Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer
343
BLOG

Narodowy w nazwie, prowincja w działaniu

Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer Polityka Obserwuj notkę 1

Kiedy świat jest już jedną nogą w dwudziestym drugim wieku, my wciąż w dziewiętnastym. Świat skacze z czterdziestu kilometrów na spadochronie i jego człowiek ląduje w miejscu dokładnie zaznaczonym, wielkim jak bilonowa jednozłotówka. To było zresztą pasjonujące widowisko, kiedy Baumgartner postawił stopy na obrzeżu kapsuły mając pod sobą czterdziesto kilometrową przepaść i skoczył, jakby do basenu  z dwóch metrów. Filmowany od startu do zakończenia wyprawy (to kolejne dziwowisko!) czuł się zapewne jak bohater, bo też było bohaterstwem wykonać taki skok. Przekroczono kolejną barierę wszystkiego -  ludzkiej odwagi, ludzkiej mądrości , aby nie powiedzieć geniuszu, pomysłowości i innowacji. Wydawać by się mogło, że nie ma już na tym świecie rzeczy niemożliwej do przeprowadzenia przez człowieka, a przecież jeszcze tyle nieodkrytości przed nami. Tyle rzeczy nieznanych, może i jakiś ląd tajemny ktoś odkryje w najbliższym czasie? Dość na tym, że te czterdzieści kilometrów do góry, to kolejna niemożliwość, która na naszych oczach stała się możliwością.
   A w Warszawie, stolicy bądź co bądź sporego i znaczącego kraju w Europie,  działacze piłkarscy, Lato z Listkiewiczem i Kręciną, Boniek z Koseckim i z paru jeszcze innymi piłkarskimi tuzami,  nie radzą sobie z zaciągnięciem dachu nad stadionem. Sądzę, że gdyby zwrócić się do Walcowej, to nawet ona by tego dokonała, choć to prosta kobiecina mimo, że z doktorskim tytułem. Warszawa pokpiła sprawę, wstyd poszedł w świat i będzie o nim głośno. Bo mieliśmy  w środę grać z Anglią, jedną z najlepszych piłkarskich drużyn w świecie, a nie  z jakimś nic nie znaczącym odrzutkiem  z piłkarskiej łączki. Pokpili sprawę chłopcy z piłkarskiej centrali, co choć zarabiają tam krocie, to jednak sapiencii w nich tyle, jakby byli na zasiłku.
   Niepojęte to dla mnie, już pal sześć te ogromne kwoty, jakie wydano na organizacje widowiska, na telewizyjną transmisje, na te gigantyczne zapewne korki w Warszawie, nie mówiąc już o ludzkim zawiedzeniu. Usiadły miliony widzów przed telewizorami, na stolikach butelki, zagrycha i mineralna - a tu nic. A żeby was porąbało, was, te wszystkie laty z kręcinami i tymi wszystkimi zadufkami, którzy z piłki czerpią miliony,  w zamian dając tak nie wiele. Ci prowincjonalni mędrcy stołeczni i ich pomagiery powinny sobie strzelić w łeb, bo taki był w przedwojennej Polsce honor ludzi, którzy ze swojej winy pokpili sprawę i podpadli bliźnim
   Nie wiem, mecz ma być dziś rozegrany, ale to wszystko ma się nijak do pewnych zobowiązań, jakie zaciągnęli piłkarscy działacze wobec Polski. Tak, nie przesadzam - wobec Polski. Bo piłka to już nie sam nadmuchiwany balon futbolski, nie tylko trawa na boisku i ogromne pieniądze piłkarzy, działaczy i tych wszystkich co wokół - piłka to dziś narodowy sport, gigantyczna forsa, prestiż światowy, sława albo wręcz przeciwnie - dyshonor i klapa. Niestety, dla Polski pozostało to drugie. Także zasiadłem wygodnie w fotelu z mineralną w dłoni, w domu pogasiłem światła, odebrałem domownikom ostre narzędzia (to plagiat z Gałczyńskiego), wyłączyłem telefony, drzwi wejściowe zasunąłem zasuwą, a tu masz!
   A wystarczyło zapewne tylko guzik nacisnąć, wcześniej naradzić się z Władkiem, Staszkiem i Zenkiem i zasunąć dach, ustawiony kosztem milinów złotych moich, twoich, naszych. Narodowy w nazwie, prowincjonalny w działaniu. Słucham w tej chwili w radiu, że murawa stadionu, w tym wszystkim przecież najważniejsza, spełnia wszystkie surowe rygory międzynarodowe. Tak, widzieliśmy i trawę nasiąkniętą do granic możliwości, i rygory, i beznadziejność organizatorów. Sparafrazuję  za Marszałkiem, choć nie powinno się tak wielkich ludzi przywoływać z racji tak małych. Ale niech tam - kury wam wyprowadzać szczać panowie, a nie zabierać się do wielkich rzeczy.. Miałem wpaść do Jacka na mecz, to czasem dobrze wspólnie oglądać wielkie widowisko. Nie było Jacka, nie było widowiska, była polska szarość, którą jedynie dzisiejsze piękne słońce październikowe może przykryć.
   Ponieważ działacze piłkarscy mieli i mają nadal wszystkie widownie świata gdzieś (choć dzięki nam wszystkim oni nieźle egzystują), powinny wszystkie widownie świata zgromadzić się w jednym miejscu i wyrazić swój osąd o nich samych. O piłce - zwłaszcza tej polskiej -  i dać odpór tym mądralichom, co to brać to biorą, ale dać, to już nie dają.
   Kiedyś krakowskie Błonia były zasobnikiem, z którego brało się chłopaków do drużyny. Dziś tam piłkarzy w ogóle, dziś jedynie spacerowicze, jakieś samolociki na uwięzi i tabuny psów pozostawiających po sobie kupy, których oczywiście nikt nie sprząta. Jest projekt rewitalizacji (to modne dziś słowo) Błoń i całego przyległego terenu, ale o tym się tylko mówi, jeszcze nikt nie wbił tam ani jednej łopaty.
   A jak wyglądają przyległe tereny sportowe dawnej Cracovii... Jeden z najlepszych kiedyś w Polsce stadionów lekkoatletycznych, piękne pływalnie, tereny rekreacyjne - szkoda mówić. Jakby powiedział poeta - ruja i poróbstwo.
   No to życzę państwu spokojnych i miłych dni.
P.S. Panie Jurku,  dziękuję za czytelnictwo i pozdrowienia, przesyłam wzajemne.

Zapiski z Krakowa, ale nie tylko. Jest także o Polsce, o świecie, o przyrodzie, górach i o nartach. Pisane na gorąco, a wydawcą jest mój przyjaciel, Jacek Nowak.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka