Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
119
BLOG

Rokita na prezydenta!

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 19
To duże szczęście dla kultury politycznej salonu24, że gdy wczoraj w końcu dotarłem do domu, w pokoju, gdzie trzymam notbuka, spały już dzieci - bo gdybym się przysiadł do klawiatury, poleciałyby tak soczyste bluzgi, jakich tu jeszcze nie widziano. Niestety, musiałem wczoraj przedzierać się w róznych kierunkach przez miasto i zmarnowałem na to większość dnia. Warszawiacy wiedzą, co się działo, innym nie podejmuję się opisać, bo trzeba by do tego większego niż mój epickiego talentu. Kondukty samochodów brnących powolutku w rozmymłanej tysiącem kół brejowatej kaszy, taki sam syf na chodnikach, na każdym skrzyżowaniu blokujące się z czterech stron zwarte kolumny pchające się na oślep do przodu, na przekór światłom i zdrowemu rozsądkowi, roztrąbione i poszczepiane jak przysłowiowe jelenie, które tak się splotły wieńcami, że zdechną, a nie ustąpią, a w to jeszcze powtykane tramwaje, w tramwajach, autobusach i metrze stłoczeni i wściekli ludzie klną i skaczą sobie do oczu... Słowem, dzień codzienny stolicy. Wystarczyłoby trochę soli, żeby śnieżna breja na bieżąco spływała w kanały. Soli leży w magazynach miejskich przedsiębiorstw od metra. Całe stosy. Cały zimowy zapas, którego jeszcze nie było potrzeby naruszać. Ale nikt jej nie załadował do solarek, i nikt tych solarek nie puścił na miasto. Wczoraj córeczka obudziła mnie gdzieś tak koło piątej, wyjrzałem przez okno - już sypało, ale warstewka bieli na ziemi była jeszcze cieniutka jak farba na szybie w ambulatorium. Właśnie w tym momencie ktoś powinien zwlec swoją de z łóżka, bo za to mu słono płacimy, i zdobyć się na ten straszny trud wydania polecenia: solarki na miasto! Przecież śnieżyce zapowiadano od kilku dni, solarki powinny być już pod parą, a ich obsługa na miejscu - nie przepracowała się dotąd, mogłaby się na taki wysiłek zdobyć. I byłoby jak w normalnym mieście w normalnym kraju. Ale nie. Bo kto miał to polecenie wydać? Pani prezydent, która nie wiadomo, czy jest panią prezydent? Komisarz, którego zapowiedziała, że nie wpuści do gabinetu? I kto by miał posłuchać, skoro wszyscy urzędnicy miejscy na wszelki wypadek siedzą cicho jak pod miotłą, czekając, jak się ta farsa dalej rozwinie? I kto by w ogóle miał o tym pomyśleć, kogo obchodzi ten uliczny horror, kiedy "toczy się ostra walka polityczna" o to, kto będzie obracał miejskimi milionami? Jakiś półmózg wymyślił ustawę, na mocy której samorządowcy tracą mandaty z błahego powodu, czterystu innych półmózgów klepnęło to jednogłośnie bez czytania, nie mówiąc o myśleniu, potem gapiowata pańcia, która została prezydentem, bo nikogo lepszego orły platformiane nie znalazły, zapomniała doczytać przepisów, a orły z PiSu poczuły szansę, jak piranie krew... Co tu ma do rzeczy, że w Warszawie trochę śniegu wystarczy, żeby się żyć nie dało? Wszyscy, którym los oszczędził wczoraj bytności na warszawskich ulicach, kombinują, o co temu Kaczorowi chodzi, no przecież nowe wybory Gronkiewicz Waltz też wygra. A skąd ta pewność? A jeśli zamiast kandydata PiS wystartuje w nich na przykład Rokita? Kiedy Kazimierza Marcinkiewicza "wysunięto" na prezesa PKO BP, od razu napisałem, że go Kaczor wydudkał, podpuścił, żeby się skompromitował i stracił szansę na odegranie jeszcze jakiejś roli w polityce, a żadnym prezesem nie zostanie, bo prezes-premier się wkrótce odetnie i powie "no przecież jest konkurs". No i co? Prorok jakowysik? Zobaczymy, czy z Warszawą też trafię.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka