rewident rewident
287
BLOG

Co tam panie w "Polityce"? - nr 38 (2875)

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 0

 

W ostatnim numerze Polityki publicyści tego skądinąd poczytnego Tygodnika stają na głowie, aby osłonić władzę kompromitowaną falą zalewających Polskę afer. Mariusz Janicki twierdzi autorytatywnie, że „prowokacja wobec sędziego z Gdańska pokazała przede wszystkim słabość człowieka, nie systemu”. Można powiedzieć, ze prowokator miał niezwykłe szczęście, bo po jednym telefonie od razu udało mu się ustrzelić uległego sędziego. Argument Janickiego przeczy zdrowemu rozsądkowi i zasadom rachunku prawdopodobieństwa. Ktoś nawet słabo poinformowany w realiach polskiej polityki i szemranych układów, może wywnioskować, że takich „słabych punktów” jest w naszym wymiarze sprawiedliwości gdzieś między 30 a 70%. A to już jest chyba problem systemowy.

Janicki właściwie przeczy sobie sam, bo przyznaje, że jakieś 20% (jak on to wyliczył?) kariery sędziego zależy od czynników politycznych. Czyli publicysta polityki przyznaje, że nasze sądownictwo jest niezawisłe w 80%. Przypomina to trochę „rybę drugiej świeżości” z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa albo powiedzenie, że ktoś jest „trochę w ciąży”.

Oczywiście, winni też się znajdą. Są nimi politycy PiS Czarnecki i Hofman. Pierwszy cieszy się, że sąd w Budapeszcie skazał byłego komunistycznego szefa MSW i jednocześnie ubolewa, że w Polsce to się nie udało. Hofman z kolei narzeka, że władza nie potrafi wsadzić do więzienia gangsterów z Pruszkowa. Dla Janickiego to dowód na to, obydwaj chcą ręcznie sterować sądem. Zapomina jednak (a raczej celowo manipuluje faktami), że Czarneckiego i Hofmana nikt nie złapał na poufnych rozmowach z sędzią sądu okręgowego, a ich wypowiedzi to uprawniony element krytyki władzy.

Nie byłoby jednak skutecznej obrony władzy bez nieocenionego redaktora Żakowskiego. Ten stara się nas przekonać, ze reformy może i są potrzebne, ale trzeba z nimi uważać. Powoli i ostrożnie, bez jakichś wielkich projektów. Wspomina cztery wielkie reformy rządu Buzka/Balcerowicza i stwierdza, że kolejne rządy musiały ponosić ich fatalne konsekwencje. Żakowski pisze: „Nawet kiedy OFE ryły dziurę w finansach publicznych, autorzy komentowali krytyczne uwagi jako próbę powrotu do PRL”. Publicysta świadomie pomija fakt, że za rządów PiS to „rycie” nie było problemem, a deficyt finansów publicznych spadał w relacji do PKB. To rządy PO-PSL wspierane zresztą przez tygodnik Polityka (słynne: ”Tusku musisz”) doprowadziły finanse Polski do ruiny pomimo dobrej koniunktury i dostępności olbrzymich środków europejskich. Problemem OFE był transfer opłat za zarządzanie za granicę oraz ich struktura kapitałowa będąca konsekwencją prywatyzacji banków. Żakowski zresztą nie zająknął się o tym ani słowem. Dziś dmie w trąbę ministra Rostowskiego, który ma na swoim koncie „uzusowienie” czytaj „obniżenie” polskich emerytur oraz roztrwonienie środków zgromadzonych na czarną godzinę w Funduszu Rezerwy Demograficznej.

Odnośnie reformy służby zdrowia czytamy dalej: ”PiS, którego kamieniem filozoficznym była wymuszona represjami dyscyplina uznał, że problemem jest nieuczciwość lekarzy, i wysłał Ziobrę oraz CBA żeby ich zastraszyć”. I znowu prymitywna manipulacja. CBA wypełniało swoje obowiązki, a doktor G, bo to o niego tu chodzi, miał sporo za uszami. Żakowski przemilcza fakt ostatniego skandalicznego odwołania krajowego konsultanta do spraw okulistyki, który najprawdopodobniej wyleciał z pracy w oparciu o dęte zarzuty. Okazało sie, ze jego stanowisko zajął protegowany Platformy Obywatelskiej. Doprawdy, dlaczego „Polityka” nic o tym nie pisze? Teraz już nie ma ryzyka „dyktatury” i „państwa autorytarnego”?

Mamy tutaj jeszcze kolejny ciekawy passus: ”Nikt na przykład nie wie o co konkretnie chodzi w powracającej idei reformy finansów publicznych. Kiedyś wydawało się, że chodzi głównie o budżet zadaniowy, jaki mają m.in. Niemcy. Wiele osób z entuzjazmem o nim opowiadało. Gdy jednak rząd zaczął go częściowo wprowadzać, zapadło milczenie. Jako wielka idea porywał. Jako konkret okazał się trudny i nużący, więc stracił popularność. Rząd też się zniechęcił.” My też się powoli „zniechęcamy” czytając takie nonsensy, panie redaktorze Żakowski. Po pierwsze - „nikt” to może „nie wie o co chodzi” w reformie finansów publicznych w redakcji „Polityki”. Światli ludzie rozumieją, że jest to poprawa funkcjonowania państwa, redukcja administracji i biurokracji oraz obniżenie kosztów dla podatnika. Jak rozumiem, rząd przestraszył się „milczenia, które zapadło” i zatrzymał pracę nad tą reformą. A może jednak chodziło o to, żeby wyrzucić do kosza projekt Zyty Gilowskiej (Żakowski wtedy milczał na ten temat) i rozpocząć proces kupowania głosów wyborców poprzez zatrudnianie potulnych wobec władzy urzędników. A taki proceder z pewnością przeczy założeniom każdej reformy finansów.

Na koniec mamy oczywiście rytualne przypomnienie, że tak naprawdę to za wszystko odpowiada PiS: ”A potem – (...) będzie można usiąść z opozycją, która chyba trochę się uspokaja żeby (jak to robią ci, którzy radzą sobie najlepiej) spokojnie, krok po kroku i szczegół po szczególe zaprojektować zmiany, jakich nam rzeczywiście potrzeba”. Śmiejemy się do rozpuku, choć nie powinniśmy. Po 5 latach rządów Platformy Obywatelskiej zabieramy się do pracy. No tak, ale to przecież PiS nam przeszkadzał. To jego wina.

Wsparcie dla rządu jest jednak potrzebne nie tylko w obszarze polityki wewnętrznej. Po ostatnich apelach i hołdach złożonych Niemcom przez ministra Sikorskiego potrzebny jest odzew „niezależnej” prasy. W „Polityce” znajdujemy esej Adama Krzemińskiego, którego tytuł jest już manipulacją: „Czy Niemcy utrzymają Europę?”. Czytamy w nim: „I wreszcie – czy Niemcy gotowi są płacić za zjednoczenie Europy tak, jak płacili na zjednoczenie Niemiec? Nie, ponieważ przekonali się, że zasypywanie zacofanego gospodarczo regionu pieniędzmi niewiele daje. Ponad ćwierć wieku po zjednoczenie nowe landy, była NRD, gospodarczo nadal nie stoją na własnych nogach. Właśnie dlatego Niemcy od południowych krajów strefy euro domagają się innych modeli niż słynny model transferowy z 1990 r., przede wszystkim żądają odpowiedzialności i dyscypliny finansowej. To nie znaczy, że nie chcą płacić na Europę. Rzecz w tym, by najsilniejsza gospodarka UE nie została wycieńczona przez niewydajny system”. Co ciekawe, pomimo tego, że się „przekonali” to dalej sypią euro w ten worek bez dna. Niemcy chyba oszaleli. A może, panie redaktorze Krzemiński, Niemcy dotują swoje wschodnie landy z przyczyn patriotycznych, kierowani poczuciem wspólnoty narodowej? I z tych samych powodów niechętnie będą finansować zagranicę?

Ten cały cytat zresztą pokazuje skalę ignorancji euroentuzjastów. Niemcy nie płacą na Europę dla przyjemności, tylko dlatego, że obecny układ sprzyja realizacji ich interesów narodowych. Wciągnięcie słabszych gospodarek południa do strefy euro sprzyja niemieckiej gospodarce. Po prostu Hiszpania czy Grecja nie mogą zdewaluować swoich narodowych walut i powstrzymać niemieckiego eksportu. Dlatego też Niemcy grają bardzo nieczysto. Z jednej strony podtrzymują system, który buduje ich potęgę kosztem wyrzeczeń południa Europy, a z drugiej oskarżają to południe o marnotrawstwo i rozrzutność.

Nasz zachodni sąsiad ostrzy sobie zresztą ząbki również na nas. Redaktor Krzemiński jest na posterunku i peroruje dalej: ”Są oczywiście racjonalne powody by dziś nie wchodzić do strefy (euro) i żywić nieufność wobec tzw. unii bankowej, ale pozostając poza ściśle integrującym się eurolandem Polska może w Brukseli stracić wpływ na budżet UE w latach 2012-2020, ponieważ Wielka Brytania, Niemcy i Holandia są przeciwne są zwiększaniu wydatków, a Francja domaga się cięć, choć nie pieniędzy na rolnictwo.”

Ten fragment tekstu jest autokompromitacją autora. Skoro Wielka Brytania pozostając poza strefą euro ma wpływ na budżet UE to dlaczego Polska ma takowego wpływu nie mieć? Co ma piernik do wiatraka? Krzemiński zapomniał, że wyspiarze zostali poza strefą euro, co uchroniło ich przed płaceniem dziesiątków miliardów euro na pomoc dla bankrutującego południa. Ktoś kiedyś wyliczył, że jeśli Polska byłaby w strefie euro to musielibyśmy wyasygnować jakieś 4 miliardy euro na samą pomoc dla Grecji. Rozumiemy teraz dlaczego Niemcy nas chcą zaprosić do tej zabawy? Chodzi o to, a by za pieniądze biednego polskiego podatnika utrzymać jak najdłuzej przy życiu bardzo korzystny dla Niemców układ.

Skąd publicysta wytrzasnął tezę o „ściśle integrującym się eurolandzie”. Przecież ta struktura na naszych oczach się rozpada. Jest utrzymywana sztucznie z powodów, o których napisałem powyżej. Po co wchodzić do czegoś, co zaraz przestanie istnieć?

Przekonanie, że po wejściu do „ekskluzywnego klubu” Polska będzie znaczyć w Unii Europejskiej więcej niż teraz jest śmieszne i naiwne. To trochę tak, jakby robotnik z linii produkcyjnej, którego prezes zarządu firmy zaprosił na urodziny dla tysiąca osób, miał nadzieję, że dostanie podwyżkę i zyska na znaczeniu w swoim miejscu pracy. W finansach i polityce realnej liczy się potencjał gospodarczy kraju, a ten w przypadku Polski jest żałośnie mały. I tak właśnie jesteśmy i będziemy postrzegani przez bogaty Zachód.

Krzemiński zresztą nie kryje o co chodzi w tej całej grze. „Spekulacje wokół osoby Donalda Tuska jako przyszłego „premiera Europy”, czyli szefa europejskiej Komisji, oddają jakoś ten nastrój wyczekiwania i gotowości na aktywną rolę Polski. Sami Niemcy Europy nie utrzymają” No pewnie, że nie dadzą rady. Dlatego „Polityka” rusza im z pomocą i urabia „inteligencką” część opinii publicznej w Polsce. Może od razu opodatkować Polaków jakąś daniną na rzecz strefy euro? Tak, aby już dziś zyskali to przekonanie jak wiele znaczą w cywilizowanym świecie.

Na koniec, rzecz znamienna. „Polityka” udostępnia swoje łamy Jakubowi Wojewódzkiemu, który ma w niej stałą niby-satyryczną rubrykę. Ten sam tygodnik walczy zaciekle o „prawa” kobiet w polskim życiu publicznym oraz aktywnie wspiera feminizm. Jak to można pogodzić z zachowaniem celebryty, który te kobiety publicznie upokarza i traktuje jak ozdobę do swojego sportowego samochodu. Czy to jest tylko głupota czy cyniczna pogoń za zyskiem. Kto odpowie na to trudne pytanie?

 

rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka