoim wzrostem, normalny w zachowaniu.