Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek)
Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek)
Kurier z Munster Kurier z Munster
1928
BLOG

Czy Donald Tusk poda się do dymisji?

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 15

Hanna Gronkiewicz-Waltz ma niewątpliwe zasługi dla nierozgarniętych samorządowców. Gdy w 2006 r. nie złożyła oświadczenia majątkowego w terminie, kilkudziesięciu innych wójtów, burmistrzów, bądź prezydentów uratowało swoje „stołki”. Chociaż dyspozycja przepisów prawnych była bardzo jasna: nie złożyłaś oświadczenia w okresie wskazanym przez ustawę, tracisz mandat z automatu.

Teraz historia powtarza się w nieco zmodyfikowanej formie. Trzeba było zorganizować referendum w Warszawie, aby prezydent Komorowski zainicjował forsowanie rozwiązania podwyższającego wysokość progu frekwencyjnego, czyli w istocie niebywale antydemokratycznego projektu legislacyjnego.

W całej sprawie właśnie to jest najbardziej żenujące: że są równi i równiejsi, jak w wiekopomnym dziele Georga Orwella pt. „Folwark zwierzęcy”. Jest „koryto”, którego pewne środowiska bronią wszelkimi możliwymi sposobami. Mamy do czynienia z ewidentnym instrumentalizowaniem prawa dla celów politycznych. A wszystko z powodu jednej osoby. To jest materiał na poważną polityczną aferę.

Wśród socjologów funkcjonuje stare powiedzenie, które kiedyś już cytowałem w Salonie24: „jeżeli wybory mogłyby coś zmienić, politycy już dawno by je zlikwidowali”. W Polsce wybory zmieniały dotychczas raczej niewiele, inaczej referenda – one zaczęły odgrywać funkcję luki prowadzącej do delegitymizacji władzy. Bronisław Komorowski postanowił zlikwidować referenda, czyli mechanizm który w gruncie rzeczy jest najbardziej obywatelski – bo oddolny, jakkolwiekby na problem nie patrzeć.

Dlaczego dla obecnej władzy (koalicji PO-PSL) referenda są zagrożeniem? Cała sytuacja rozgrywa się w przestrzeni samorządowej; rząd operuje w innym wymiarze – na poziomie centralnym. Ale tu jest właśnie pewien paradoks.

Aspekty centralny i lokalny formalnie są rozdzielone. Jednak w praktyce zostały mocno powiązane. Polityczny jest mechanizm selekcji elit samorządowych. Ordynacja wyborcza do sejmików samorządowych, rad powiatów, tudzież rad miejskich w dużych aglomeracjach, właściwie powiela mechanizm funkcjonujący w wyborach sejmowych. Kadry samorządowe są generowane przez partie polityczne, których struktury są scentralizowane. Mamy zatem istną kwadraturę koła: zdecentralizowaną formę samorządową, ale scentralizowaną, polityczną treść. Na dłuższą metę ten system jest nie do utrzymania.

Jednak największe zagrożenie dla rządzących znajduje się w innym miejscu, i jest zjawiskiem o wiele szerszym niż polskie doświadczenia demokratyczne. To proces ogólnoświatowy, czego Donald Tusk, Bronisław Komorowski oraz czołowi polscy politycy jeszcze nie dostrzegają. W dobie elektronicznych mediów doszło nowe źródło legitymizacji władzy.

Do tej pory aktualna była klasyfikacja Maxsa Webera, dzieląca źródła legitymizacji władzy na trzy kategorie: tradycyjną, czyli determinowaną przez sukcesję pokoleniową – np. z ojca na syna, itp., a funkcjonującą jeszcze w monarchiach; charyzmatyczną, kształtowaną przez cechy charakterologiczne przywódców – np. Margaret Thatcher, Roald Reagan; oraz legalną, zinstytucjonalizowaną przez prawo i procedury demokratyczne. W realnej rzeczywistości wszystkie te źródła legitymizacji mogą się w mniejszym lub większym stopniu przenikać.

Obecnie doszło jeszcze jedno ważne źródło – sondaże opinii publicznej. Ten czynnik w zamyśle miał pełnić funkcję reaktywną, receptywną, ale w praktyce i w sprzężeniu wtórnym, dokonała się transformacja w kierunku roli kreatywnej. Rządzenie podlega współcześnie permanentnemu pomiarowi demoskopijnemu, zaś ten pomiar wpływa na jakość rządzenia. Badania sondażowe działają niczym giełda papierów wartościowych - otwierają pole dla spekulacji. W demokracjach często działa mechanizm znany z rozumowania potocznego: „głupiś boś biednyś, biednyś boś głupiś”, itd.

Co mają do tego referenda o odwołanie władz samorządowych czy wybory nacechowane uwarunkowaniami wybitnie lokalnymi?

Urealniają proces regresji sondażowej. Czynią upadek poszczególnych formacji politycznych bardziej namacalnym. Wyborca lubi dotknąć jakiegoś zjawiska. Same sondaże mogą być dla niego bodźcem sugestywnym, jednak płynącym ze sfery dość abstrakcyjnej. Referendum to rzecz jak najbardziej realna, namacalna, materialna, zinstytucjonalizowana, etc. Zaś powiązanie wymiaru samorządowego z politycznym powoduje, że drgania oraz napięcia wytwarzane na dole przenoszą się do góry. W tym elemencie tkwi największe zagrożenia dla Platformy Obywatelskiej.

W Polsce na przestrzeni obecnej kadencji władz municypalnych odbyło się ponad 60 referendów. W 12 przypadkach były skuteczne. Na pozór mogłoby się wydawać, że jest to niegroźny mechanizm demokratyczny. Jednak fenomen referendów determinowany jest czym innym.

Mechanizm referendalny został skonstruowany w taki sposób, że o wiele łatwiej osiągnąć próg frekwencyjny w dużych ośrodkach. Decyduje o tym kilka zmiennych, ale jedna jest wiodąca – poziom anonimowości.

W małych miejscowościach wójt zna każdego mieszkańca. Może go dotknąć, pogrozić mu palcem, nie umorzyć podatku, wysłać do domu komisję budowlaną, itp. Ludzie się boją. Autentycznie jest to pokazane w popularnym serialu telewizyjnym „Ranczo”. Ileż polskich wójtów odnajduje tam swoje podobieństwo?!

W dużych aglomeracjach to zjawisko występuje mniej ostro. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zna wszystkich mieszkańców Warszawy, fizycznie nie jest w stanie zapukać do drzwi ich mieszkań, nie będzie sprawdzała spisów wyborców, aby przekonać się, kto odliczył się przy urnach. Wyborcy podejmując decyzje referendalne mają tych okoliczności świadomość.

Dystans pomiędzy prezydent stolicy a mieszkańcami jest większy, niż ma to miejsce w małych ośrodkach gminnych. Ale przez to sankcja związana z postawą wyrażoną w referendum jest mniejsza. Decyduje o tym poziom anonimowości.

Czy można skutecznie rządzić w warunkach niskich sondaży preferencji politycznych, kiedy dodatkowo opozycja w sojuszu z obywatelami odwołuje władze wywodzące się z PO, w prestiżowych ośrodkach samorządowych, uważanych do tej pory za bastiony Platformy?

Oczywiście można dryfować. Rozkołysany przez fale morza okręt jeszcze jakiś czas popłynie. Liczyć na przypadkowy wiatr w żagle, który powieje niewiadomo skąd. Ale jest to rejs bez kursu. W ten sposób nie da się dopłynąć do żadnego lądu. Niestety, powiedzmy sobie szczerze: Tusk nie jest wielkim żeglarzem.

Prof. Wawrzyniec Konarski nazywa proces coraz bardziej charakteryzujący polską politykę – delegitymizacją. To zjawisko przejawia się na wielu poziomach, opisałem tylko dwa z nich, kluczowe. W dzisiejszej demokracji bez utrzymania wysokiego poziomu pomiarów sondażowych, skutecznie rządzić się nie da. Wówczas władza nie posiada zdolności do podejmowania reform. I coś z tym trzeba zrobić: albo podać się do dymisji, rozpisać nowe wybory parlamentarne, i pozwolić odświeżyć władzy mandat; albo sięgnąć po głębsze rozwiązania (zakazać publikacji sondaży, wprowadzić jednokadencyjność, itp.). Tyle tylko, że aby to uczynić, trzeba mięć silny mandat. I tu koło się zamyka.

W pewnym kontekście Hanna Gronkiewicz-Waltz ma rację: warszawskie referendum jest plebiscytem. Wcale nie chodzi o odwołanie prezydent. To wydarzenie ma głębszy sens. Apele premiera Tuska oraz czołowych polityków PO o pozostanie w domach, podbiły stawkę referendum, wypełniając je treścią metapolityczną. Gra toczy się o coś więcej niż polityka: o obronę demokracji oraz społeczeństwa obywatelskiego, którego na zadawalającym poziomie nigdy w Polsce nie udało się zbudować.

Warszawiacy mają do wyboru dwie postawy: Albo mieć wszystko w d…., zachować się obojętnie, egoistycznie, oportunistycznie; jak swego czasu mieszkańcy Hadleyville, w westernie „W samo południe”, co jest działaniem najłatwiejszym, najwygodniejszym, ale krótkowzrocznym i destruktywnym. Albo odwołać się do etosu obywatelskiego, etosu Wille’a Kane, do standardu demokratycznego. Wyjść z okopów własnej prywatności oraz myślenia konsumpcyjnego. Przyjąć postawę obywatelską.

Porażka tego referendum będzie porażką demokracji.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka