rewident rewident
917
BLOG

Kibice pomagają Tuskowi

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 4

Najwyraźniej kibice Legii i Lecha postanowili pomóc rządzącej koalicji ukryć jej budżetowe plany na 2012 rok. Burda, którą wszczeli na stadionie w Bydgoszczy została wykorzystana przez Tuska do odwrócenia uwagi wyborców od istotnych spraw kraju i odegrania PR-owskiej szopki polegającej na epatowaniu rodaków „marsową” twarzą zdeterminowanego politycznego lidera. Wprawdzie zamknięcie stadionów pozbawi Legię, czyli koncern medialny ITI, pewnej kwoty ze sprzedaży biletów, jednak ryzyko eskalacji jest tutaj niewielkie, zważywszy na strumień pieniędzy podatników przekierowywany z budżetu Warszawy na budowę stadionu Legii przez rządzących tym miastem peowskich dygnitarzy. Mozemy być pewni, ze „przyjaciele Wajdy z TVN” pozostaną „przyjaciółmi Wajdy”, a stacja utrzyma ochronny parasol nad rządzącą partią.

Elektorat jednak ma prawo wiedzieć co się z nim stanie po wyborach, a konkretnie i po prostacku, czy będzie miał co do garnka włożyć. A patrząc na ambitne cele polityki fiskalnej tandemu Tusk/Rostowski, można mieć co do tego duże wątpliwości. W 2010 roku, przy sprzyjających warunkach zewnętrznych, w okresie dynamicznego wzrostu produkcji przemysłowej na Zachodzie, w tym w ściśle powiązanych z Polską Niemczech, elita rządząca państwem o nazwie III RP „wykręciła” 110 miliardów złotych polskich deficytu. Stanowi to około 8% produktu krajowego brutto. Sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej gdyby nie 7,5 miliarda złotych zagarnięte z Funduszu Rezerwy Demograficznej i 22,2 miliarda pozyskane z prywatyzacji czyli wyprzedaży rentownych państwowych aktywów oraz – w wersji soft - wyciskania gotówki ze spółek Skarbu Państwa.
Gdyby radosna kamanda nie zrealizowała tych ekstra 30 miliardów złotych „przychodów” deficyt finansów publicznych w 2010 roku osiągnąłby poziom 140 miliardów złotych, co stanowi 10% PKB. W praktyce oznacza to utratę kontroli nad finansami państwa i wejście w spiralę zadłużenia albo drastyczne cięcia wydatków czyli recesję. Oczywiście przeciętny zjadacz chleba nie dowie się o tych zagrożeniach, bo mogłoby to zmienić wynik najbliższych wyborów na niekorzystny dla rządzącego Polską establishmentu. Mozemy tylko usłyszeć tu i ówdzie, że to wszystko to „wina PiS”, który obniżył składkę rentową i stawki PIT, co zdaniem redaktorów Gazety Wyborczej prowadzi zawsze do spadku wpływów budżetowych.
Zostawmy jednak analfabetów ekonomicznych samym sobie i wróćmy do planów fiskalnych rządu premiera Tuska. Najwyraźniej podtulił on ogon pod siebie i pokornie realizuje wytyczne Unii Europejskiej, które są oczywiście skoordynowane z wymaganiami wierzycieli naszego kraju. Można je streścić w jeden sposób: cięcia realnych wydatków, cięcia realnych płac szeroko rozumianej sfery budżetowej oraz cięcia inwestycji. Celem jest obniżenie rzeczonego deficytu do poziomu 3% PKB w ciągu 24 miesięcy, a więc zmniejszenie wydatków państwa netto o około 70 miliardów złotych. Znacznie przyczyni się do tego tak zwana „reguła wydatkowa”, którą tak chełpił się minister Rostowski informując szerokie gremia o swoich planach obniżenia deficytu finansów publicznych.
Pewna część tej kwoty zostanie pozyskana w ramach przejadania pieniędzy, które naiwni obywatele odkładali na emerytury z OFE (około 20 miliardów), reszta zostanie zrealizowana poprzez podwyżkę realnych podatków (VAT, Akcyza), czyli podwyżki cen. Idąc dalej, będziemy mieli zamrożenie płac czyli ich realne obniżenie. Zwróćmy uwagę, że odczuwana przez większość obywateli inflacja wynosi nie gusowskie 4,5%, a 8-10%, bo taka jest rzeczywista skala podwyżek cen żywności i nośników energii. Zamrożenie płac zatem będzie niezwykle dotkliwe społecznie i wpłynie na znaczne obniżenie standardu życia.
Kolejną ofiarą rządów kolaicji PO-PSL będzie infrastruktura. Tutaj prawdziwa zapaść zacznie się w 2013 roku, a rok 2012 będzie okresem wygasania inwestycji związanych z mistrzostwami Europy w piłce kopanej. Swoją drogą, koncentracja wysiłku aparatu państwowego na przygotowanie kraju do turnieju, w którym reprezentacja Polski zapewne się skompromituje, jest już samo w sobie kuriozum na skalę światową. Jednak jeszcze gorsze wydaje się przyjęcie perspektywy, że po Euro „choćby potop” i brak jakiegokolwiek długofalowego planu rozwoju gospodarki.
Tak więc, przedstawicieli sfery budżetowej, która przez ostatnie 3-4 lata była zajęta grilowaniem i narzekaniem na „strasznego Kaczora”, czeka bardzo niemiła niespodzianka. Co ważniejsze opisane wyżej działania rządu nie naprawią w żaden sposób finansów publicznych. Zapewnią one tylko większy komfort działania kredytującym nas instytucjom finansowym, które uzyskają pewność, że wypracowane przez polską gospodarkę środki nie zostaną przeznaczone na szkoły, żłobki czy szpitale, tylko na spłatę odsetek. Znajdziemy się w sytuacji dłużnika, który w praktyce pracuje tylko na spłatę długu, zarabiając za mało, by żyć i za dużo, aby umrzeć. Tak właśnie kończą się rządy „Partii Miłości” i kłamliwego PR wspierane przez koalicję lewicowo-liberalnych mediów. A kibice? Cóż, na nich zawsze będzie można zwalić część winy...
rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka