rolikman rolikman
146
BLOG

My, partyzanci

rolikman rolikman Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Wszyscy wkoło wołają o zapewnienie naszemu krajowi bezpieczeństwa, postulują wzmocnienie armii, gdyż – jak przekonują – w naszym położeniu geopolitycznym jest to absolutnie niezbędne. Tymczasem NATO ulega erozji, Unia Europejska nikomu realnego bezpieczeństwa nie zapewni; wprawdzie chce tworzyć imperium, ale wyłącznie po to, żeby dzielić pieniądze, których jest coraz mniej. Do Polski też popłynie cieńszy strumień tzw. środków unijnych, cięcia staną się więc nieuchronne; zadłużenie rządu naszego i innych państw europejskich wystrzeliwuje w stratosferę, budżety puchną, deficyty wzrastają. Dowiadujemy się, że budowę korwety Gawron przerwano po 10 latach, ponieważ zabrakło pieniędzy, to może być znak czasu, zapowiedź tego, co czeka nasze niezbyt potężne siły zbrojne.

Kiedy coraz bardziej zadłużające się rządy staną przed wyborem „masło” czy „armaty”, wybiorą „masło”, ponieważ w demokracji byt partii i innych politycznych bractw bardziej zależy od dzielenia „masła” niż od dzielenia „armat”. Dlatego – mimo zaciekłego oporu lobby zbrojeniowego – wydatki na armie będą zmniejszane.  Być może kierunek wytycza Austria; jak przeczytałem w „Gazecie Wyborczej”, w austriackiej armii wstrzymano szkolenia czołgistów i artylerzystów. Powód? Oczywiście, oszczędności. Rzecznik austriackiego MON oświadczył, że w najbliższych latach dwie trzecie z 1150 wozów opancerzonych i czołgów zostanie sprzedanych lub pójdzie na złom, być może armia austriacka całkowicie pozbędzie się broni ciężkiej (broń pancerna, artyleria i artyleria przeciwlotnicza).

Przed atakiem atomowym i przed zmasowanymi bombardowaniami z powietrza ani sami się nie obronimy, ani nikt inny nas nie obroni, tarczy antyrakietowej nikt nad nami rozpostrzeć nie zamierza; floty wojennej zdolnej do realnych akcji wojennych nie posiadamy, lotnictwo nadaje się raczej na pokazy niż do odparcia ataku z powietrza. Korpusy ekspedycyjne? A po jakie licho nam one?  Udział w wyprawach organizowanych przez Imperium Amerykańskie jest nieopłacalny, misje oenzetowskie są całkowicie bezsensowne, bo jedynie przedłużają konflikty, a tak w ogóle ONZ do niczego już nie jest potrzebna i należałoby ją rozwiązać.

Czy w ewentualnej przyszłej wojnie dojdzie do bezpośredniej konfrontacji z wrogiem w formie bitew pancernych czy starć wielkich zgrupowań piechoty? Mało prawdopodobne.  Być może prędzej czy później, wzorem Austriaków, pozbędziemy się także broni ciężkiej, zwłaszcza, że teoretycy wojny coraz częściej mówią o takich zjawiskach jak wojny postnowoczesne (z elementami przednowoczesnymi), wojny post-clausewitzowskie, asymetryczne, nielinearne wojny „szarej strefy”, wojny bez stopni, rang, mundurów, wojny zbrojnych band plemiennych, piratów, warlords, prywatnych armii i innych nieregularnych formacji, wojny, w których nie istnieją zdefiniowane pola walki i linie frontu, wojny bez czasowych i geograficznych ograniczeń, bez stałych zasad użycia broni, bez stałych form, metod, celów, sposobów i skali walki. Wielkie a nawet średnie regularne armie z bronią pancerną i artylerią niewiele mają tu do roboty.

Trzeba zatem przejść do nowego etapu bez stałej armii w dawnym stylu, zostawiając rzecz prosta kompanię honorową, orkiestry wojskowe, kuchnie polowe, ale pamiętając jednocześnie, iż świat jest nadal pełen złych ludzi, którzy lubią napadać na innych, wdzierać się na ich terytorium, zabierać im wolność i własność.

Dlatego rozwiązanie stałej regularnej armii nie może oznaczać rozbrojenia obywateli, którzy muszą mieć możliwość samoobrony. „Chcesz pokoju, zbrój się”, to hasło nie przestało być aktualne. Chodzi przede wszystkim o „ubojowienie narodu”, czyli stopniowe rozszerzanie dostępu do broni palnej  i przygotowania do wojny partyzanckiej w razie obcego najazdu.

My Polacy dysponujemy wspaniałymi tradycjami partyzanckimi, powstańczymi, konspiracyjnymi, tradycjami pospolitego ruszenia, konfederacji, samoobrony terytorialnej itd. Do nich powinniśmy nawiązać w sytuacji braku stałej regularnej armii. Rzecz jasna, w obecnych czasach będziemy potrzebować również cyberpartyzantów, partyzantów-hackerów, internetowych sabotażystów itp.

Tradycja powstańczo-partyzancko-konspiracyjna (niech żyje liberum conspiro!) będzie nam bardzo pomocna nie tylko jako rezerwuar praktycznych doświadczeń, uzupełniony przez studiowanie różnych rodzajów współczesnej taktyki partyzanckiej (Afganistan, Czeczenia, palestyńska intifada, partyzantka miejska), ale także jako instrument propagandy skierowanej na zagranicę – potencjalni agresorzy dwa razy się zastanowią, czy napaść na Polaków gotowych do popełnienia największych szaleństw w imię obrony swojej wolności. Nawet największy krytyk Muzeum Powstania Warszawskiego musi przyznać, że w ramach wojny psychologicznej pełni ono ważną funkcję odstraszającą.  Z MPP wysyłamy mocny sygnał ostrzegawczy do potencjalnych wrogów: my Polacy będziemy zawsze przeciwko wam knuć i spiskować, my nie cofamy się przed niczym, poszlibyśmy na wroga choćby z gołymi rękami, a pójdziemy tym bardziej, że wielu z nas ma broń zakupioną legalnie w sklepie.  „Gdy trąbki bojowej odezwie się ton”, wszyscy staniemy się „żołnierzami wyklętymi”.

(...)

Przeczytaj cały artukuł w portalnu Nowa Debata

Tomasz Gabiś

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości