Rafał Gołębiowski Rafał Gołębiowski
178
BLOG

Sylwestrowy zawrót głowy

Rafał Gołębiowski Rafał Gołębiowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

No i mamy sylwestra. Dla niektórych upragniony i długo wyczekiwany, a dla innych po prostu normalny dzień jak co dzień. Moja koleżanka powtarza co roku, że ona nie rozumie tego całego sylwestrowego zamieszania. Normalna noc, tyle tylko, że o północy, ludzie z niezrozumiałych powodów wykazują trochę więcej radości niż zazwyczaj.

Sylwestra spędzam zwykle ze znajomymi na tzw. prywatkach. Na żadne bale i tego typu zawody nie chodzę, ponieważ jakoś specjalnie nigdy nie było mi po drodze. Za to u kogoś (albo u mnie) w domu, jak najbardziej tak! Jako stały bywalec tego typu sylwestrowych hulanek, zauważyłem pewien schemat, który to na prywatkach noworocznych powtarza się za każdym razem. Całą imprezę podzielić można na kilka faz:

Faza pierwsza: zapoznawczo – segregująca

Następuje zwykle w pierwszej godzinie imprezowania. Wszyscy goście wzajemnie się poznają i dzielą najczęściej na dwie, nieformalne grupy: ekipę „pokojową” (to ci, którzy przeważnie okupują największy pokój, tańczą nieprzerwanie i innych to podskoków tanecznych nieustannie namawiają) oraz ekipę „kuchenną” (czyli goście, którzy większość czasu spędzają w kuchni, prowadząc poważne o życiu rozmowy).

Faza druga: polewająco – wstawienna
Większość gości jest już po tzw. pierwszym łyku (a niektórzy nawet już po drugim, albo trzecim). W tym momencie, często występuje wymieszanie ekipy „kuchennej” z „pokojową”. Zdarza się, że kilku „kuchniarzy”, po spożyciu niemałej już ilości płynów rozweselających, przychodzi do pokoju. Natomiast niektórzy, zmęczeni podskokami „pokojowcy”, idą odpocząć do kuchni.

Faza trzecia: nerwowo – wyczekująca

Wszyscy nerwowo zaczynają spoglądać na zegarek, co by przypadkiem północy nie przegapić. Zarówno w kuchni, jak i w pokoju trwają gorączkowe przygotowania do kulminacyjnego momentu. Kilka lat temu, zawsze jakieś 20 min. przed nadejściem Nowego Roku, włączany był w pokoju telewizor. Obecnie, przeważnie tego się już nie praktykuje.

Faza czwarta: szampańsko – podwórkowa
Tuż przed godz. 0:00 wszyscy chwytają butelki z szampanem i wybiegają przed blok (lub przed dom - zależy gdzie się impreza odbywa). Chociaż ostatnio to się zmienia i teraz modne stało się wychodzenie na balkon lub na taras. Następuje radosne odliczanie, polewanie i składanie życzeń noworocznych. Niestety, niektórzy nie wytrzymują tempa narzuconego w fazie drugiej i fajerwerków z fazy czwartej zobaczyć już nie mogą. Bardziej koleżeńscy towarzysze zabawy, nagrywają więc te całe kanonady na swoje komórki, żeby „odpadnięci” na drugi dzień zobaczyć mogli, co stracili.

Faza piąta: noworocznie – zamulająca

Po powrocie do mieszkania, następuje pewnego rodzaju odprężenie. Najważniejszy moment mamy już za sobą. Powiększa się zdecydowanie ekipa „pokojowców”. Z reguły jest to kulminacyjny moment zabawy. Najlepsze podskoki, wygibasy i figury taneczne udają się właśnie wtedy. Jest to również faza bardzo męcząca, dlatego też, część imprezowiczów popada w tzw. zamulenie.  

Faza szósta: poranno – rozchodząca
Do tego momentu dochodzą tylko najwytrwalsi. Trzeba być nie lada zawodnikiem, żeby o poranku grzecznie się pożegnać i wyjść na pierwszy (nie nocny już) autobus. Najbardziej zdumiewają mnie zatwardziali „kuchniarze”, którzy aż do fazy szóstej, nieustannie, poważnie w kuchni o życiu rozmawiają. 

Faza siódma: O rety! Jak mnie boli głowa!
Zazwyczaj nie omija nikogo. Jest to przeważnie pierwsza myśl po przebudzeniu w Nowym Roku.

Tak mniej więcej najczęściej to wygląda. Oczywiście nie wszyscy przechodzą przez te wszystkie fazy. Znam takich, którym zdarzyło się z drugiej przeskoczyć od razu do siódmej! Niby szybko i gładko wszystko poszło, ale już niekoniecznie potem bezboleśnie. Poza tym, zbyt dużo jest do stracenia. Dlatego nie polecam.

Życzę państwu udanego sylwestra i dotrwania do co najmniej fazy czwartej, aby chociaż te fajerwerki na niebie (a nie potem na zdjęciach w telefonie) zobaczyć.

Dziennikarz, felietonista. Prywatnie – autor tekstów piosenek, kompozytor, a także gitarzysta w amatorskim zespole rockowym. W przeszłości chciał zostać listonoszem, poganiaczem bydła lub otworzyć własny skup butelek. Tymczasem, został jednak… magistrem. Trochę podróżuje. Bywał na Bałkanach. W Meksyku szukał śladów Pierzastego Węża. Nadal czegoś szuka. Lubi wschody i zachody słońca oraz wiatr.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo