Roman Mańka (autorka grafiki – Agnieszka Wieczorek). Na miejscu inicjatorów referendum wykorzystałbym powyższy motyw plakatu.
Roman Mańka (autorka grafiki – Agnieszka Wieczorek). Na miejscu inicjatorów referendum wykorzystałbym powyższy motyw plakatu.
Kurier z Munster Kurier z Munster
3256
BLOG

Czy POPiS zostanie "zabity" w Warszawie?

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 61

Zdecydowane wejście Ryszarda Kalisza do gry może być istotnym argumentem przesądzającym o ważności lub fiasku warszawskiego referendum. Z punktu widzenia szans na osiągnięcie progu frekwencyjnego, kluczowy będzie elektora lewicy kulturowej, bądź opisując to środowisko innymi desygnatami znaczeniowymi, kawiorowej, czyli zamożniejszej części Warszawiaków, ale żyjących wg lewicowego standardu kulturowego. Wyjaśniając problem jeszcze inaczej: jest to potencjalny target wyborczy Europy+, chociaż sam projekt polityczny Kwaśniewskiego, Siwca, i Palikota został już chyba porzucony.

Zwolennicy referendum zrobili w ostatnich dniach dobry krok: zagrali nazwiskami, co ważne po obydwu stronach sceny politycznej. A więc, używając terminologii piłkarskiej, rozciągnęli grę na skrzydła. W rolach skrzydłowych mocne postacie polskiej polityki: Kalisz i prof. Gliński.

Dlaczego szermowanie nazwiskami, w kontekście ewentualnych wyborów na prezydenta Warszawy, jest ważne? Istnieje przynajmniej kilka atutów tej taktyki (pisałem o tym kilka miesięcy temu, w publikacji pt „Donaldzie Tusk i Hanno Gronkiewicz-Waltz nie idźcie tą drogą!”).

Zazwyczaj w polityce nie należy dzielić skóry na niedźwiedziu. Jednak w tym przypadku jest inaczej. Wprowadzenie nazwisk to pokazanie alternatyw wobec Hanny Gronkiewicz-Waltz. W ten sposób zmienia się znaczeniowa konfiguracja referendum – nie jest już ono jałowym, destruktywnym projektem, lecz zyskuje wyraźny walor konstruktywny. To, to samo, co sformułowanie mniej więcej takiego komunikatu: Warszawa może być wielka, bo mamy lepszych kandydatów niż obecna prezydentowa; są alternatywy.  

Drugi ważny element tego samego wariantu taktycznego polega na wytworzeniu bodźców, które mają za zadanie zmobilizować wyborców do udziału w referendum. Nazwiska stają się bodźcami. Wyborcy mogą w ten sposób zracjonalizować swoją obecność przy urnach referendalnych, nadać jej, nie tylko negatywny, ale i pozytywny sens: przyszliśmy tu, bo chcemy aby prezydentem Warszawy był Kalisz albo Gliński.

Jak widać pojawia się nowy, konstruktywny, motyw. W politologii tego rodzaju zabieg nazywa się personifikacją problemu. W kampaniach politycznych często zostaje uwypuklany aspekt personalny, gdyż wywołuje on większe emocje. Pojedynki osobowe zazwyczaj bardziej mobilizują uwagę opinii publicznej.

Przekaz kampanii referendalnej został zdywersyfikowany. Wbrew pozorom oraz kontrowersjom, jakie wywołała litera „W” przedstawiona jako symbol referendum, nie ma jednego komunikatu adresowanego tylko do jednej grupy. Populacja ewentualnych odbiorców uległa dywersyfikacji. To ma pozwolić dotrzeć do szerszej i bardziej zróżnicowanej struktury elektoratów. Kalisz może przyprowadzić do urn swoich zwolenników, Gliński – swoich, ktoś inny – swoich. Do tego może dojść efekt synergii, w postaci 1 + 1 = 3.

Potencjalny wyborca ma okazję wziąć udział w referendum na zasadzie czegoś w rodzaju roszady motywacyjnej, zamieniając motyw destruktywny na konstruktywny: nie z powodu rozczarowania rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz, lecz ze względu na sympatię do Ryszarda Kalisza czy Piotra Glińskiego, uważając, że każdy z nich będzie lepszym prezydentem od obecnej prezydent. W tym miejscu pojawia się mechanizm racjonalizacji – przyszedłem do referendum w pierwszej kolejności, nie po to aby zamanifestować swoją niechęć wobec kogoś, ale sympatię. Tego rodzaju postawa jest dla wyborców łatwiejsza do przyjęcia, gdyż mogą ją sobie logicznie oraz moralnie wytłumaczyć.

Aktywizuje się też myślenie pragmatyczne. Jeżeli zwolennicy referendum żonglują nazwiskami kandydatów, to oznacza, że szanse na odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz muszą być spore. Psychologia społeczna pokazuje, że człowiek podejmując określone decyzje wyborcze, bierze pod uwagę aspekt pragmatyczny, a więc domniemanie prawdopodobieństwa czegoś. Działania wyborcze ludzi są często funkcją czynnika emocjonalnego i racjonalnego, albo najczęściej, współpracy między nimi – głosuję na najsilniejszą partię spośród tych które lubię, co nie oznacza, że właśnie ją lubię najbardziej; lub głosuję na formację która ma największe szans zwyciężyć z ugrupowaniem którego nie znoszę (kazus PO-PiS).

Na dwa inne momenty o charakterze politycznym warto zwrócić uwagę.

Kalisz gra na długi horyzont. Inicjatywa powołania przez niego stowarzyszenia „Dom wszystkich. Polska”, było rokoszem wobec formacji budowanej przez Palikota, a tak naprawdę, przez Siwca. Za wszystkim cały czas stoją ludzie Kwaśniewskiego. Nieprzypadkowo Kalisz, jako nazwę nowego podmiotu, wykorzystał hasło z kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego z 2000 r. Kwaśniewski chce „wykończyć” Millera, a warszawskie referendum i ewentualne wybory później, daje mu ku temu świetną okazję. Kalisz zgadza się w tym układzie pełnić rolę marionetki – najpierw może być prezydentem Warszawy, następnie Polski. Ale za sznurki pociągać będą inni ludzie: Kwaśniewski, Kulczyk, itp. Ten pierwszy dzięki ruchowi Kalisza może z twarzą „uciec” z Europy+.

Wcale nie jest pewne, że jeżeli uda się odwołać Hannę Gronkiewicz-Waltz, to PiS wygra wybory będące konsekwencją referendum. Możliwe są dwa warianty rozwoju sytuacji.

Pierwszy to taki, w którym Warszawa stanie się Stalingradem dla całego PO-PiS-u. Referendum pogrzebie układ, dominujący w polskiej polityce nieprzerwanie od 2005 r. Manat polityczny PO, PiS, ale również SLD zacznie ulegać postępującej delegitymizacji. Wybory na prezydenta Warszawy wygra lewica kulturowa, co da jej olbrzymie zasoby paliwa politycznego. W tym wariancie – paradoksalnie – PiS może stracić na referendum więcej niż PO.

Drugi scenariusz uwypukla głupotę polskich legislatorów. Może się zdarzyć coś niesłychanego: że Hanna Gronkiewicz-Waltz przegra referendum, ale wygra wybory. Teoretycznie oraz w sensie formalno-prawnym, taka wersja rozwoju sytuacji jest możliwa, zaś sondaże pokazują, że jej prawdopodobieństwo jest spore. Paradoks wydarzeń polega na tym, że obecnej prezydent łatwiej byłoby wygrać wybory niż referendum (o tym również już pisałem w ramach Salonu24).

Na trzeci wariant zwraca uwagę prof. Andrzej Zybertowicz. Po przegranym referendum Tusk doprowadzi do przyspieszonych wyborów parlamentarnych, w myśl zasady, "ratuj się kto może". Ten scenariusz byłyby najlepszy dla PiS, gdyż w trakcie przyspieszonych wyborów partia Kaczyńskiego prawdopodobnie zdobyłaby władzę.

Za referendum w Warszawie personalnie stoi Guział. To człowiek lewicy, który będzie grał na Kalisza, czyli tak naprawdę, na układ Kwaśniewskiego. Ten fakt nie jest bez znaczenia.

W tle całej sytuacji toczy się wojna w kontrwywiadzie.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka