Autor tekstu Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek); Szeryf Will Kane - symbol postawy obywatelskiej.
Autor tekstu Roman Mańka (autorka grafiki - Agnieszka Aleksandra Wieczorek); Szeryf Will Kane - symbol postawy obywatelskiej.
Kurier z Munster Kurier z Munster
1369
BLOG

Likwidacja progów frekwencyjnych!

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 46

Korekta prawa referendalnego powinna iść w odwrotnym kierunku niż chce prezydent Bronisław Komorowski: potrzebne jest nie podwyższenie poziomu progów frekwencyjnych, lecz ich całkowite zniesienie. Pisałem o tym w Salonie24 już bez mała cztery lata temu. Dziś ponawiam swoją propozycję, apelując do posłów, senatorów, partii politycznych, blogerów o zmianę aktualnych przepisów prawa.

Na czym polega fenomen referendów, zwoływanych w różnych miejscach Polski, w sprawie odwołania organów wykonawczych samorządu terytorialnego? Mechanizm referendalny jest nieczytelny i sugeruje, iż najlepszą formą obrony stanowiska samorządowego jest przyjęcie taktyki destruktywnej, zorientowanej na tłumienie frekwencji. Tu można się łatwo poślizgnąć.

Kilka lat temu zwołano referendum w Łodzi, o odwołanie ówczesnego prezydenta miasta, Jerzego Kropiwnickiego. Sam zainteresowany nawoływał do bojkotu referendum, uważając inicjatywę zmierzającą do delegitymizacji jego rządów za bezzasadną. Zdecydowana większość Łodzian nie poszła do referendum, czyli można by z tego wyciągnąć wniosek, że wyborcy opowiedzieli się za Kropiwnickim, jednak prezydent został odwołany, bo ilość jego przeciwników była wystarczająca. Wówczas zabrał głos Jarosław Kaczyński, nazywając referendum "dziwnym mechanizmem".

Gra na obniżenie frekwencji wydaje się rozwiązaniem najprostszym. Aktualne przepisy prawa, intelektualnie narzucają włodarzom samorządowym tego typu myślenie, preferując postawy negatywne – bierne oraz, w istocie, antyobywatelskie. Jednak tu jest pewna pułapka.

Kunktatorstwo nie zawsze popłaca. Nawoływanie do pozostania w domach, czyli inaczej mówiąc, do rezygnacji z przywileju obywatelskiego, jest zadaniem niewdzięcznym oraz karkołomnym. Poza tym, taka taktyka pozbawia wszelkich walorów ofensywnych. To przeciwnik ma atuty i jest w natarciu.

Andrzej Stankiewicz z Rzeczpospolitej stwierdził w programie „Loża prasowa”, że z punktu widzenia własnych interesów Platforma Obywatelska przyjęła taktykę racjonalną. Jego zdaniem, przy urnach referendalnych odliczają się przede wszystkim przeciwnicy danego samorządowca. Paweł Wroński z Gazety Wyborczej, zastanawiał się niedawno, czy PO mogła w ogóle przyjąć inna taktykę niż defensywną.

Cały szkopuł w tym, że PO wybrała taktykę właśnie nieracjonalną. Wszystko za sprawą błędnej oceny sytuacji, o czym w ramach Salonu24 przestrzegałem od dawna, choćby stosując analogię Warszawy do Stalingradu. Badania opinii publicznej pokazują, że zwolenników Hanny Gronkiewicz-Waltz jest w Warszawie więcej niż przeciwników. Na własne życzenie prezydent stolicy pozbawiła się własnego zaplecza.

Nawet jeżeli referendum nie będzie skuteczne w sensie formalno-prawnym, to w aspekcie politycznym da różne możliwości interpretacyjne. Przeciwnicy zapewne będą chcieli to zdyskontować.

Nie jest też do końca tak, jak twierdzi Andrzej Stankiewicz, jakoby do referendów chodzili przede wszystkim przeciwnicy konkretnego prezydenta, burmistrza, czy wójta. Stankiewicz dobrze opisuje zjawisko, ale źle diagnozuje jego przyczyny. Istotnie oponenci określonych włodarzy samorządowych mają zazwyczaj miażdżącą przewagę przy urnach, ale bierze się to stąd, że ci ostatni nakłaniają ich do gremialnego pozostania w domach. Zachowanie wyborców jest więc często reakcją na apele samych zainteresowanych.

Mamy więc w Polsce przepisy, które w praktyce działają przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu. Jest to standard białoruski, ale nie europejski czy demokratyczny. Dzieje się tak dlatego, że osoby zaatakowane w referendach idą na łatwiznę, sięgając po najprostszy, w ich ocenie, wariant taktyczny, w imię reguły Machiavellego: „cel uświęca środki”. Ustawodawca niedostatecznie zantycypował ten problem.

W demokracji istnieje zawsze jakaś grupa wyborców, która nie angażuje się w życie obywatelskie. Wg badań cytowanych przez prof. Radosława Markowskiego, w Polsce występuje zjawisko populacji wyborczej, totalnie niemobilzowalnej. To oznacza, że ci ludzie po 1989 r. ani razu nie odliczyli się przy urnach wyborczych. Nie docierają do nich żadne bodźce polityczne. Ich postawa jest raczej wyrazem protestu a nie aprobaty doświadczanego stanu.

Cynizm samorządowców oraz polityków apelujących o bojkot referendów polega na tym, iż bazują na tej grupie, dodając do niej swoich zwolenników (przeciwników referendum). Tymczasem stopień alienacji populacji biernej wyborczo jest posunięty poza granicę oznaczającą obywatelską aktywność. To środowisko wyraża protest nogami. Jednak gdyby przyjąć narrację forsowaną przez PO, trzeba by było te osoby zaliczyć do grona obrońców Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Czy propozycja prezydenta Komorowskiego jest dobra? Oczywiście, że nie. Jest antyobywatelska i antydemokratyczna. Podwyższenie progu frekwencyjnego, to w gruncie rzeczy obniżenie poziomu kontroli społecznej, która i tak w ostatnich latach została mocno przytłumiona. Jeżeli prawo zaprojektowane w Pałacu Namiestnikowskim weszłoby w życie, wielu samorządowców – zwłaszcza w małych ośrodkach – poczuje się bezkarnymi, nieodwoływanymi; a to zadziała demoralizująco. Skądinąd wiadomo, że już teraz demokracja w małych ośrodkach samorządowych jest fasadą, groteską, fikcją, iluzją.

Pożądane rozwiązanie powinno iść w kierunku odwrotnym niż proponuje pierwsza osoba w państwie: w stronę uwolnienia demokracji, oddania jej w ręce ludzi, jak zapowiadał niegdyś AWS: (...) „idziemy po władzę, aby oddać ją ludziom”, czego niestety formacja ta nigdy nie zrealizowała; podobnie jak PO, głosząca hasło: „uwolnić energię Polaków!” (właśnie próbujemy uwolnić…).

Nie podniesienie progów frekwencyjnych lecz ich całkowita likwidacja przyniesie oczekiwane rezultaty. Wówczas poddani osądowi referendum włodarze samorządowi nie będą mogli sięgać po taktyki kunktatorskie, destruktywne, defensywne; bazujące na biernych postawach społeczeństwa, ale zmuszeni zostaną do przyjęcia pozycji kreatywnej, wyrażającej się w przekonywaniu oraz mobilizowaniu wyborców. A jeżeli tę rywalizację przegrają? Mówi się trudno, krążenie elit to zaleta demokracji, nie wada; jakby się komuś mogło wydawać.

Zniesienie progów frekwencyjnych przyczyni się do zwiększenia kontroli społecznej oraz radykalnie wzmocni obywatelski charakter wspólnot lokalnych. Tylko pozornie w referendach będzie mogło wystąpić zjawisko niskiej frekwencji, bo w praktyce obydwie strony sporu będą mobilizować, zaś spór i towarzyszące jemu emocje, raczej nakręcają frekwencję a nie tłumią – spójrzmy na kazus wyborów prezydenckich w 1995 r. oraz parlamentarnych w 2007: wysoka frekwencja wystąpiła tam, gdzie była silna polaryzacja polityczna; zależność tę potwierdza wiele przykładów samorządowych.

Referenda łatwiej spacyfikować poprzez bojkot w małych ośrodkach lokalnych. Decyduje o tym niższy poziom anonimowości społecznej oraz wyższy pułap klientelizmu – może nie tyle wyższy, co bardziej odczuwalny (również tego negatywnego), i dokuczliwy – np. domniemanie sankcji z powodu udziału w referendum, w postaci nieprzychylnych decyzji, wywołuje silniejszą presję na zachowania wyborców.

W dużych aglomeracjach miejskich mechanizm ten działa nieco inaczej. W Łodzi, Częstochowie, Słupsku, referenda zakończyły się sukcesem.

Jak będzie w Warszawie?

Zadecydują o tym trzy grupy wyborców. Największą rolę odegra elektorat lewicy kulturowej – on może przesądzić o losach Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dla wyborców SLD komunikat partii jest niespójny, co spowoduje, że mogą podzielić się w decyzjach, a to z kolei będzie raczej działało na korzyść warszawskiego referendum.

Pozostaje populacja, która do referendum pójdzie (albo nie pójdzie) na zasadzie trendu obywatelskiego, nie pozycjonowana bodźcami politycznymi. Zbyt silne upartyjnienie akcji mobilizowania wyborców, może na to środowisko działać odstraszająco. Jednak, gdyby do gry wszedł bardziej zdecydowanie ktoś postrzegany jako gracz względnie niezależny (np. Paweł Kukiz), wówczas Hanna Gronkiewicz-Waltz może mieć poważny kłopot.

Ciekawy chwyt marketingowy zastosował, mimochodem w kontekście referendum, Janusz Palikot: „Twój Ruch”, brzmi jak apel do wyborców.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka