rolikman rolikman
743
BLOG

Zapomnij o Alzheimerze!

rolikman rolikman Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

21 pierwszego września, jak co roku, obchodziliśmy uroczyście Światowy Dzień Choroby Alzheimera, i tak się akurat dobrze złożyło, że w trzy tygodnie później ukazała się w Niemczech książka Cornelii Stolze Zapomnij o Alzheimerze! Prawda o chorobie, która nie jest chorobą (Vergiss Alzheimer!Die Wahrheit über die Krankheit, die keine ist). Wydało ją znane wydawnictwo Kiepenheuer & Witsch z Kolonii. Autorka, Cornelia Stolze, z wykształcenia biolog, współpracowała z takimi czasopismami  jak  „Die Zeit”, „Stern” „Süddeutsche Zeitung“, „Spiegel”, „Financial Times Deutschland“  i „Geo”. Była redaktorką ds. naukowych w „Berliner Zeitung“ i „Die Woche“ oraz referentką prasową w różnych instytucjach naukowych jak Max-Delbrück-Zentrum für Molekulare Medizin w Berlinie i Max-Planck-Institut für Biochemie. Opublikowała kilka  książek popularno-naukowych; główne obszary jej zainteresowania to medycyna, biologia, biotechnologia, genetyka i psychologia, polityka naukowa.

Książka Zapomnij o Alzheimerze! spotkała się z pewnym zainteresowaniem niemieckich mediów – m.in. tygodnik „Wirtschaftswoche” zorganizował debatę pomiędzy autorką a profesorem Konradem Beyreutherem, koryfeuszem  badań nad „chorobą Alzheimera”, wieloletnim dyrektorem – do czasu przejścia na emeryturę – Centrum Biologii Molekularnej na Uniwersytecie w Heidelbergu. I, łagodnie mówiąc, profesor  Beyreuther nie wypadł w niej najlepiej.

Stolze przypomina, że pod koniec lat 80. ubiegłego wieku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała „chorobę Alzheimera” za „jeden z największych problemów medycznych współczesnego świata”, media rozpisywały się o „epidemii, która rozszerza się niepowstrzymanie w zachodnich krajach przemysłowych”. Wspomniany wyżej prof. Konrad Beyreuther ostrzegał, że „Alzheimer” zostanie „top-killerem” w świecie zachodnim. Niczym czwarty jeździec Apokalipsy „Morbus Alzheimer” wyłonił się z ciemności, zamierzając – w istnym  tour de force – prześcignąć  starych towarzyszy: raka, zawał, arteriosklerozę. Temat stał się wszechobecny w mediach, zagościł w powieściach, filmach, serialach, w gazetach straszono globalną epidemią, która przyczyni się do zbiednienia całych społeczeństw i sparaliżuje systemy opieki zdrowotnej (zapewne ukryta sugestia, że „ministerstwa chorób”, aby tego paraliżu uniknąć, powinny wydać więcej pieniędzy na refundowane leki). Pisano o tykającej bombie zegarowej podłożonej pod starzejące się społeczeństwa zachodnie, w których, co oczywiste rośnie liczba przypadków demencji. Ten demograficzny trend stanowi społeczny kontekst  kampanii alzheimerowskiej, trafiającej w czuły nerw społeczeństw, w których  ludzie starzy są z jednej strony przedmiotem opieki ze strony rządów i innych instytucji publicznych, a z drugiej istotnym składnikiem elektoratów wszystkich partii (mają dużo czasu  na chodzenie na wybory).

„Alzheimer” stał się dźwiękiem budzącym przerażenie, skoncentrowały się w nim jak w – nomen omen - pigułce wszystkie lęki wiążące się ze starzeniem: lęk przed słabością i bezsilnością, przed utratą kontroli nad swoim umysłem, ciałem i życiem,  przed samotnością, izolacją,  przed utratą miłości oraz  tego, co nam zostaje przy końcu życia – własnego „ja” i poczucia wewnętrznej godności. Te lęki nasilają się pod wpływem paniki, jaką sieją wielkie organizacje typu Alzheimers’s Disease International, czyli, zdaniem Cornelii Stolze, najzwyczajniejsi w świecie  lobbyści przemysłu farmaceutycznego, krzyczące ile sił w płucach,  że liczba chorych na demencję (w potocznym i medialnym przekazie utożsamianej z „chorobą Alzheimera”) z 36 milionów ludzi wzrośnie w 2050 do 115 milionów.

Dlatego wielu starych ludzi z wdzięcznością przyjmie książkę Cornelii Stolze, której zasadnicza teza  brzmi: coś takiego jak „choroba Alzheimera” czyli „nieodwracalny proces neurozwyrodnieniowy, u podłoża którego leżą zanik neuronów oraz odkładanie się w mózgu patologicznych złogów białkowych” powodujące jak się dziś uważa większość przypadków otępienia (demencji) - według niektórych szacunków nawet 50%, a u chorych powyżej 70 roku życia ok. 70% - w ogóle nie istnieje.  Do dziś nikt nie dostarczył prawdziwego diagnostycznego dowodu na istnienie „choroby Alzheimera”. Nie można rozpoznać „Alzheimera” po objawach klinicznych. Nikt nie wie, czym jest choroba Alzheimera. Po dziesięcioleciach intensywnych badań nie można tej rzekomej choroby jednoznacznie zdiagnozować. Na temat cech i przyczyn choroby krążą najróżniejsze teorie. Nie tylko różne szkoły mają odmienne zdanie, ale zdarza się, że badacze sami sobie, w swoich publikacjach, wywiadach i innych publicznych wystąpieniach, zaprzeczają. Najczęściej wskazuje się na obecność płytek proteinowych beta-amyloidowych w mózgu, które ponad 100 lat temu Alois Alzheimer odkrył u swojej pacjentki  Auguste Deter,  ale nie jest to kliniczna diagnoza choroby, lecz proces, który  „prowadzi do choroby Alzheimera”. Nie ma na to jednak żadnego naukowego dowodu, przeciwnie, od dawna wiadomo, że u około jednej trzeciej normalnie starzejących się ludzi, którzy do śmierci zachowali w pełni jasną głowę, obdukcja wykazała, że mieli w mózgu tyle płytek proteinowych beta-amyloidowych, że powinni chorować „na Alzheimera”. I odwrotnie, wielu ludzi w późnym wieku chorujących na demencję,  nie ma tych płytek. Inni badacze  przyczynę widzą w tzw.  białkach tau, a inni,  jak to zwykle bywa, kiedy nauki medyczne   nie potrafią czegoś wyjaśnić,  chwytają się  jak brzytwy wszechwyjaśniających genów.

Autorka przekonuje, że cała koncepcja wczesnego wykrywania, diagnozy i terapii „Alzheimera” stoi na glinianych nogach. Przyznał to pośrednio podczas dyskusji zorganizowanej przez „Wirtschaftswoche”, zapędzony przez nią w kozi róg,   prof. Konrad Beyreuther.  Oświadczył  co prawda, że  wciąż  wierzy w istnienie „choroby Alzheimera”, ale przyznał, że testy mające wcześnie wykrywać chorobę są niewiarygodne, że szczepionki „na Alzheimera” nie było i nie będzie, zaś dostępne na rynku leki przeciwko „Alzheimerowi”  nie działają, tzn.  nie powstrzymują biegu choroby. Jeszcze 10 lat temu prof. Beyreuther mówił coś dokładnie przeciwnego,  twierdził mianowicie, że testy dają prawie 100 procentową pewność i obiecywał, że przy pomocy lekarstw nadejście choroby da się  oddalić w czasie!  Dzisiaj już tego nie mówi.  Jest to poniekąd przyznanie się do porażki, na co prof. Beyreuther może sobie teraz, kiedy jest już na emeryturze, pozwolić.  Chyba  nawet przestraszył się własnej odwagi, bo szybko uzupełnił swoje wywody zachętą do kupowania leków przeciwko „Alzheimerowi”, które wprawdzie są nieskuteczne, ale za to poprawiają pacjentom nastrój i samopoczucie, ułatwiają bliskim i personelowi pielęgniarskiemu  obcowanie z pacjentami i obniżają koszty opieki nad chorymi.

(...)

Tomasz Gabiś

Przeczytaj cały artykuł w serwisie Nowa Debata

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie