Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk
138
BLOG

Jak wygrywać w III RP

Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

W wyborach samorządowych 2010 r. pojawiła się ogromna liczba głosów nieważnych – średnio ponad 12 proc. w kraju. Nikt wówczas nie zajął się tą sprawą.

Kilka dni temu portal wPolityce.pl opublikował niezwykle ciekawy materiał. Prof. Przemysław Śleszyński zbadał rozkład głosów nieważnych w wyborach do sejmików. Wyniki są zdumiewające.

Prof. Śleszyński wykrył, że liczba głosów nieważnych ściśle zależy od województwa. Przoduje w tym mazowieckie, gdzie było ich kilkakrotnie więcej niż w sąsiednich województwach! Jak to możliwe? Co sprawia, że w jakimś powiecie, a było takich wiele, głosów nieważnych jest aż 30 proc., a w sąsiednim 0 proc.? Dlaczego od 1998 r. głosów unieważnionych przybywa? Na mapie wygląda to, jak zaraza rozlewająca się po kraju – z Mazowsza głównie na zachód.

Gdy sięgniemy do cyfr pokazujących wyniki głosowań po 1989 r., odkryjemy kolejne zadziwiające zjawiska. W niedzielnych wyborach głosów nieważnych było 5 proc. Niby niewiele, ale to o 100 proc. więcej niż 4 lata temu! A jeśli zastanowić się nad tym, jak działa nasz system polityczny, to często nawet parę procent głosów może decydować o przejęciu władzy. Bo przecież te parę procent przekłada się na kilkanaście mandatów poselskich, a o utworzeniu rządu może decydować nawet kilka mandatów. Na przykład teraz koalicja PO-PSL ma raptem 5 głosów przewagi nad opozycją.

Gdy siły poszczególnych partii są wyrównane, wystarczy zmanipulować wyniki w małej części „pewnych” komisji, aby przechylić szalę zwycięstwa. Czy do tego doszło w tych i poprzednich wyborach? Wskazuje na to wiele poszlak.

Głosów nieważnych z powodu liczby krzyżyków w wyborach 2010 r. do sejmików wojewódzkich było prawie pół miliona. Tyle samo było ich w wyborach do rad powiatów. Tyle że w pierwszym wypadku było jeszcze 1,3 miliona pustych kartek, a w drugim było ich aż cztery razy mniej. Natomiast liczba „wielokrzyżykowych” kart okazuje się stała w różnych wyborach, a to może wskazywać na zorganizowaną manipulację w niektórych komisjach. Jej skala, jak wynika z tych danych , to prawdopodobnie od 100 do 200 tys. głosów. A to przekłada się na wybór 3 do 6 posłów. To z kolei jest w stanie zaważyć już na sile poszczególnych partii, bo przecież sześć mandatów odjętych PO i dodanych PiS-owi oznaczałoby zmniejszenie dystansu między nimi o 12 posłów.

Co więcej, gdyby Platforma miała teraz 6 miejsc w Sejmie mniej, nie mogłaby utworzyć rządu z samym PSL-em! Sytuacja polityczna byłaby więc dla niej dużo trudniejsza.

Czy trudno dokonać fałszerstw na taką skalę? Obwodowych Komisji Wyborczych jest 26 tys. Załóżmy, że udało się nam obsadzić tylko jedną na 26. Wystarczy teraz w tym tysiącu komisji unieważnić po 100 kart, a odbierzemy przeciwnikowi 100 tys. głosów i kilka mandatów.
Na mapie zwraca uwagę to, że w miastach prawie nie ma głosów nieważnych. To logiczne. Na wsi wójtowi stosunkowo łatwo jest obsadzić komisję swoimi ludźmi, natomiast w mieście, gdzie są media i struktury innych partii, praktycznie byłoby to niemożliwe.

Są też inne rodzaje możliwych oszustw: dorzucanie kart do urn (jak w 2010 r. w Brukseli), kupowanie głosów (jak w Wałbrzychu). A o ilu podobnych wypadkach nigdy się nie dowiemy?

Cały tekst można przeczytać w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

Autor: Artur Dmochowski, | Źródło: Gazeta Polska Codziennie

W mojej pracy zawodowej i społecznej spotykam się z wieloma problemami. Staram się dostrzegać je i pomagać w ich rozwiązaniu.Jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Sportu i Turystyki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka