Tomasz Rakowski Tomasz Rakowski
274
BLOG

Europejskie Centrum Solidarności imienia Lenina

Tomasz Rakowski Tomasz Rakowski Polityka Obserwuj notkę 0

Kordony milicji szczelnie otoczyły plac przed Stocznią Gdańską, odcinając dostęp w promieniu kilkuset metrów. Był 12 czerwca 1987 roku. Trzecia wizyta w Polsce Jana Pawła II. Gdy Ojciec Święty dotarł pod Pomnik Poległych Stoczniowców nie usłyszał radosnego wiwatowania, nie zobaczył transparentów i biało-czerwonych flag. Cały plac otaczał tłum pozornie zwykłych ludzi. Nie byli to jednak normalni mieszkańcy Trójmiasta, lecz funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, Milicji Obywatelskiej, być może członkowie partii. Nieco głębiej, w charakterze wypełnienia, ustawiono podpitych ludzi przywiezionych autokarami z najdalszych zakątków województwa. Wszyscy stali w absolutnej ciszy. Tyłem do pomnika. Tyłem do papieża. Jan Paweł II modlił się w skupieniu na symbolicznej mogile wszystkich, którzy zostali zamordowani przez władze PRL w grudniu 1970 roku. Partia komunistyczna tryumfowała. Ojciec Święty wydawał się osamotniony. Gdzieś daleko na horyzoncie powiewały chorągwie prawdziwego, wielotysięcznego tłumu powstrzymywanego przed dotarciem w pobliże placu. Gdy papież skończył modlitwę, wstał, powiódł wzrokiem po odwróconych tyłem i powiedział: "Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego. Bo wasze milczenie w tym miejscu jest krzykiem całego narodu."

 

Walka o historię

W 2006 roku grupa gdańskich działaczy związana z Solidarnością oraz Prawem i Sprawiedliwością zaproponowała, aby nadać Stoczni Gdańskiej imię Jana Pawła II. Inicjatywa została nieprzychylnie zaopiniowana przez kardynała Stanisława Dziwisza i arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Jako główny powód podano, że stocznia jest firmą, prowadząca działalność gospodarczą. Doszukiwano się w tym pomyśle charakteru politycznego. Po sześciu latach idea przyznania patrona powróciła. I choć nie stoczni, tylko bramie, to dla przeciętnego człowieka będzie to nazwa całego zakładu. Tym razem nie jest to sprawa polityczna. Nie ma również znaczenia fakt, że przedsiębiorstwo wciąż funkcjonuje, choć w znacznie węższym zakresie. Ważne są względy "historyczne". I dlatego miasto Gdańsk zleciło przygotowanie repliki Bramy Nr 2, nad którą pojawi się nazwisko Włodzimierza Lenina.

"Temu miejscu warto przywrócić historyczny wygląd, to symbol Gdańska, który przypomina o wydarzeniach sierpniowych. Brama była nieodzownym elementem strajków uwiecznionych na tysiącach zdjęć. Nadszedł czas by przypomnieć, że to w tym miejscu odbyła się pokojowa rewolucja Solidarności" - argumentuje prezydent miasta Gdańska Paweł Adamowicz. Bez napisu "Stocznia Gdańska imienia Lenina" nie sposób o tym wszystkim pamiętać. Nie wystarczy do tego nawet budowane za 300 milionów złotych Europejskie Centrum Solidarności. Będzie zatem ECS im. Lenina. Nadszedł czas by przypomnieć. Tylko co?

"Uważam, że to fajna inicjatywa, aby przywrócić bramę do pierwotnego wyglądu. Nie mam, rzecz jasna, jakichkolwiek powodów do gloryfikacji Lenina, jednak to jest kawał naszej historii. Historii trudnej i dramatycznej, tym bardziej wartej upamiętnienia. Pomysł rekonstrukcji to będzie dobre nawiązanie do historii, mam nadzieję że ludzie, także młodzież, to zrozumieją" - spogląda z nadzieją w przyszłość Jerzy Borowczak, uczestnik strajków, a obecnie poseł Platformy Obywatelskiej. Brama to rzeczywiście nasza historia. Bez przywrócenia jej oryginalnego wyglądu nie ma mowy o godnym upamiętnieniu. Ale kogo w ten sposób upamiętnimy?

"Tu nikt nie robi nic na siłę. Nie sposób przecenić znaczenia tej bramy nie tylko dla historii miasta, gdańszczan, Polski i Europy, ale i dla współczesnej świadomości. Ta rekonstrukcja ma wymiar symboliczny" - przekonuje rzecznik prezydenta Gdańska. A ponieważ po ponad 20 latach współczesna świadomość zapomina o korzeniach, czas je symbolicznie odświeżyć. Prawda?

Ten napis, ta nazwa, to symbol czasów, które na szczęście odeszły w przeszłość. Podobnie jak napis na bramie obozu w Auschwitz „Arbeit macht frei”. Ten napis także do dziś widnieje nad bramą do obozu – jest smutnym memento” - kontynuuje Paweł Adamowicz. Bez wątpienia niemiecka dyplomacja dałaby wiele, by zerwać z hańbiącą przeszłością i raz na zawsze zakorzenić w świadomości obywateli Europy tzw. "polskie obozy koncentracyjne". Usunięcie niemieckich liter bardzo by w tym pomogło. Innym z kolei zależy na przywracaniu symboli zniewolenia. Każdy ma swój interes. Pamięć o Solidarności nie może być kultywowana tak samo, jak masowe ludobójstwo w Oświęcimiu. Ale te argumenty nie przekonają władz miasta, które na swoich stronach internetowych wciąż wymieniają Adolfa Hitlera, jako honorowego obywatela Gdańska.

Czy można wierzyć prawdziwości intencji piewców przywrócenia stoczniowej bramie imienia Lenina? Zasłanianie się szczególnymi względami historycznymi i walką o pamięć to fałsz. Można by dać temu wiarę, gdyby z taką samą pieczołowitością dbano o upamiętnienie Armii Krajowej, Żołnierzy Wyklętych, WiN, NSZ, dziesiątek organizacji i tysięcy ludzi, którzy oddawali swoje życie w imię wolności naszej Ojczyzny. Niestety, tak się nie dzieje. Rycerze historii nadstawiają pierś za Lenina, twórcę partii bolszewickiej i państwa radzieckiego, agresora, który napadł na Polskę, ojca komunizmu, który w swoich kolejnych przepoczwarzeniach rzucił nasz kraj na kolana. Jednocześnie w Krakowie trwa głodówka byłych działaczy Solidarności, którzy protestują przeciwko wyrzucaniu nauczania historii ze szkół. Skąd takie dysproporcje w odbiorze rzeczywistości i właściwej oceny przeszłości?

 

Rechot niesprawiedliwości

"Dźwigi smutno pochylone, w stoczni rośnie trwa. Ludzie pracy pozbawione. W majestacie prawa ograbiono naród" - śpiewa trójmiejski raper Przystojny Stefan. Stocznia przygnębia. Kiedyś olbrzymi zakład. Dziś areał, na który ostrzą sobie zęby deweloperzy. Co kilka miesięcy znikają z jej terenu kolejne budynki i hale. Wybuchają pożary. Stocznia pustoszeje. I choć dalej pracuje, to jej potęga została roztrwoniona. Gdzie dziś są robotnicy, którzy w grudniu 1970 roku wyszli na ulice? Gdzie są uczestnicy strajków lat 80-tych? Nie opływają w luksusy. Jeśli żyją, to raczej skromnie. Znane są przypadki osób, które pomimo tego, że odniosły rany w roku 70-tym przez ponad 20 lat były pozbawione prawa do renty. Do pracy nigdy nie wróciły. Przetrącone kręgosłupy i życiorysy. Ci, którym zawdzięczamy najwięcej zostali rozgonieni na cztery strony świata. Tak, aby nigdy więcej nie mogli stanąć ramię w ramię i powiedzieć: dość! Ich oprawcy, generałowie, członkowie PZPR, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, Tajni Współpracownicy i całe to komunistyczne bagno pławi się w niezasłużonym dobrobycie, leczy się w wojskowych klinikach i prawdopodobnie włos im z głowy nie spadnie. Doczekają momentu, gdy ich ideowy patron, Lenin, ponownie obejmie swym łaskawym protektoratem spustoszoną stocznię. Stocznię, która jak żywo przypomina Polskę. Niesprawiedliwość dziejowa, zawodząc przy pustych pochylniach hula i ma się dobrze. Dlatego nie dziwi poparcie dla tej inicjatywy udzielone przez beneficjentów przemian roku 1989. Zielone światło przywrócenia oryginalnego wyglądu bramie dał nawet Lech Wałęsa.

"Lenin na płocie to chichot historii. Ale z pozytywnym przesłaniem. Lenin podobno zaczął rewolucję, a my w stoczni pod jego imieniem też zaczęliśmy rewolucję, obalenie komunizmu. Lenin stworzył, a my obaliliśmy komunizm" - naiwnie tłumaczy Jerzy Borowczak. To chichot. Ale nie taki, jakim go widzi ze swoją dietą poselską pan Borowczak. Upadła stocznia, rurociąg Nord Stream, restytucja wpływów rosyjskich w Polsce, Tragedia Smoleńska, fakt istnienia państwa polskiego tylko na papierze. O chichocie można by mówić, gdyby Stocznia Gdańska konkurowała ze stoczniami niemieckimi, gdyby w Polsce przeciętne zarobki nie były kilkukrotnie mniejsze niż na Zachodzie, gdybyśmy byli ważnym i niezależnym partnerem na arenie międzynarodowej. Ale tak nie jest. Więc to nie jest chichot. I to nie jest lekcja historii. To przeklęta teraźniejszość. Teraźniejszość, w której podnoszą głowy i wychodzą z ukrycia potwory, które miały zdechnąć po 1989 roku. To postawa, która zwiastuje coś odrażającego i strasznego. Coś, co nabiera kształtów. Każdego dnia po 10.04.

 

Bohaterowie Polaków

Drugą Wojnę Światową wygrali Alianci, w tym Polska. Ale nasz los był szczególny. Zdradzeni przez sojuszników wpadliśmy na prawie pół wieku w strefę wpływów radzieckich. Zwycięzcy zawsze zrzucają pomniki dawnych bohaterów, zmieniają nazwy placów, ulic. Zastępują je swoimi. Czy bohaterem Polaków był Włodzimierz Lenin? Czy gdyby wojnę wygrał Hitler ulica Grunwaldzka w Gdańsku nazywałaby się do początku lat 90-tych AdolfHitlerStrasse? To wielce prawdopodobne. Zmianie uległaby pewnie nazwa miasta, powróciłby historyczny Danzig. A Stocznia Gdańska? Jakiego dostałaby patrona? Goeringa, Hessa? Może samego fuhrera. Byłby to zapewne ktoś zasłużony dla III Rzeszy. Na ulicach powiewałyby swastyki, a ludzie chodziliby do pracy. Czy po dwudziestu latach od zrzucenia takiego jarzma ktokolwiek zastanawiałby się nad przywróceniem oryginalnego napisu nad Bramą nr 2, tylko dlatego, że ci, przeciwko którym wystąpiono, tak tę bramę i cały zakład nazwali? To niepojęte. Stocznia Gdańska powstała po 1945 roku z połączenia dwóch istniejących stoczni niemieckich: Kaiserliche Werft i Schichau. Imię Włodziemierza Lenina nadano jej w 1967 roku. Była to decyzja odgórna, propagandowa, wpisująca się w hierarchię wartości ówczesnej elity. Czym różnią się dzisiejsi mocodawcy od decydentów sprzed ponad 40 lat? W historycznej Sali BHP stało popiersie Lenina. Na czas obrad Solidarności w latach 80-tych stoczniowcy ustawili je w kącie, a porozumienia podpisywali przy małej figurce robotnika z napisem „Zwyciężymy”. Czy w imię przywracania miejscom ich historycznego rysu nie powinno się również wykonać repliki tego zaszczytnego monumentu i ponownie umieścić go na właściwym miejscu, usuwając jednocześnie dużą figurę wspomnianego stoczniowca, która stoi dzisiaj w Sali BHP? A może jedną z głównych arterii miasta przemianować ponownie na Aleję Leningradzką? Podobnie kuriozalne pomysły można mnożyć.

 

Nowa historia

Przystanek tramwajowy przed Stocznią Gdańska nazywa się Plac Solidarności. W obiegowej opinii mieszkańców Gdańska Pomnik Poległych Stoczniowców to Pomnik Trzech Krzyży. Czasem słyszy się również o Pomniku Solidarności. Czy gdańszczanie, a szczególnie ci młodsi wiedzą, co symbolizują trzy stalowe krzyże? Można odnieść wrażenie, że świadomość o tragicznych wydarzeniach z grudnia 1970 roku, gdy wojsko i milicja strzelały do idących do pracy stoczniowców powoli zanika. Wraz z wyrugowaniem ze szkół lekcji historii, których program nie pozwoli na zapoznanie się z dziejami najnowszymi przy równoczesnym promowaniu radzieckiej propagandy, takiej jak Czterej Pancerni albo Hans Kloss, możemy doczekać czasów, gdy Pomnik Poległych Stoczniowców będzie miał zupełnie inne znaczenie, a morderczy reżim, którego twórcą był Lenin zostanie strywializowany, rozmiękczony. Stanie się „kultowy”. Kilka lat temu z dolnej części monumentu zdjęto elementy spękanych blach z dziurami po kulach, które symbolizowały zbrodnię i rozlew krwi. Do dnia dzisiejszego pomimo ciągłych protestów autora projektu Adama Pietruszki nie przywrócono oryginalnego wyglądu. Pewne rzeczy wymagają czasu. Krok po kroku. I dlatego nad bramą Stoczni zawiśnie nazwisko ideologa i zbrodniarza, z którego dziedzictwem walczyły całe pokolenia Polaków z Marszałkiem Piłsudskim na czele. Dlatego nie zobaczymy przed Stocznią zdjęć pomordowanych strzałami w głowę robotników. Dlatego wiedza o papieżu modlącym się przed Pomnikiem wokół odwróconych tyłem agentów SB jest dostępna tylko dla pasjonatów. Kto rządzi historią, ten rządzi przyszłością.

 

Nie tym razem

Dlatego obiecuję wam. W imieniu swoim i innych mieszkańców tego miasta. Nie będzie petycji, zbierania podpisów i protestów. Ten haniebny napis pokryje się kolorem Polaków zniszczonych przez zbrodniczy system radzieckiego okupanta. Kolorem Katynia. Kolorem ubeckich katowni. Kolorem prześladowań. Kolorem poświęcenia. Kolorem odwagi. Kolorem łez. Kolorem tragedii. Kolorem, który na dziesięciolecia wpisał się w polskie tradycje niepodległościowe. Kolorem, który zalał ulice Gdańska, Gdyni i Szczecina w grudniu 1970 roku, gdy polak w mundurze strzelał do Polaka. Kolorem, którym nasiąkała polska ziemia, przyjmując do siebie na wieczny odpoczynek zastrzelonych robotników, chowanych nocą, w pośpiechu, po kryjomu. Kolorem, którego przelano wystarczająco dużo.

Napis z imieniem waszego patrona zawsze będzie pokryty kolorem krwi.

Zawsze.

 

Od 2006 roku prowadzi własny biznes w branży IT. Zaangażowany w działalność społeczną i publicystyczną od 10/04.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka