Jak donosi Wyborcza w Miasteczku Wilanów, dzielnicy uważanej w pewnych kręgach za symbol „lemingozy”, pojawił się pomysł upamiętnienia tego zwierzaczka poprzez nadanie jednemu z rond jego imienia.
"Rondo leminga"? Moim zdaniem pomysł jest zupełnie do rzeczy. Sympatycznie autoironiczny i wprowadzający zdrowy dystans, którego tak brakuje w politycznej codzienności.
Jeden z mieszkańców Pól Wilanowskich zaproponował nawet, aby
„zebrać też pieniądze na ustawienie na rondku statuetki gryzonia. - Leming to niewielkie stworzonko, więc metrowy słupek z nim byłby wystarczający”
I tu, pomyślałem, wysoko postawił poprzeczkę zwolennikom tzw. prawicy. Bo owszem, można w jakimś innym miejscu stworzyć np. "Rondo pisiorka".
Ale już statuetka "pisiorka" mogłaby budzić duże kontrowersje...