Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
78
BLOG

Na polskim rynku wydawniczym wygrali wrogowie reform gospodarki

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 11

Jestem, poza tym że pracuję jako manager, ekonomistą z wykształcenia. Powiedzmy że wiem co należy zrobić aby w tym kraju zapanował dobrobyt. Problem z tym jest taki że nikt nigdy nie chciał mi dać dojść do słowa. Wyniki badań leżą już kilka lat w szufladzie. Opublikować owszem, się je da, tylko że po angielsku, a jeśli po polsku, to w marginalnym nakładzie. Po cóż więc robić jakieś nowe badania, skoro starych nie uda się i nie udało, opublikować?

Wydawcy załamywali ręce nad moimi tekstami godzącymi w państwowe monopole. Bo te monopole zlecały reklamy. Bo rynek reklamy składa się z takich monopoli. „Obraził Pan dyrektorkę monopolu w Z. Musiałem ją przepraszać”- była to reakcja mojego jedynego wydawcy (ach, cieszę się że w ogóle ktoś mnie wydaje) na krytykę praktyk tamtejszego komunalnego monopolu, który w mojej opinii zarżnął lokalny rynek fatalna ofertą powodując odpływ klientów  i powinien być rozbity na kilka konkurujących ze sobą przedsiębiorstw prywatnych. Wydawca zaś utrzymuje swój portal z reklam dostawców tych monopoli.
W wielu branżach nie mam czego szukać. Opublikowanie tekstu gospodarczego (np. na temat żeglugi morskiej i portów morskich) jest niemożliwością. Okazuje się bowiem że każdy walczy o swoje. Redaktorzy często nie dopuszczą tekstów innych, bardziej kompetentnych autorów, bo sami zarabiają na doradztwie i konsultingu w danej branży. Nie na rękę im ktoś kto ma wiedzę większą niż oni sami. Albo wręcz są powiązani z wiszącą na państwowym pasku sitwą takimi branżami rządzącą.
Są w Polsce konserwatywne czasopisma gospodarcze, w których piszą obrońcy status-quo, zwolennicy państwowych monopoli, przeciwnicy reform które gdzie indziej były ogromnym sukcesem gospodarczym. Ale gdzie są czasopisma w których może opublikować zwolennik reform gospodarczych? Mam, ależ owszem, znajomych w redakcjach branżowych gazet, mogę coś opublikować w niszowej gazecie, nie dostając żadnego honorarium. Mogę wreszcie opublikować tekst w czasopiśmie naukowym, które ukaże się w kilkuset egzemplarzach.
Tymczasem nie ma nic mainstreamowego, gdzie mógłby swoje propozycje opisać zwolennik reform gospodarczych, bez bycia kumplem/kuzynem/dobrym znajomym naczelnego. Moje praktyki z redakcjami pokazują że publikują mnie tylko tam gdzie mnie znają „z pyska” (poza naukowymi). To czysty absurd.
Jakby ktoś chciał pomóc temu krajowi, i jeszcze na tym zarobić, to może wydać czasopismo gospodarcze, nie będące za etatyzmem, za monopolami państwowymi. Bo ekonomiści którzy chcieliby coś opublikować „dla szarego człowieka” po prostu nie mają gdzie tego zrobić. Są, owszem, odpowiedniki dawnych bibuł, do dziś odbijane na ksero (jedyna niezależna gazeta w jednej z branż), i kilka znajomych redakcji marginalnych czasopism o nakładzie lub liczbie odwiedzin na stronie w granicach kilkuset. Poza tym nie ma prawie nic. W Polsce na rynku wydawniczym wygrali etatyści, wygrali wrogowie wolności gospodarczej.  

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka