Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz
321
BLOG

Mularczyk na celowniku

Rafał Ziemkiewicz Rafał Ziemkiewicz Polityka Obserwuj notkę 82
Cenię sobie Dominikę Wielowieyską i pamiętam, na przykład, że jako jedyna w swej gazecie potrafiła ona przypomnieć własnemu środowisku, iż czasy Kwaśniewskiego to były jednak czasy politycznych i gospodarczych patologii, których nie ma co teraz przedstawiać niczym raju utraconego tylko dla zrobienia na złość Kaczyńskim. Niestety, tekst „Bronić PiS wbrew faktom” nie przynosi jej chwały. Jest to polemika z jedną z też mojego artykułu w „Rzeczpospolitej”, który zatytułowałem „Jak to na wojence ładnie” (gazeta z przyczyn niezrozumiałych nazwała go jakoś inaczej, nie pamiętam dokładnie, ale w każdym razie drętwo) – tezą, iż Andrzej Mularczyk, domagając się odroczenia rozprawy do czasu wyjaśnienia przez sąd, czy sędziowie, na których są w IPN teczki, nie powinni zostać wyłączeni z rozprawy, zrobił to samo, co robi co drugi adwokat, i histeryczne nazywanie tego zamachem stanu etc. jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Zdaniem Dominiki uważając tak mijam się z faktami. Cytuję: „Zastanawiam się, czy to miłość do PiS zaślepia niektórych publicystów? Przecież przypadku Mularczyka nie można w żaden sposób porównywać ze zwykłą obroną osoby, która staje przed sądem czy komisją śledczą. Trybunał Konstytucyjny zajmuje się ustawą, a poseł Mularczyk, który usiłował tej ustawy bronić, miał do dyspozycji cały arsenał, jakim dysponują rządzący. Jak można go porównywać do zwykłego adwokata? Na usługi Mularczyka był cały IPN, którego pion lustracyjny jest powoływany przez premiera na wniosek ministra Ziobry. Dokumenty w sprawie sędziów znaleziono błyskawicznie, a może były przygotowywane od dawna, tylko "odpalono" je w ostatniej chwili? I to jest możliwe, bo przecież chodziło o przeciąganie sprawy przez Trybunałem, by opóźnić decyzję sędziów w sprawie lustracji. Zwykli śmiertelnicy nie otrzymują materiałów w ciągu jednej nocy. Zwykli adwokaci nie mają na swoje rozkazy kluczowych instytucji państwowych. Ale u Rafała Ziemkiewicza obowiązuje od dawna jedna zasada: skoro »salon« atakuje, to trzeba bronić PiS wbrew oczywistym faktom.” A chwilę wcześniej ustawia Dominika całą sprawę w sposób zupełnie fałszywy, zdaniem następującym: Chodziło o to, że Mularczyk tuż przed rozpoczęciem rozprawy lustracyjnej w Trybunale oświadczył, że dwóch sędziów zostało zarejestrowanych jako kontakty operacyjne SB, ale nie przekazał informacji, które jasno pokazywały, iż teczki owych sędziów świadczą raczej na ich korzyść, a nie odwrotnie. Otóż okoliczność, że Mularczyk „nie przekazał informacji” z prawnego punktu widzenia nie ma tu nic do rzeczy. Mularczyk nie był uprawniony do rozstrzygania, czy materiały w tych teczkach świadczą „raczej na korzyść”, czy „raczej na niekorzyść” sędziów i jego opinia w tej sprawie nie powinna mieć dla sądu żadnego znaczenia. Istotny był fakt, że teczki są – samo ich istnienie było istotnym powodem, żeby sąd odroczył rozprawę, zapoznał się i powziął decyzję. Z powyższych przyczyn do faktu, iż Mularczyk czytał zawartość teczek obu sędziów w ogóle się w swoim tekście nie odniosłem – nie mogę się w każdym tekście odnosić do wszystkiego, zwłaszcza jeśli to sprawa drugorzędna, gazeta nie jest z gumy. Bez wątpienia, Mularczyk popełnił w tym punkcie poważny błąd. Bardziej wytrawny adwokat na pewno ograniczyłby się tylko do spisania sygnatur i w ogóle by teczek nie otwierał. A jeśli nawet uległby pokusie zerknięcia, czy aby nie ma w tych teczkach jakiejś znakomitej amunicji, to potem za nic by się nie przyznał. Ale ten błąd, jakkolwiek dał pretekst do złożenia przeciwko Mularczykowi wniosku dyscyplinarnego w NRA (co natychmiast propagandowo zmanipulowano tak, jakby NRA już uruchomiła postępowanie albo i zgoła wydała wyrok skazujący) to dla meritum sprawy rzecz drugorzędna, istotne jest, że teczki istniały i tworzyły uzasadnioną wątpliwość – zatem wniosek o odroczenie rozprawy nie był żadnym zamachem stanu, tylko uprawnionym postępowaniem strony w procesie. A proces przed TK, mimo oczywistej specyfiki, jest z punktu widzenia procedur prawa takim samym procesem jak każdy inny. Twierdzenie, jakoby Mularczyk „miał na swoje rozkazy kluczowe instytucje państwowe” to czysta demagogia, podobnie jak wykazywanie (to już w innych tekstach, ale wspominam przy okazji) że „zwykły obywatel” czeka na odpowiedź z IPN miesiącami. Czeka nie dlatego, że tyle trwa znalezienie tej odpowiedzi, tylko dlatego, że jest takich zwykłych obywateli ogromna kolejka. Teczek sędziów nie znaleziono „błyskawicznie” – po prostu zaczęto ich szukać od razu po zapytaniu marszałka, bo archiwa IPN są od lat stopniowo porządkowane i teczki leżą na półkach w pewnym porządku, bynajmniej nie dlatego, że przygotowuje się je do „odpalenia”, tylko dlatego, że po to właśnie IPN powołano, aby te archiwa uporządkował. Dziennikarze „Wyborczej” uważają najwyraźniej, że kiedy marszałek Sejmu zwraca się do IPN w sprawie wagi państwowej, to powinien ustawić się we wspomnianej wyżej kolejce. Być może uważają również, że, na przykład, za premierem czy podejmowanymi przez niego przywódcami obcych państw nie powinna jeździć karetka. Przecież za zwykłym obywatelem nie jeździ. Jak sobie premier albo jakiś tam Verheugen zasłabnie, to powinno się dzwonić po pogotowie i czekać, aż załatwi ono wcześniejsze wezwania od zwykłych śmiertelników. Być może również przed pałacem prezydenckim i URM nie powinni stać borowcy ani wartownicy. W końcu zwykłemu śmiertelnikowi żadni utrzymywani z naszych podatków wartownicy mieszkania nie chronią. Jakby się tam ktoś włamał, niechby dzwoniono na policję i czekano, aż radiowóz załatwi inne sprawy i w kolejności przyjedzie i na to wezwanie. Na razie nie zauważyłem, żeby „Wyborcza” takie postulaty zgłaszała, ale miałyby one tyle samo sensu. Jest oczywiste, że w pewnych sytuacjach sprawy państwowe mają pierwszeństwo przed sprawami „zwykłych śmiertelników”, i potraktowanie przez IPN zapytania marszałka Sejmu w pierwszej kolejności, przed zapytaniem panów Maliniaka, Deptały i Kociutki, właśnie do takich sytuacji należy. Jeśli się nad tekstem Wielowieyskiej chwilę zastanowić, z całej argumentacji zostaje tylko jedno słowo „przecież” oraz stwierdzenia o „oczywistych faktach”, zupełnie bez pokrycia. No i oczywiście insynuowanie mi „zaślepiającej miłości do PiS”. Prawda jest taka, że to raczej Dominika wydaje się zaślepiona, nie miłością, tylko wręcz przeciwnie (ale to niewiele zmienia). A także, iż w przeciwieństwie do gospodarki, na prawie to się ona zupełnie nie zna. W tej sytuacji uprzejmie proszę koleżankę, aby konkluzję swego tekstu raczyła sobie wsadzić w buty. Żeby pozostać jeszcze chwilę przy temacie Trybunału Konstytucyjnego: w mijającym tygodniu „Rzeczpospolita” opublikowała ważny artykuł prof. Marka Safjana, odnoszący się do sprawy bezstronności orzekających w sprawie lustracji sędziów. Były przewodniczący TK twierdzi, że nie wyłączenie z rozprawy sędziów, którzy wcześniej jako politycy zwalczali ideę lustracji i z tej przyczyny oskarżeni zostali przez Mularczyka o stronniczość nie podważyło wiarygodności Trybunału, albowiem (upraszczając) rozważał on nie sprawę, czy lustracja jest dobra czy zła, tylko kwestię formalną, czy ustawodawca popadł, czy nie popadł w niezgodę z Konstytucją. Wywód prof. Safjana jest logiczny, spójny i nawet przekonujący, tylko, niestety, zupełnie nie przystaje do ustnego uzasadnienia wyroku, jakie wygłosił przewodniczący Stępień. Chciałoby się spytać profesora Safjana – retorycznie – czy w stwierdzeniach, że godność jest ważniejsza od prawdy, albo że nie wszyscy muszą wiedzieć wszystko, naprawdę widzi „opinię na temat konstytucyjności aktu normatywnego”. Nie wspominając już o obszernym pouczeniu przez przewodniczącego TK Sejmu, jak ma wyglądać i kogo dotyczyć ewentualna przyszła lustracja, aby Trybunał mógł ją zaaprobować. Nie czuję się kompetentny do oceniania konstytucyjności ustaw. Ale nawet okiem laika widziałem, że rozprawę zdominowała proceduralna walka o to, czy wyrok zostanie wydany przed 15 maja, czy po. W tej walce przeciwnikami byli nie, jak by było logicznie, Mularczyk z Kaliszem, ale Mularczyk ze Stępniem. Odpowiedzią na wniosek tego pierwszego o odroczenie rozprawy z powodu znalezienia w IPN teczek dwóch sędziów była co najmniej dyskusyjna decyzja tego drugiego, aby sędziów odsunąć od sprawy bez rozpatrywania zasadności zarzutów – byle szybciej. Jeśli takie wejście przewodniczącego Trybunału w rolę strony pojedynku zdaniem wrogów lustracji nie podważyło wiarygodności Trybunału, to nie umiem tego wyjaśnić inaczej, niż zaślepieniem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka